Camille • George Weasley

By Rosemary_Weasley

675K 39.9K 50.5K

❝Nie wiem, czy to zauważyłeś, ale chwilę przed wyznaniem, że ma tutaj wszystko, co kocha, zerknęła na ciebie... More

Wstęp
Zwiastun
Rozdział 1 - Podwójne kłopoty
Rozdział 2 - Zajęcia czas zacząć
Rozdział 3 - Zakazane piętro
Rozdział 4 - Boże Narodzenie
Rozdział 5 - Smok i Zakazany Las
Rozdział 6 - Wakacje
Rozdział 7 - Z Nory do Hogwartu
Rozdział 8 - Strzeżcie się wrogowie dziedzica
Rozdział 9 - Walentynki
Rozdział 10 - Dlaczego to nie mogą być motyle?
Rozdział 11 - Malfoy Manor
Rozdział 12 - Do the Hippogriff
Rozdział 13 - Draco
Rozdział 14 - Hogsmeade
Rozdział 15 - Gryffindor vs. Slytherin... a może Hufflepuff?
Rozdział 16 - Mapa Huncwotów
Rozdział 17 - Dodatkowe zajęcia
Rozdział 18 - Patronus
Rozdział 19 - Wszystkiego najlepszego Gred i Forge!
Rozdział 20 - Pełnia
Rozdział 21 - Władcy czasu
Rozdział 22 - Dolina Godryka
Rozdział 23 - Wakacje z bliźniakami
Rozdział 24 - Mistrzostwa Świata w Quidditchu
Rozdział 25 - Czwarty rok
Rozdział 26 - Czara Ognia
Rozdział 27 - Kibicuj Cedrikowi Diggory'emu
Rozdział 28 - Świetnie Rogogon!
Rozdział 29 - George
Rozdział 30 - To nie jest randka!
Rozdział 31 - Kłopoty w raju
Rozdział 32 - Pod Trzema... Randkami?
Rozdział 34 - Bal Bożonarodzeniowy
Rozdział 35 - Better than Firewhiskey
Rozdział 36 - Na lądzie trudno śpiewać nam
Rozdział 37 - Drugie zadanie
Rozdział 38 - Wizje cz.1
Rozdział 39 - Wizje cz.2
Rozdział 40 - Trzecie zadanie
Rozdział 41 - Nasze serca biją jednym rytmem
Rozdział 42 - Nieproszeni goście
Rozdział 43 - Grimmauld Place 12
Rozdział 44 - The kids are back
Rozdział 45 - Nocny napój
Rozdział 46 - I Don't Want To Miss A Thing
Rozdział 47 - I znowu na Grimmauld Place
Rozdział 48 - Debahanacja
Rozdział 49 - Ronuś Prefekt
Rozdział 50 - Uśmiechy dla Umbridge
Rozdział 51 - Obrona Przed Czarną Magią
Rozdział 52 - Pomóż mi zakopać zwłoki
Rozdział 53 - Nowy obrońca
Rozdział 54 - Wielki Dewastator Hogwartu
Rozdział 55 - Żadnego znaku pulsu
Rozdział 56 - Gospoda Pod Świńskim Łbem
Rozdział 57 - Szwadron Czarodziejów Alfa
Rozdział 58 - Nieszczęście ubiera się w szmaragdowe szaty
Rozdział 59 - Czas milczenia
Rozdział 60 - Zamknięci w czterech ścianach
Rozdział 61 - Świadkowie śmierci
Rozdział 62 - Wypowiedzenie wojny Weasleyowi
Rozdział 63 - Święta na Grimmauld Place cz.1
Rozdział 64 - Święta na Grimmauld Place cz.2
Rozdział 65 - Kołatka w kształcie orła
Rozdział 66 - Sylwester u Krukonów
Rozdział 67 - Po północy
Rozdział 68 - Co rude to wredne
Rozdział 69 - Weasley & Weasley & Rainwood
Rozdział 70 - Ciasteczka, gwiazdy i my dwoje
Rozdział 71 - Mecz z Puchonami
Rozdział 72 - Pogromca Daviesa
Rozdział 73 - Patronusy
Rozdział 74 - Nowy dyrektor
Rozdział 75 - Narowiste Świstohuki Weasleyów
Rozdział 76 - Babski wieczór
Rozdział 77 - Porady zawodowe
Rozdział 78 - Ucieczka Freda i George'a
Rozdział 79 - Standardowe Umiejętności Magiczne
Rozdział 80 - Lot na testralach
Rozdział 81 - Departament Tajemnic

Rozdział 33 - Ferie zimowe

8.4K 558 323
By Rosemary_Weasley

Wpatrywałam się jak głupia w drzwi, za którymi zniknął Weasley. Dopiero docierało do mnie, co zrobiliśmy w drodze do skrzydła szpitalnego. Już całkiem nie wiedziałam co zrobić. Iść za nim? Zostać? Zastanawiałam się, czy był on przygnębiony z powodu tego, co zaszło między nami, czy z obecności Cedrika. Nie zważając na nic, wybiegłam za George'em. Krążyłam jakiś czas po korytarzach Hogwartu, lecz na marne. Nie wiedziałam gdzie poszedł. Zrezygnowana zmierzałam ku schodom prowadzących do wieży Gryffindoru, lecz nagle ktoś złapał mnie za ramię, przez co się przestraszyłam i odskoczyłam.

— Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć — powiedział Diggory, smutnym głosem.

— Nic się nie stało — odparłam, uśmiechając się półgębkiem.

— Wystrzeliłaś z tego szpitala jak poparzona... — zawahał się na chwilę. — Widziałaś który chłopak dolał ci eliksiru do napoju?

— Nie wiem, kto to zrobił.

— Na pewno dobrze się czujesz? — spojrzał na mnie z troską.

— Dobrze — odparłam. — Tylko nigdy wcześniej nie byłam pod wpływem eliksiru... trochę dziwne uczucie.

— No tak... w każdym razie cieszę się, że już po wszystkim.

Przez chwilę wpatrywałam się w przestrzeń, a słowa Puchona jakby do mnie nie docierały.

— Musimy pogadać.

Jego ton był poważny. Zaczęłam się zastanawiać, czy widział, jak całowałam George'a. W ciszy ruszyliśmy w stronę sali wejściowej, aby udać się na dziedziniec, lecz zanim tam dotarliśmy, z oddali usłyszeliśmy jakieś krzyki tłumu. Ruszyliśmy w stronę hałasu. Gdy doczłapaliśmy pod Wielką Salę, na miejscu była już McGonagall i spora grupa gapiów. Pod ścianą zauważyłam jakiegoś chłopaka z Beauxbatons z krwią cieknącą z nosa, a na środku stał George. Jego mordercze spojrzenie utkwione było w chłopaku, łapiącym się za twarz.

— Mogłeś przyjść do któregoś z nauczycieli i powiedzieć kto to zrobił, zamiast urządzać bijatykę na środku korytarza! — pouczała go opiekunka naszego domu. — Szlaban panie Weasley! Rozejść się!

— To on! — Diggory fuknął pod nosem i zrobił krok w stronę francuza, lecz w porę złapałam go za ramię i zatrzymałam.

— Przestań... McGonagall się nim zajmie.

Uczniowie zaczęli odchodzić, gorączkowo rozmawiając o tym, co tutaj zaszło.

— A ty, wstawaj! — powiedziała do zakrwawionego chłopaka. — Idziesz ze mną do madame Maxime!

Weasley odwrócił się i spojrzał to na mnie to na Cedrika, po czym ruszył w kierunku schodów.

— George! — zawołałam, ale chłopak się nie zatrzymał.

Wodziłam za nim chwilę wzrokiem, po czym jakbym się ocknęła i odwróciłam się do Cedrika. Widać było, że coś go gryzie.

Chciał pogadać, więc bez zbędnego przedłużania, wyszliśmy na zewnątrz i stanęliśmy przy jednym z filarów. Złapałam się za ramiona, lekko je pocierając, tym samym starając zatrzymać trochę ciepła. W duchu gratulowałam sobie ubrania ciepłej bluzy.

— Słuchaj — zaczął szarooki, przybliżając się do mnie. — Wiesz, że cię kocham, prawda?

— Tak... — odparłam, marszcząc brwi. Nie brzmiało to dobrze. — Do czego zmierzasz, Ced?

Chłopak chwilę milczał, wpatrując się w swoje buty, po czym podniósł na mnie wzrok i rzekł:

— Nie wiem, czy zduszasz w sobie te uczucia, czy po prostu nie jesteś ich świadoma, ale ja widzę, co się dzieje.

— Przecież nic się nie dzieje. O czym ty...?

— Czujesz coś do niego, ja to wiem — stwierdził Diggory. Poczułam gulę w gardle. Dokładnie wiedziałam, że mówi o George'u. — Widać to po sposobie, w jaki na niego patrzysz... A ja nie chcę, abyś żałowała, że ze mną jesteś. Powinnaś być szczęśliwa, tak, jakbyś była z nim. Bardzo bym chciał, abym to był ja zamiast niego, ale tak jak powiadają: jeśli kogoś kochasz, pozwól mu odejść.

— Ced... ja — jęknęłam łamiącym się głosem, a w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. — Przestań... ja nie rozumiem.

— Proszę, nie płacz — odparł, wycierając moje policzki.

— Jak mam tego nie robić, skoro chcesz mnie zostawić?! — wydarłam się na niego, a włosy zalśniły mi krwistą czerwienią, aby po chwili zmienić kolor na jasny niebieski.

Puchon przyciągnął mnie do siebie i przytulił, starają się mnie uspokoić. Chwilę stałam w zupełnym bezruchu, aż w końcu odsunęłam się gwałtownie od Cedrika. Zdałam sobie sprawę, że w ostatnim czasie ciągle ryczę, a nigdy tak nie robiłam, a przynajmniej nie tak często i tym bardziej nie publicznie.

Włosy powróciły do swojego rudego koloru, a ja spojrzałam chłopakowi prosto w oczy, zastanawiając się, co powiedzieć.

— Naprawdę cię przepraszam, Cam. Kocham cię i zawsze będę, ale musisz mnie zrozumieć.

— Nie... po prostu... po prostu daj mi spokój — rzekłam, starając się ze wszystkich sił nie dać po sobie poznać, jak bardzo mnie to boli.

I nie czekając na jego odpowiedź, ruszyłam szybkim krokiem do zamku, a następnie puściłam się biegiem w kierunku ruchomych schodów. Przeskakując po dwa stopnie, dotarłam na siódme piętro i wpadłam do pokoju wspólnego. Natychmiast skierowałam się do dormitorium, lecz tuż przy moich drzwiach wpadłam na George'a, który właśnie zmierzał na dół.

— Co się stało? — zapytał, zapewne sądząc po moim wyglądzie, że coś jest nie tak.

— Och, teraz cię to ciekawi? A jak cię wołałam, to nie łaska było się zatrzymać, albo chociaż coś odpowiedzieć? — syknęłam. — Wybiegłam za tobą, kretynie!

— Było mi głupio przez to, co się stało... no wiesz.

— Już nieważne — mruknęłam i wyminęłam chłopaka, aby dostać się do swojego pokoju.

Trzasnęłam drzwiami i położyłam się na łóżku. Dopiero po chwili wszystko znowu do mnie wróciło, a przez natłok emocji nie wytrzymałam i po raz kolejny zaczęłam płakać.

— Camille — usłyszałam łagodny głos George'a i ciche zamknięcie drzwi.

Wytarłam policzki i zerknęłam na chłopaka, który niepewnie wszedł do mojego pokoju. Jego kasztanowe oczy wpatrywały się we mnie z troską.

— Proszę, zostaw mnie — wymamrotałam.

— Już cię raz zostawiłem i nie skończyło się to dobrze — odparł, podchodząc do mnie nieco pewniej. Usiadł na skraju łóżka i złapał mnie za dłoń, której wierzch od razu zaczął gładzić kciukiem.

— Pokłóciliście się?

— Bardziej zerwaliśmy — odparłam, a na twarzy Weasleya pojawiło się zdumienie.

— Ale... przecież byłaś pod wpływem eliksiru!

— To nie o to poszło — wyjaśniłam i pociągnęłam nosem. — Naprawdę nie chcę o tym mówić, George, zrozum.
— Jasne, nie będę dopytywać — powiedział i zapadła chwilowa cisza.

— To był on, prawda? — przerwałam milczenie. — Ten, którego pobiłeś. On mi to dolał?

— Tak — westchnął. — Sprzedaliśmy mu eliksir, Camille, więc to nasza wina, że byłaś pod jego wpływem... przepraszam.

— Dobra, już się nie przejmuj. Najważniejsze, że tam byłeś i mi pomogłeś — oznajmiłam, uśmiechając się delikatnie w stronę rudzielca. — Od dzisiaj będę pić jedynie z prywatnej piersiówki jak Moody. Stała czujność! — zażartowałam, mając nadzieję na poprawę atmosfery, a George parsknął śmiechem. — A właśnie, co do tego, co się zdarzyło po drodze to...

— Byłaś pod działaniem eliksiru — wtrącił mi się w zdanie. — Zapomnijmy o tym i tyle.

— Eee... okej, jak chcesz — powiedziałam cicho. Najgorsze, że wcale nie chciałam o tym zapomnieć.

— A co z balem? — spytał po chwili. — Nadal chcesz tam iść ze mną?

— A czemu miałoby się coś zmienić? — zapytałam zaskoczona. — Chcę tam iść z tobą, rozumiesz?

Zauważyłam, że George'owi drgnęły kąciki ust.

— Ale z ciebie głupek — zaśmiałam się perliście.

— Uważaj sobie, jasne? — rzekł, rozbawiony. — Chyba nie chcesz znowu błagać o litość, gdy będę cię łaskotał?

— Nie rób tego! — wstałam z łóżka i zrobiłam krok w tył.

George uśmiechnął się złowieszczo, a ja rzuciłam się do ucieczki. Był tuż za mną, ale złapał mnie dopiero w pokoju wspólnym, do którego właśnie weszli Fred i Lee.

— Widzę, że wszystko po staremu — powiedział Jordan i razem z Fredem parsknęli śmiechem.

— George... proszę... — mówiłam przez łzy, gdy chłopak mnie łaskotał.

— No, Cam, znaj moją łaskę — oznajmił, gdy mnie puścił.

— Debil — mruknęłam pod nosem.

— Co powiedziałaś? — zapytał, mrużąc oczy.

— Nic! — posłałam mu słodki uśmiech.

— Wyjątkowo ci to dzisiaj odpuszczę z wiadomych przyczyn. I masz się tak ładnie uśmiechać cały czas! Nie mogę znieść, gdy płaczesz.

~ * ~

— To kretyn! — warknęła Hermiona na kolejny dzień, gdy opowiedziałam jej oraz Ginny o wszystkim, co zaszło między mną a Cedrikiem. Dziewczyny martwiły się, widząc mnie podczas śniadania nieco przybitą, dlatego zasypały mnie pytaniami, co się stało.

— A mówiłaś, że nie jest kretynem, tylko inteligentnym prefektem — oznajmiłam. — Czy jakoś tak.

— Ale to było, zanim cię zranił, to chyba oczywiste! Awansował u mnie na pierwsze miejsce w kategorii kretynów!

— To, kogo przegonił?

— Malfoya. — Razem z Weasleyówną parsknęłyśmy śmiechem.

—  To jest możliwe? —  zachichotałam. 

— Tak w ogóle, to on na ciebie co chwilę zerka — mruknęła rudowłosa i na chwilę spojrzałam w kierunku stołu Puchonów. Diggory, widząc mój wzrok, trochę się speszył. — Pewnie teraz żałuje! — prychnęła Ginny. — I ma czego!

— Jesteś dla niego za dobra — dodała Granger. — Ale nadal nam nie powiedziałaś, dlaczego stwierdził, że wam nie wyjdzie.

— On uważa, że ja coś czuję do... pewnej osoby i dlatego nigdy nie będę z nim tak szczęśliwa, jakbym była z tą osobą.

— No powiedz z kim!

— Ja chyba i tak wiem, o kogo chodzi — stwierdziła Hermiona, uśmiechając się triumfalnie.
— Witam — rzekł Fred, przysiadając się do nas z braćmi i Harrym. — O czym już plotkujecie?

— A czy ty wszystko musisz wiedzieć? — odparła Ginny, świdrując brata wzrokiem.

— Słyszeliśmy o tobie i Cedriku, Cam — bąknął Potter. — Trzymasz się?

— No przecież — powiedziałam, zerkając oskarżycielsko na bliźniaków, ponieważ rozpowiadają wszystkim o moim zerwaniu. — Od dzisiaj mam dość związków. Mam to wszystko głęboko w du... — McGonagall, która akurat przechodziła obok naszego stołu, spojrzała na mnie zszokowanym wzrokiem i już miała zacząć reprymendę, gdy szybko dodałam: — ...szy. — Nauczycielka pokręciła głową i odeszła, a Ginny parsknęła w swój puchar z sokiem.

~ * ~

Przez kolejne dni nadrabiałam stracony czas z chłopakami. W końcu wszystko wróciło do normy, a w szkole pojawiły się dekoracje świąteczne, co przypominało nam o zbliżającym się balu.

Wraz z Granger wracałam z kolacji do pokoju wspólnego, gdy znalazłyśmy Harry'ego, leżącego na kanapie. Był tak zamyślony, że nawet nas nie zauważył.

— Czemu nie byłeś na kolacji? — zapytała Harmiona, a chłopak lekko podskoczył. Widać było, że jest z jakiegoś powodu przygnębiony.

— Stało się coś? — zmarszczyłam brwi.

— Nie... znaczy... eee... nic takiego.

— No już, gadaj, to na pewno nie jest aż tak straszne, że nie możesz nam powiedzieć! — oznajmiłam i usiadłam naprzeciwko Pottera, oczekując wyjaśnień.

— Chodzi o to, że... zaprosiłem Cho na bal, ale ona idzie z Cedrikiem — burknął pod nosem.

— Och — wymsknęło się Hermionie, która natychmiast zerknęła w moją stronę. Machnęłam ręką, dając jej do zrozumienia, że nie ma się czym przejmować. Przecież wiadome było, że prędzej czy później kogoś zaprosi na ten bal.

— Na pewno kogoś znajdziesz — rzekłam pocieszającym tonem.

Niespodziewanie przez dziurę w portrecie wpadli Ron i Ginny. Twarz rudzielca była szara jak popiół.

— Ron, co się stało? — zapytał Harry, pochodząc bliżej.

Weasley spojrzał na niego; na jego twarzy zastygł wyraz ślepej paniki.

— Właśnie zapytał Fleur Delacour, czy pójdzie z nim na bal — odpowiedziała za niego Ginny, która wyglądała, jakby powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem.

— Zgodziła się? — zapytałam.

— Coś ty! — Ron spojrzał na mnie. — Nic nie powiedziała, tylko spojrzała na mnie, jakbym był ślimakiem, a potem uciekłem. Nie wiem, czemu to zrobiłem, nagle coś mnie podkusiło, kiedy obok niej przechodziłem, gdy rozmawiała z Diggorym.

— Ona jest po części wilą — powiedział Harry. — Jej babka była wilą. Dowiedziałem się podczas sprawdzania różdżek przed pierwszym zadaniem. Pewnie, gdy obok niej przechodziłeś, ona używała tego ich starego czaru na Diggorym i ciebie po prostu trafił.

— No nieźle — mruknęłam cicho.

— To jakiś obłęd — rzekł Weasley. — Tylko my zostaliśmy na lodzie... no, oprócz Neville'a.

— Neville idzie ze mną — bąknęła Ginny i zrobiła się czerwona na twarzy.

— Och — jęknął rudzielec z zawiedzioną miną. — Hermiono, z kim idziesz na bal? — zapytał po chwili.

— Nie twój interes! — wycedziła i poszła do naszego dormitorium.

— Będziesz ją teraz o to pytać przy każdej możliwej okazji? — zapytałam, zakładając ręce na piersi.

— Taki mam plan.

Nagle do salonu Gryfonów weszły Parvati i Lavender, a Harry natychmiast do nich podszedł. Gdy wrócił, oznajmił Ronowi, że załatwił im partnerki na bal.

— Jednak nie było tak trudno — posłałam im uśmiech.

~ * ~

Nadszedł koniec semestru i podczas ferii świątecznych mogłam nareszcie odpocząć od natłoku prac domowych. Oczywiście zadali nam mnóstwo nowych na czas ferii, ale postanowiłam ich nie ruszać, aż do Bożego Narodzenia.

W wieży Gryffindoru było tak tłoczno, jak podczas semestru, co bardzo sprzyjało biznesowi Freda i George'a — i po części moim — ponieważ Kanarkowe Kremówki zrobiły prawdziwą furorę i wszędzie widziało się ludzi obrastających nagle piórami.

— Pracujemy już nad czymś innym — powiedział George, gdy siedzieliśmy przy kominku.

— W takim razie zanotuję sobie, że mam nic od was nie brać — zaśmiał się Harry.

— No co ty, nie ufasz nam? — parsknęłam śmiechem.

— Szczerze? Jeżeli chodzi o żarty, to mam pewne wątpliwości.

— Ja przez te wszystkie lata nauczyłem się, że nie warto im ufać — stwierdził Ron.

— Coś w tym jest — bąknął Lee, kiwając głową. Od razu dostał ode mnie w ramię. — Camille!

— Nie wiem, o czym mówicie — powiedział Fred, udając zszokowanego.

— Jasne — mruknął Ron, po czym spojrzał na Granger, która nic się nie odzywała, tylko skrobała coś na pergaminie. — Hermiono, opanuj się, później zrobisz te zadania.

— Będę mieć już z głowy — oznajmiła. — Wam też radzę tak zrobić.

— Dzięki za radę, ale nie skorzystam — powiedziałam, patrząc przez okno. Przez ostatnie dni śnieg sypał gęsto na zamek i błonia, lecz dziś lekko prószył. — Idziemy urządzić bitwę na śnieżki? — zapytałam, odwracając się do reszty. — To już tradycja!

— My byśmy nie poszli? — zapytali równocześnie bliźniacy.

— I to rozumiem! — uśmiechnęłam się. — Kto jeszcze?

— Jest nas siódemka — powiedziałam, stojąc na dziedzińcu. — Trochę słabo... nie będzie po równo w drużynach.

— Czy tylko ja widzę podobną sytuację z naszego pierwszego roku? — zapytał Ron. — Wtedy też brakowało nam ludzi, ale namówiliśmy Percy'ego.

— Rzeczywiście, widocznie to naprawdę jest już tradycja — stwierdził Harry.

— Mogę wrócić do zamku i będziecie mieć po równo — odezwała się Hermiona. — Zresztą nie wiem, czemu dałam się na to namówić. Zostało mi do napisania jedno wypracowanie i...

— Nie — wtrąciłam. — Zostajesz z nami, wypracowanie ci nie ucieknie.

Młodszy Weasley parsknął śmiechem na widok miny Granger po moich słowach.

Przypadkiem zza zakrętu wyłoniło się potencjalne rozwiązanie problemu, a mianowicie Angelina Johnson. Na całe szczęście nie towarzyszyła jej Alicja, która od czasu zerwania z George'em morduje mnie spojrzeniem za każdym razem, gdy tylko mnie zobaczy.

— Hej, Angelino! — zawołałam, a dziewczyna spojrzała w moją stronę i pomachała. — Brakuje nam zawodnika! Chcesz dołączyć do bitwy na śnieżki?

Johnson podeszła do nas, postanawiając dołączyć i zaczęliśmy dzielić się na dwie grupy.

— Będziesz ze mną — zwrócił się do mnie George.

— Och, czyżbyś się mnie bał i dlatego wolisz nie stanąć mi na drodze?

— Chciałem ci oszczędzić strachu, ale skoro tak, to szykuj się na wojnę — odparł, szczerząc zęby w uśmiechu.

W ten sposób skończyłam w drużynie z Fredem, Ronem i Lee. Zaczęła się bitwa, a śnieżki latały wszędzie. Kilka niewinnych osób wchodzących do zamku oberwało, ale nawet nie usłyszałam, co do nas krzyczeli, bo zagłuszały ich nasze okrzyki i śmiechy.

Zrobiłam unik przed śnieżką Angeliny, ale w tym samym momencie dostałam od Harry'ego w czapkę. Schowałam się za murkiem i wyjęłam różdżkę, po czym, używając zaklęcia, rzuciłam w George'a czterema śnieżkami na raz.

— Oszukujesz! — zawołał.

Spojrzałam na niego; był cały biały od śniegu.

— Nie było mówione, że nie można używać różdżki! — odpowiedziałam rozbawiona, ale uśmiech szybko mi zniknął, gdy George zaczął biec w moją stronę.

Chłopak złapał mnie za nogi i przerzucił przez ramię.

— I ty mi mówisz o oszustwie! — Weasley niósł mnie w stronę wielkiej zaspy, więc zaczęłam się wiercić. — Ja przynajmniej rzucałam śnieżkami, a nie zawodnikami!

— Trudno — powiedział zadowolony.

— Freddie, ratuj! — zawołałam.

— Biegnę! — Fred przestał atakować swoją dziewczynę i dobiegł do nas, a następnie z całej siły popchał swojego brata, przez co oboje znaleźliśmy się w śniegu.

— Dzięki, Fred, wiedziałam, że mnie nie zawiedziesz — powiedziałam z ironią w głosie.

— Nie ma sprawy! — zawołał rudzielec i z powrotem dołączył do bitwy.

Spojrzałam w prawo na George'a, a on na mnie. Wpatrywaliśmy się sobie w oczy i po chwili oboje wybuchnęliśmy gromkim śmiechem.

— Pomóż — wydukałam, wyciągając do niego ręce, gdy wstał. George chwycił mnie za dłonie i pociągnął do siebie.

— Dzięki — rzekłam. — Powiedz mi, jak to jest, że my ciągle lądujemy w zaspach?

— A wiesz, że sam nie mam pojęcia? — odparł rozbawiony.

Dołączyliśmy do reszty, a po jakimś czasie wróciliśmy do zamku. Dotarliśmy na siódme piętro, weszliśmy przez dziurę w portrecie do pokoju wspólnego, gdzie razem z Hermioną udałyśmy się do naszego pokoju, aby się przebrać. Następnie wróciłyśmy do salonu Gryfonów i zajęłyśmy nasze ulubione miejsca.

Opierając brodę na kolanie, wpatrywałam się tańczące płomienie w kominku. W pokoju dało się słyszeć gwar uczniów wracających z kolacji i odgłos strzelającego drewna w palenisku. W końcu chłopcy wrócili ze swoich pokoi i dołączyli do nas.

— Chyba odmroziłam sobie palce u stóp — oznajmiłam, podkulając pod siebie nogi i oplatając je rękami.

— Zaraz ci przejdzie — powiedziała Granger, która zabrała się za wypracowanie, które tak bardzo chciała skończyć.

— Jeśli ci zimno, to chętnie pomogę — powiedział Jordan, po czym zaczął się do mnie zbliżać.

— Nie ma takiej potrzeby, Lee — oznajmił George, przeskakując kanapę i lądując obok mnie. — Ja się tym zajmę. Nie pozwolę, aby mojej partnerce na bal było zimno — dodał, po czym mnie objął.

— O, to miłe — stwierdziłam, posyłając mu szczery uśmiech.

— Jeszcze się rozchorujesz, a ja nie po to cię zapraszałem, żeby iść samemu — bąknął, uśmiechając się zawadiacko.

— A więc to dlatego się troszczysz? — oburzyłam się i walnęłam go w ramię.

Angelina parsknęła cicho śmiechem i wtuliła się w ramię Freda.

— No żartuję — powiedział rozbawiony.

— Oby, bo jeszcze mogę zmienić partnera — odparłam, uśmiechając się wyzywająco.

— No i masz teraz problem, George — zaśmiał się Harry.

— Nie mam — odrzekł. — Idziesz ze mną, już się zgodziłaś — dodał, ściskając mnie mocniej.

— Idę, idę — powiedziałam, wywracając oczami.

Continue Reading

You'll Also Like

55.8K 6.1K 52
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
71.2K 2.2K 132
⚠️!!‼️Zaburzenia odżywiania, przekleństwa, przemoc, ataki paniki, sceny 18+ ‼️!!⚠️ Siostra Karola, o której praktycznie nikt nie wie. Mieszka w Angli...
4.3K 356 18
Kiedy nieoczekiwanie twoje życie zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni za prawą pewnego szatyna o lazurowych oczach, ale potem przewraca się jeszcze...
10.6K 608 34
Tony Monet, chłopak pełen życia, przyjaciół i szczęśliwych chwil. Chłopak, który od kilku tygodni zaczyna przygaszać a przy tym całe jego otoczenie...