Rozdział 73 - Patronusy

Start from the beginning
                                    

— Zdecydowanie — przytaknął mu jego bliźniak.

— Przecież już macie. — Usłyszeliśmy za plecami głos ich młodszej siostry. Ginny akurat wracała do wieży Gryffindoru i dołączyła do naszej wędrówki po schodach. — Wrzód na dupie numer jeden i numer dwa.

Bliźniacy spojrzeli po sobie z lekką irytacją, a ja nieudolnie zamieniłam parsknięcie śmiechem na atak kaszlu.

~ * ~

Kiedy na korytarzach ludzie nie rozmawiali o zbiegłych Śmierciożercach, śmiali się z koszmarnego występu Gryffindoru w ich meczu przeciwko Hufflepuffowi. Niekótrzy (z sekcji tych wrednych uczniów) śpiewali "Weasley jest naszym królem" tak głośno i często, że przed zachodem słońca jawnie poirytowany Filch zabronił robienia tego na korytarzach. To był chyba jedyny moment w ciągu całej dotychczasowej edukacji, kiedy się z nim w czymś zgadzałam.

Tego dnia na przerwie między lekcjami, gdy wychodziliśmy z klasy Snape'a, wyjątkowo nie było słychać śpiewu czy głupkowatych śmiechów, a krzyki. Krzyki, które dochodziły z sali wejściowej, lub z tych okolic. 

Całą klasą rzuciliśmy się do biegu w kierunku kamiennych stopni prowadzących do góry z lochu, a krzyki stawały się coraz głośniejsze. Kiedy dotarliśmy do szczytu schodów, ujrzałam wypełnioną salę wejściową. Uczniowie wylali się z Wielkiej Sali, gdzie właśnie trwał lunch, a inni wychylili się przez poręcze marmurowych schodów, aby zobaczyć, co się dzieje na dziedzińcu. 

Przepchałam się z przyjaciółmi przez grupkę wysokich Ślizgonów, gdzie akurat stali Fred z George'em i zobaczyłam, że obserwatorzy zebrali się w wielki krąg. Niektórzy wyglądali na wstrząśniętych, inni nawet na wystraszonych. Profesor McGonagall stała dokładnie na środku, przytrzymując profesor Trelawney, która chwiała się na nogach, trzymając różdżką w jednej dłoni i pustą butelką po sherry w drugiej. Jej włosy sterczały, jakby dopiero wstała z łóżka, a okulary były przekrzywione. Przed nią zaś stały dwa wielkie kufry (jeden z nich wywrócony). Naprzeciwko znajdowała się zadowolona z siebie Umbridge.

Okazało się, że Umbridge postanowiła wyrzuć Trelawney z Hogwartu, lecz skończyło nieco inaczej; wkroczył Dumbledore i ogłosił, że dotychczasowa nauczycielka wróżbiarstwa zostanie w Hogwarcie, ale nie będzie już uczyć. Za to naszym nowym profesorem został centaur Firenzo.

— Ciekawi mnie, jak będą wyglądać z nim zajęcia — zaczęłam, po czym przeciskając się z innymi z powrotem do zamku, ujrzałam obok nas Larissę. — O, hej! Cały czas byłaś obok nas?

— Eee... właściwie to tak — odparła Ślizgonka, drapiąc się niepewnie po ręce.

— To co nie mówisz! Czemu zawsze jesteś taka cicha i wycofana? — zapytałam, łapiąc Lupin pod ramię i ciągnąc ją z nami. Stwierdziłam, że musi się z nami dzisiaj poszwendać bez większego celu po Hogwarcie, jak to czasem robimy i spędzić miło czas.

— Bo nie wiem, co mam mówić.

— Co chcesz — wtrącił Harry, wzruszając ramionami. W końcu było to takie proste rozwiązanie.

— No tak... Ale wy się znacie od pierwszej klasy, ja jestem w tej szkole od trzeciej, a zadajemy się od piątej i to tylko dlatego, że jestem na doczepkę, bo mój tata jest w Zakonie i nie chce mnie zostawiać samej w domu.

Po tych słowach zatrzymałam się gwałtownie, przez co idący za mną Fred wpadł mi prosto na plecy.

— Co ty mówisz? — zapytał Ron, marszcząc brwi. — Jaką doczepkę?

— Jesteś w naszej paczce — oznajmiłam stanowczo, patrząc prosto w jej zielone oczy. — Z tego nie ma powrotu i żadnych "ale".

— Na doczepkę — powtórzył Fred, kręcąc głową, po czym prychnął niezadowolony. — I to mówi osoba, której się zwierzyłem ostatnio. Myślisz, że mówię takie rzeczy ludziom na doczepkę?

Camille • George WeasleyWhere stories live. Discover now