Byliśmy już po trzecim kuflu piwa, więc humor nam dopisywał. Chłopcy co chwilę żartowali z artykułu Rity, ale po którymś żarcie sama zaczęłam mieć z tego ubaw.
— Camille, przyjdź do mnie razem z Harrym o północy, dobrze? — zapytał Hagrid, który pojawił się jakby znikąd przed naszym stolikiem. Nawet nie zauważyłam, kiedy do nas podszedł.
— Dobrze, ale tylko z Harrym? — zmarszczyłam brwi, dopytując gajowego.
— Chce wam coś pokazać, na pewno wam się spodoba — uśmiechnął się tajemniczo, po czym pożegnał i wyszedł z pubu.
— Z Harrym? — Lee poruszał znacząco brwiami. — Czyżby nasz reprezentant dokonał wyboru?
Jordan miał ze mnie taki ubaw, że łzy napływały mu do oczu. Parsknęłam śmiechem przez jego uwagę.
— Proszę, skończcie już te żarty, bo od tego śmiechu boli mnie brzuch — wydukałam, łapiąc się w pasie.
— Możemy dać ci chwilę spokoju — powiedział George, popijając piwo.
— Zawsze to coś — mruknęłam i wzięłam głęboki oddech, aby opanować atak śmiechu, po czym opróżniłam swój kufel.
— Kobieto, zwolnij, bo nam w alkoholizm popadniesz — rzekł Fred z uśmiechem na ustach.
— Przecież w tym jest znikoma ilość alkoholu — odparłam. — A poza tym, chciałam szybko dokończyć to piwo, abyśmy mogli zająć się naszymi produktami do sklepu.
Chłopcy dopili swoje piwa i zaczęliśmy się zbierać, a gdy ruszyliśmy ku wyjściu, wpadłam na jakiegoś chłopaka.
— Przepraszam, nie patrzyłam, jak idę — rzekłam, nie podnosząc głowy, aby spojrzeć, kto to był.
— Nie szkodzi. Tak w ogóle to cześć, Camille.
Dopiero teraz na niego spojrzałam. Chłopak patrzył na mnie swoimi szarymi oczami, a na twarzy malował się mu uśmiech.
— Och, Cedrik, nie wiedziałam, że to ty! — wymamrotałam i lekko się zarumieniłam. — Jakoś nie zauważyłam, że tu jesteś.
— Miałem do ciebie podejść, ale nie chciałem wam przeszkadzać — odrzekł, opierając się od niechcenia o blat baru.
— Coś ty! Nie przeszkadzałbyś.
— Camille, idziesz? — zapytał George wyraźnie zniecierpliwiony.
— Już idę — odpowiedziałam rudzielcowi, po czym z powrotem spojrzałam na Cedrika. — To do zobaczenia.
— Tak, do zobaczenia — uśmiechnął się na tyle czarująco, że aż trudno mi było oderwać od niego wzrok. Wycofałam się powoli i podeszłam do Weasleyów oraz Jordana.
— Jestem.
— W końcu — burknął George pod nosem i ruszyliśmy w stronę zamku.
Gdy dotarliśmy do wieży Gryffindoru, pożegnaliśmy się z Ronem, po czym w czwórkę weszliśmy do pokoju chłopaków i zaczęliśmy pracę nad naszym nowym produktem.
Wyszłam od nich o wpół do dwunastej i razem z Harrym udaliśmy się pod peleryną-niewidką do Hagrida, ciekawi, co chciał nam pokazać. Błonia były już pogrążone w ciemnościach, więc kierowaliśmy się tylko światłem padającym z okien chatki Rubeusa.
Zapukaliśmy do drzwi, a gajowy wpuścił nas do środka. Sprawiał wrażenie niezwykle czymś podekscytowanego, a w butonierce miał kwiat przypominający przerośniętego karczocha.
— To, co chciałeś nam pokazać? — zapytałam, ściągając z głowy pelerynę-niewidkę.
— Zaraz zobaczycie — odrzekł radośnie. — Chodźcie.
Popatrzyliśmy po sobie i wzruszyliśmy ramionami. Harry ponownie okrył nas peleryną i wyszliśmy na zewnątrz.
— Bądźcie cicho — polecił i ruszył w stronę powozu Beauxbatons.
Wyszła z niego madame Maxime, a na widok Rubeusa uśmiechnęła się czarująco.
— Wygląda na to, że Hagrid chciał nam pokazać swoją randkę — szepnęłam do bruneta, a ten cicho zachichotał.
— Ja przez chwilę się obawiałem, że zaraz zaprowadzi nas do wyrośniętych sklątek tylnowybuchowych — odparł.
— To chyba byłoby gorsze — stwierdziłam. — Na ostatniej lekcji opieki nad magicznymi stworzeniami jedna z nich prawie wbiła mi w dłoń żądło. Nie mogę się doczekać, aż się ich pozbędzie.
Po krótkiej wymianie zdań Hagrid i dyrektorka Beauxbatons ruszyli w głąb Zakazanego Lasu. Kroczyliśmy kilka metrów za nimi, aż w oddali usłyszeliśmy przeraźliwy ryk. W pewnym momencie zobaczyliśmy, co go wydało, a szczęka opadła mi z wrażenia. Znaleźliśmy się przy ogrodzeniu, za którym stały cztery potężne klatki ze smokami.
— Smoki? — szepnęłam z przejęciem do Harry'ego. — Myślisz, że będziesz musiał z nimi walczyć?
— Mam nadzieję, że nie — odparł i przełknął głośno ślinę.
— Właśnie dlatego byłam przeciwna uczestnictwa w tym turnieju! — fuknęłam cicho. — A ci kretyni, Fred i George, chcieli się zgłosić! Cokolwiek będziesz musiał zrobić w tym zadaniu, możesz liczyć na moją pomoc w przygotowaniach.
— Dzięki — wydukał po chwili, a jego oczy wciąż wpatrywały się w potężne skrzydlate gady zamknięte w klatach.
Jeden ze smoków zaczął się strasznie rzucać, a kilku czarodziejów próbowało go uspokoić. Wtedy otworzył szczęki i zionął ogniem, oświetlając wszystko wokoło. Miał żółte oczy z pionowymi źrenicami, przypominające kocie. Z głowy wystawały mu dwa brązowe rogi, a całe ciało było pokryte czarnymi łuskami.
Spojrzałam na inne smoki i ujrzałam srebrnoniebieskiego gada z długimi, ostro zakończonymi rogami. Kolejny był zielony, cały pokryty lśniącymi łuskami, a ostatni, który wystrzeliwał z pyska pióropusze ognia, był cały czerwony z pyskiem otoczonym grzywą kolców.
— Rogogon węgierski... szwedzki krótkopyski... walijski zielony i chiński ogniomiot — wyliczałam na palcach stworzenia, na które patrzyłam, a Potter słuchał mnie w milczeniu.
Do ogrodzenia podszedł Charlie Weasley i przywitał się z Hagridem. Wyjaśnił mu, że zawodnicy prawdopodobnie będą musieli tylko przejść obok smoków, ale Harry'ego to nie pocieszyło.
— Chodźmy stąd — szepnął brunet i ruszyliśmy w stronę zamku.
— Przynajmniej wiem, czemu Hagrid uważał, że mnie też to zainteresuje — odezwałam się po całej drodze ciszy, jaka nam towarzyszyła aż do pokoju wspólnego. — Dobrze wie, że kocham smoki... no, ale może nie w tym momencie.
— Tak... — odpowiedział cicho Potter, siadając na kanapę.
— Nie załamuj się, pomożemy ci.
Usiadłam obok i złapałam go za rękę. Harry spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął. Oparłam głowę o jego ramię i wpatrywałam się w ognień w kominku salonu Gryfonów.
— Wiesz jak? — zapytał. — W końcu znasz się na smokach.
— Eee... wiem sporo na temat smoków, ale to się tyczy bardziej ich stylu życia i tym podobnych, a nie w jaki sposób z nimi walczyć — odparłam. — Wiem jedynie, że ich słabym punktem są oczy — dodałam po namyśle. — Może ta informacja się nada. No i zapomnij o zaklęciach oszałamiających! Smoki są bardzo silne i mają dużo magicznej mocy, żeby można je było pokonać jednym oszałamiaczem.
— Może walnąć go jakimś zaklęciem w oko? — okularnik myślał gorączkowo.
— Nie wiem, to może zadziałać...
Nagle w płomieniach kominka pojawiła się głowa Syriusza. Od ostatniego razu, kiedy go widziałam, bardzo się zmienił. Jego twarz stała się pełniejsza, a włosy miał krótsze i lśniące. Wyglądał o wiele młodziej.
— Syriusz! — zawołał Harry i natychmiast uklęknął przy kominku.
— Harry, mam mało czasu. Wkradłem się do domu jakichś czarodziei, aby użyć ich kominka... och, Camille, miło cię widzieć — powiedział Black, gdy mnie zauważył.
— Ciebie też, Syriuszu — uśmiechnęłam się do niego. — To ja was zostawię samych, dobranoc.
Pożegnali się ze mną i ruszyłam do pokoju, aby położyć się do łóżka.
~ * ~
— Smoki!? Czy oni oszaleli? — powiedziała Hermiona, gdy przekazaliśmy jej, co widzieliśmy zeszłej nocy.
Udaliśmy się do biblioteki w poszukiwaniu jakichś wskazówek, lecz niestety nic pomocnego nie znaleźliśmy. Dopiero w poniedziałek, gdy siedziałam razem z Granger na dziedzińcu, ciesząc się chwilą spokoju po lekcji zielarstwa, podbiegł do nas Harry z pomysłem, jak przejść obok smoka.
— Do jutrzejszego popołudnia muszę się dobrze nauczyć zaklęcia przywołującego! — zawołał podekscytowany. — Potrzebuje waszej pomocy, bo obie je umiecie. Błagam!
Nie poszliśmy na drugie śniadanie, tylko ćwiczyliśmy z Potterem. Ukryliśmy się w pustej klasie, gdzie Harry starał się przywołać różne przedmioty. W końcu Hermiona musiała iść na numerologię i zostaliśmy sami.
— Idziemy na wróżbiarstwo, czy ćwiczymy dalej? — zapytałam, mając nadzieję, że nie będzie mu się chciało iść na zajęcia, gdyż sama nie miałam większej ochoty.
— Wolałbym ćwiczyć. Nie muszę słuchać o tym, że grozi mi śmierć... no, chyba że chcesz iść na zajęcia, to nie ma sprawy.
— A tam — machnęłam od niechcenia ręką. — Jak sobie raz odpuścimy, to nic się nie stanie.
Ćwiczyłam z nim, aż do kolacji, na którą musiałam zaciągać go siłą. Później razem z Granger pomagałyśmy mu do drugiej w nocy. Harry'emu zaczęło bardzo dobrze wychodzić to zaklęcie, więc zmęczone, ale i dumne położyłyśmy się spać.
~ * ~
Następnego dnia miało się odbyć pierwsze zadanie turnieju. W całej szkole wyczuwało się atmosferę napięcia i podniecenia. Za to Harry'emu wróciła panika. Życzyłam mu powodzenia i ruszyłam w stronę widowni, wzniesionej niedaleko zagrody ze smokami. Stał tam teraz wielki namiot.
— Zakłady, przyjmujemy zakłady! — usłyszałam Freda i George'a. Chodzili w tę i z powrotem przed widownią i namawiali uczniów do typowania swoich faworytów.
— Camille, chcesz na kogoś obstawić? — zapytał George, gdy do nich podeszłam.
— Raczej nie — odparłam i ruszyłam po schodach, aby usiąść na górnych miejscach trybun. Bliźniacy wchodzi tuż za mną.
— Przyjmujemy zakłady! — zawołał Fred. — Szykuje się krwawa łaźnia.
— Kto przeżyje, kto polegnie? — dołączył George.
— Ale jesteście wredni — oznajmiłam, kręcąc głową, po czym usiadłam w wolnym krzesełku prawie na samej górze trybun.
— To się nazywa biznes, moja droga — odrzekł George.
— Dziesięć na Fleur, proszę uprzejmie — powiedział Fred, gdy podszedł jakiś Krukon.
W końcu usiedli po moich obu stronach i z zaciekawieniem czekaliśmy na rozpoczęcie zadania. Strażnicy smoków wprowadzili na środek szwedzkiego smoka krótkopyskiego, a po chwili Dumbledore wyjaśnił, na czym będzie polegać zadanie. Reprezentanci mieli zdobyć złote jajo, którego pilnował smok.
— Ciekawe jakbyście sobie poradzili — zagaiłam do Weaslyów z zadziornym uśmiechem.
— No przecież, że najlepiej! — oburzył się Fred.
Nagle usłyszeliśmy gwizdek, a z namiotu wyszedł Cedrik. Na trybunach zrobiło się głośno, uczniowie Hogwartu wołali jego nazwisko. Zacisnęłam dłonie w pięści i prawie biała na twarzy obserwowałam Diggory'ego.
Co chwilę dało się słyszeć zduszone okrzyki, gdy gad atakował szarookiego. Zaciskałam pięści do białości, a w głowie słyszałam jedynie komentarze Bagmana i ryk smoka.
— Ooooch, prawie go trafił, o mały włos... Ryzykuje... ojojoj, bardzo ryzykuje! — krzyczał Ludo, gdy Puchon zaczął transmutować kamień w psa, aby odwrócić uwagę smoka. — Sprytne posunięcie... szkoda, że nic nie dało!
Po jakimś kwadransie Cedrik złapał złote jajo, a tłum ryknął z zachwytu, lecz nie na długo, gdyż w ostatniej chwili smok zionął ogniem i chłopak został nieco oparzony. W tym samym czasie zasłoniłam usta rękami i wydałam cichy pisk.
— Oby nic mu nie było!
— Pewnie pani Pomfrey się nim zajmie, nie martw się tak — rzekł Fred, starając się mnie uspokoić.
Zaraz po podaniu ocen przez sędziów, strażnicy smoków wyprowadzili zwierzę i wprowadzili walijskiego zielonego. Gwizdek rozległ się po raz drugi, a z namiotu wyszła Fleur. Próbowała wprowadzić smoka w trans i rzeczywiście jej się to udało. Smok zasnął, a Delacour zdobyła złote jajo, lecz w ostatniej chwili podpalił jej skraj szaty, który szybko ugasiła wodą wyczarowaną z różdżki.
Następny był Krum, który wylosował chińskiego ogniomiota. Rąbnął go jakimś zaklęciem w oko, a smok zaczął się miotać z bólu i pogniótł połowę jaj, lecz mimo to zdobył złote jajo. Sędziowie odjęli mu za tą akcję kilka punktów, lecz chwilowo i tak to on był na prowadzeniu.
Nastąpiła kolejna wymiana smoków i przed nami stał rogogon węgierski. Serce waliło mi jak oszalałe, gdy Harry wyszedł z namiotu tuż po dźwięku gwizdka.
— Accio Błyskawica! — krzyknął.
Potter stał w miejscu, a na trybunach zrobiło się cicho. Czułam, jak dygocą mi wszystkie nerwy. Smok zamachnął się ogonem i rozwalił kilka głazów w miejscu, gdzie przed chwilą stał brunet. Na szczęście udało mu się w ostatniej chwili odskoczyć. Krzyknęłam przeraźliwie, zaciskając pięści, przez co wbiłam sobie paznokcie prawie do krwi. Wówczas usłyszałam świst, a miotła Harry'ego do niego doleciała. Od razu na nią wskoczył i zaczął krążyć nad smokiem, który co chwilę zionął ogniem.
— Świetnie rogogon! — krzyknęli Fred i George, przez co oboje dostali ode mnie w żebra.
— Nie śmieszne! — fuknęłam.
Potter zanurkował, lecz rogogon rozciął mu ramię. Nareszcie udało mu się zdobyć złote jajo, a mi kamień spadł z serca, na myśl, że to już koniec.
— Paaatrzecie! — wrzeszczał Bagman. — Zobaczcie! Nasz najmłodszy zawodnik najszybciej złapał jajo! Pan Potter ma szanse na zwycięstwo!
— Oddychaj Camille — zaśmiał się George, patrząc na moją bladą twarz. — Już po wszystkim!
— Wiem, wiem — wymamrotałam. — Zaraz wrócę!
Zbiegłam z trybun, a zaraz za mną zrobili to samo Ron i Hermiona. Razem wbiegliśmy do namiotu, do którego wszedł Harry.
— Tak się bałam! — jęknęłam, rzucając mu się na szyję.
— Harry, byłeś wspaniały! — krzyknęła Hermiona, na której policzkach widniały ślady po paznokciach, które sobie ze strachu wbijała.
W końcu uwolniłam go ze swojego uścisku i Potter spojrzał na Weasleya.
— Harry — powiedział poważnym tonem rudzielec. — Nie wiem, kto wrzucił twoje nazwisko do czary, ale uważam, że chciał cię wykończyć.
— A więc wreszcie to do ciebie dotarło? — zapytał okularnik. — Potrzebowałeś dużo czasu. Już dobra, zapomnijmy o tym.
— Nie. Nie powinienem...
— Daj spokój!
Ron uśmiechnął się do niego niepewnie, a Harry odpowiedział tym samym.
— Najwyższa pora — odezwała się Granger.
Zdawało się, że wszystko wraca do normy. Chłopcy się pogodzili, a Harry'emu udało się zaliczyć pierwsze zadanie Turnieju Trójmagicznego. Mimowolnie uśmiech zagościł na mojej twarzy i wtedy dostrzegłam w tle zarys postaci Cedrika za płócienną zasłoną. Podeszłam do niego, aby sprawdzić, jak się czuje.
— Hej, nie przeszkadzam? — zapytałam, odchylając zasłonę i wpatrując się w Diggory'ego, który siedział na skraju łóżka.
— Camille — powiedział z uśmiechem. — Przecież ty nigdy nie przeszkadzasz.
— Nieźle sobie poradziłeś! Transmutować kamień w psa...
— Ale smok mnie poparzył — oznajmił, wskazując na swój policzek. Połowę twarzy miał posmarowaną jakąś pomarańczową maścią. — Chyba nie było, aż tak dobrze.
— Każdego z was w jakiś sposób trafił smok i szczerze bym się zdziwiła, gdyby któremuś udało się ujść bez obrażeń.
Nagle za zasłonę wpadła pielęgniarka, mrucząc z oburzeniem pod nosem.
— W zeszłym roku dementorzy, teraz smoki... ciekawe co wymyślą za rok! — Spojrzała na Puchona. — Jak się czujesz Diggory?
— Wspaniale — powiedział Cedrik, wstając z łóżka.
Wyszedł ze mną z namiotu i podeszliśmy do ogrodzenia, gdzie stali już Ron z Harrym. (Hermiona gdzieś wybiegła, a Weasley śmiał się, że poszła obwieścić całemu światu, że pogodził się z Potterem). Chcieliśmy ujrzeć punktację dla Gryfona.
— Każdy ma do dyspozycji dziesięć punktów — wyjaśnił Harry'emu Ron, gdy wpatrywaliśmy się w sędziów, zajmujących miejsce na podium tuż przy ogrodzeniu.
Z różdżki madame Maxime wystrzeliła długa, srebrna wstęga, która ukształtowała się w wielką ósemkę. Pan Crouch przydzielił mu dziewiątkę, tak samo, jak Dumbledore. Ludo dał dziesiątkę, a Karkarow czwórkę.
— Jesteś na równi z Krumem! Pierwsze miejsce! — zawołałam, zawieszając ramię na szyi Pottera. — Było wielkie halo o twój wiek, a okaże się, że jeszcze to wygrasz!
— Byłeś dobry, Harry — uśmiechnął się Diggory.
— Ty też — odpowiedział brunet, odwzajemniając uśmiech.
Po chwili Bagman oznajmił, że chce porozmawiać z zawodnikami, więc Harry i Cedrik się z nami pożegnali i wraz z Weasleyem odnalazłam w tłumie bliźniaków.
— Pomyślałam sobie, że powinniśmy...
— Uczcić zwycięstwo Harry'ego i zrobić imprezkę? — przerwał mi Fred i razem z bratem wyszczerzyli do mnie zęby.
— No... tak — rzekłam, patrząc na nich podejrzliwie.
— Myślimy podobnie! — George puścił mi oczko, po czym ruszyliśmy we trójkę do kuchni, aby zwędzić trochę jedzenia, dyniowego soku i piw kremowych. Ron w tym czasie został przy ogrodzeniu, aby czekać na Pottera.
Obładowani w przeróżne przekąski kroczyliśmy korytarzami, aż w pewnym momencie zza jednej ze starych zasłon wyskoczyła szyszymora. Wrzasnęłam przeraźliwie, upuszczając wszystko, co trzymałam. Kilka butelek potoczyło się po podłodze, a reszta rozbiła się z hukiem, rozlewając wszędzie słodki napój. Kobieta z włosami sięgającymi podłogi i zielonkawą twarzą trupa zbliżała się do mnie. Cofnęłam się, aż natrafiłam na ścianę. Kompletnie nie rozumiałam, co się dzieje. Zjawa otworzyła szeroko usta i wydała z siebie straszny jęk, który sprawił, że włosy stanęły mi dęba. Zamknęłam oczy i usłyszałam głos George'a:
— Spokojnie, to tylko bogin. — W tej samej chwili rozległo się znajome pyknięcie, kiedy to bogin zmienia swoją postać. — Riddikulus!
Otworzyłam oczy, a upiór rozpłynął się w powietrzu. Przede mną stał George, trzymający w ręku różdżkę, a Fred obserwował w oddali wyczyny swojego brata. Weasley obrócił się do mnie i spojrzał mi prosto w oczy, uśmiechając się przy tym uroczo.
— Dzięki, Georgie — wymamrotałam, nie odrywając wzroku od jego brązowych tęczówek.
— Co jak co, ale takiej reakcji się po tobie nie spodziewałem — stwierdził Fred rozbawionym tonem, przez co "powróciłam do świata żywych" i zamrugałam kilkukrotnie.
— Bo ten bogin wziął mnie z zaskoczenia — bąknęłam i schyliłam się, aby pozbierać butelki z piwem i sokiem. — Ciekawe jak ty byś zareagował na moim miejscu.
— Reparo! — mruknął George, celując w rozbite szkło, które natychmiast się złożyło z powrotem w całe butelki, a następnie pozbierał je i za pomocą czarów posprzątał słodki napój z podłogi.
W pokoju wspólnym Dean Thomas oblepił wszystkie ściany własnoręcznie malowanymi plakatami, na których Harry lata na miotle obok łba rogogona, a wieczorem zaczęła się impreza. Na każdej wolnej powierzchni wznosiły się góry ciastek i butelki dyniowego soku i kremowego piwa.
Gdy Harry wszedł do środka, rozległy się wiwaty i oklaski. Lee odpalił kilka zimnych ogni doktora Filibustera, więc cały pokój wypełnił się gwiazdami i iskrami.
— Ale ciężkie — powiedział Jordan, biorąc złote jajo, które Potter postawił na stole. — Otwórz je, Harry, nie daj się prosić! Zobaczymy, co jest w środku!
— On ma sam rozwiązać zagadkę — szybko wtrąciła Hermiona. — To jest w regulaminie turnieju...
— Ze smokiem też sam miał sobie poradzić — mruknęłam do niej cicho, a szatynka uśmiechnęła się niepewnie.
— Tak, otwórz je, Harry! Teraz! — rozległo się kilka głosów.
Lee podał jajo Potterowi, który wziął je do ręki i natychmiast otworzył. Rozległo się rozdzierające wycie, którego nie dało się znieść.
— Zamknij to! — krzyknął Fred, który zatykał sobie rękami uszy.
— Co to było? — zapytał Seamus, wpatrując się w złote jajo, gdy Harry je zatrzasnął. — Zupełnie jak szyszymora... może wystąpi w drugim zadaniu?
Wzdrygnęłam się na samą myśl o jej obecności w turnieju.
— Jakby kogoś torturowano! — zawołał Neville, bardzo blady, który przed chwilą rozsypał po podłodze talerz z pasztecikami. — Będziesz musiał pokonać zaklęcie Cruciatus!
— Nie bądź głupi, Neville, to nielegalne — powiedział George. — Nie użyją tego zaklęcia wobec zawodników. Mnie to bardziej przypominało śpiew Percy'ego... Może będziesz musiał zaatakować go pod prysznicem, Harry.
Przez ten komentarz wybuchnęłam histerycznym śmiechem.
— Tak, to na pewno to — powiedziałam przez łzy. — Zgadzam się z George'em.
— Jedna mądra! — zaśmiał się i zarzucił mi na barki swoje ramię.
Atmosfera znów stała się luźna i powróciliśmy do zabawy.
— Chcesz może kremóweczki? — zapytał Hermionę Fred, a ja pokręciłam głową za jego plecami, mając nadzieję, że ich nie weźmie.
— Chyba sobie odpuszczę — rzekła, zerkając w moją stronę.
— Przecież ich nie zaczarowaliśmy!
Nagle Neville, który zjadł jedną kremówkę, zamienił się w kanarka.
— Och... przepraszam, Neville! — zawołał Fred, przekrzykując ogólny śmiech. — Zapomniałem... rzeczywiście zaczarowaliśmy te kremówki.
Po minucie Longbottom wrócił do swojej postaci i nawet on zaczął się śmiać.
— Kanarkowe Kremówki! — wrzeszczał Weasley. — Wynaleźliśmy je z George'em i Camille! Siedem sykli sztuka! Okazja!
Chłopcy zaczęli się wygłupiać i sprzedawać towar, więc usiadłam z butelką piwa obok Hermiony i popijając słodki napój, wpatrywałam się w tłum.
— A ty co tak ucichłaś? — zapytała szatynka.
— Tak jakoś — burknęłam pod nosem, nie spuszczając oczu z Alicji Spinnet, która ewidentnie próbowała zwrócić na siebie uwagę George'a. Jest z nimi na roku, więc to logiczne, że znają się dość dobrze i niekiedy spędzają razem czas, ale... chyba mi to przeszkadzało. — Czy według ciebie Spinnet klei się ostatnio do George'a? Myślisz, że on jej się podoba? A może ja przesadzam i sobie dopowiadam niestworzone rzeczy? Nie, żeby mi zależało, czy coś, po prostu mnie ciekawi twoje zdanie.
Szatynka zasypana nagłymi pytaniami z mojej strony spojrzała to na mnie to na Alicję, zastanawiając się nad odpowiedzią.
— Eee... uważam, że...
— Wiesz, zapomnij — przerwałam jej, po czym zaśmiałam się nerwowo. — To było głupie, nieważne. Chcesz kolejne piwo? Przyniosę ci!
I nie czekając na odpowiedź Granger, wyrwałam jej z ręki pustą butelkę i podeszłam do stolika z przekąskami.
— Ogarnij się, Camille — mruknęłam do siebie, łapiąc za dwie butelki kremowego piwa.
Automatycznie zerknęłam w prawo na Weasleyów i grupkę osób, którzy obserwowali ich wyczyny. Znowu próbowali rozbawić tłum i zaraz po tym opchnąć kilka naszych produktów. Widząc Alicję zapatrzoną w jednego z rudzielców, prychnęłam cicho pod nosem. Od dzisiaj zdecydowanie wkurzała mnie swoim istnieniem.
Impreza trwała, a około pierwszej w nocy zaczęliśmy się zbierać.
— Ile sprzedaliśmy? — zapytałam bliźniaków, którzy usiedli przy stole, wywalając z kieszeni garści syklów i knutów.
— Poszły wszystkie kremówki! — powiedział zadowolony George.
— Zarobiliśmy... — Fred zaczął przeliczać pieniądze. — siedem galeonów!
— No panowie, powiem wam, że biznes idzie nam świetnie — rzekłam zadowolona.
~ * ~
Początek grudnia przyniósł do Hogwartu wiatr i deszcz ze śniegiem. Robiło się strasznie zimno, a ja błogosławiłam szkołę za grube mury i rozpalone kominki.
Tego dnia uczniowie od czwartej klasy wzwyż z domu Gryffindora zostali zaprowadzeni przez McGonagall do sali na której środku stał gramofon. Po dwóch stronach sali rozłożone były ławki.
— Dziewczęta usiądźcie po lewej, a panowie po prawej — oznajmiła nauczycielka.
Usiałam obok Hermiony i zaciekawiona spojrzałam na McGonagall, która stanęła na środku sali.
— Bal Bożonarodzeniowy jest tradycyjnie obchodzony podczas Turnieju Trójmagicznego — zaczęła. — W noc Bożego Narodzenia, wraz z gośćmi zbieramy się w Wielkiej Sali i kulturalnie urządzam szaloną zabawę. Jako przedstawiciele gospodarzy musicie wszyscy zaprezentować się od najlepszej strony i to dosłownie, ponieważ Bal Bożonarodzeniowy polega przede wszystkim na tańcu.
Po tych słowach w sali rozległy się szepty.
— Cisza! Dom Godryka Gryffindora zachowywał z godnością tradycję świata czarodziejów od dziesiątków stuleci. Nie pozwolę, byście w jeden wieczór obrócili w perzynę dorobek pokoleń, zachowując się jak krnąbrna kupa koczkodanów — powiedziała lekko zirytowana profesorka.
Spojrzałam na bliźniaków, którzy zaczęli się wygłupiać i starałam się stłumić śmiech.
— Panie Weasley — zwróciła się do Rona.
— Tak? — odpowiedział z lekką paniką w głosie.
— Można prosić? — wyciągnęła do niego rękę, a ten wstał i podszedł do nauczycielki. — Prawa ręka na mojej talii.
— Gdzie?
— W pasie — wyjaśniła, a gdy Ron złapał McGonagall w talii, bliźniacy zagwizdali, przez co kilka chłopaków się zaśmiało.
Filch włączył muzykę i patrzyliśmy, jak młodszy brat bliźniaków tańczy z opiekunką naszego domu. Gdy skończyli, rozległy się oklaski.
— A teraz proszę się dobrać w pary i poćwiczyć!
Od razu po tych słowach znalazł się przy mnie George.
— Mogę prosić do tańca? — zapytał, wyciągając do mnie rękę jak prawdziwy dżentelmen.
— Oczywiście — odpowiedziałam z uśmiechem i złapałam jego dłoń.
Wyszliśmy na środek z innymi parami. George złapał mnie w talii i zaczęliśmy tańczyć do rytmu muzyki. Wychodziło nam to całkiem nieźle.
— Mam do ciebie pytanie co do tego balu — rzekł niepewnie Weasley.
— Tak? — spojrzałam w jego brązowe oczy wpatrzone we mnie. Ogarnęła mnie ekscytacja i poczułam coś jakby łaskotanie w żołądku.
— Pójdziesz na niego ze mną? — starał się brzmieć pewnie, ale usłyszałam lekki stres w jego głosie.
— Hmm... muszę się zastanowić — odparłam, a rudzielec wydał się zdziwiony odpowiedzią i nieco posmutniał. — Tylko się z tobą droczę! Jasne, że z tobą pójdę, głuptasie — zaśmiałam się, George odetchnął z ulgą.
— Nie strasz — powiedział, cały rozpromieniony.
~ * ~
— Ciekawe z kim pójdziemy na bal — powiedziała Hermiona, gdy szłyśmy razem w stronę Wielkiej Sali.
— Ja idę z George'em — powiedziałam, uśmiechając się szczerze.
— Już cię zaprosił? — zapytała lekko zszokowana. — Szybki jest, chyba bał się, że ktoś cię zaprosi przed nim — zaśmiała się.
— Może — mruknęłam, a uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Następnego dnia cała szkoła dostała bzika na punkcie tego balu. Na listę tych, którzy zostają na święta, wpisali się wszyscy od czwartej klasy wzwyż. Teraz rozumiałam, o co chodziło mojej mamie, gdy mówiła, że będę wolała zostać na święta w Hogwarcie oraz po co mi była ta sukienka.
Po zaledwie kilku godzinach sobotniego poranka okazało się, że Granger miała rację co do tak wczesnego zaproszenia mnie na bal przez Weasleya, ponieważ co chwilę ktoś mnie na niego zapraszał. Zmęczona ciągłym odpowiadaniem: "Mam już partnera na bal" poszłam do pokoju, mając nadzieję na spokój.
— Camille! — zawołała Hermiona, wpadając do naszego dormitorium. Akurat leżałam na łóżku i czytałam książkę, a przez jej nagłe wparowanie do pokoju, podskoczyłam.
— Co? — zapytałam, lekko wstrząśnięta.
— Nie uwierzysz, kto mnie zaprosił na bal! — powiedziała, cała podekscytowana i usiadła na moim łóżku.
Odłożyłam książkę i spojrzałam na przyjaciółkę.
— No mów!
— Wiktor Krum! — odrzekła, czerwieniąc się.
— CO?! — pisnęłam. — Kiedy? Opowiadaj, chce wszystko wiedzieć!
— Siedziałam sobie w bibliotece i on znowu tam przyszedł jak zawsze. Wiesz, już kilka razy ci o tym mówiłam. No i w pewnym momencie do mnie podszedł i się zapytał, czy nie chciałabym z nim pójść, a ja się zgodziłam — uśmiechnęła się promiennie.
— On tam chyba chodził, bo mu się podobasz — poruszałam brwiami. — W końcu kto normalny, oprócz ciebie, spędza tyle czasu w bibliotece — dodałam, a Granger zaczerwieniła się nieco bardziej. — Ej... to znaczy, że będziesz otwierać bal razem z innymi reprezentantami!
— Tak i trochę się stresuję — powiedziała szatynka. — No i będę musiała zrobić coś z tymi włosami...
— O wygląd się nie martw, razem się przygotujemy — oznajmiłam natychmiast. — Zrobię cię na bóstwo, zobaczysz, a co do tańca, to przecież umiesz tańczyć! Nie martw się na zapas, będzie wspaniale!
Poszłyśmy na obiad, rozmawiając całą drogę o balu. Dosiadłyśmy się do Harry'ego i Rona, którzy dyskutowali o tym, kogo zaprosić. Na końcu sali zauważyłam Freda, George'a i Lee, którzy rozmawiali z dwoma dziewczynami z Beauxbatons. Poczułam dziwne ukłucie zazdrości.
"Czemu jestem zazdrosna, oni tylko rozmawiają... chyba już zgłupiałam do reszty." – pomyślałam.
— Camille, co ci jest? — zapytał Ron. — Włosy zrobiły ci się zielonkawe. Takich jeszcze u ciebie nie widziałem — wyjaśnił, a Harry i Hermiona spojrzeli na mnie z niepokojem.
— Nic mi nie jest — machnęłam ręką. — Jestem metamorfomagiem, to sobie zmieniam kolor włosów. Kogo chcecie zaprosić na bal? — zapytałam, aby zmienić temat.
— Nie wiem... — burknął Potter. — Czemu wy dziewczyny zawsze chodzicie stadami?
— Nie wszystkie chodzą stadami! — oburzyłam się. — Ja nie chodzę.
— Bo ty się zadajesz z chłopakami — odparł Weasley, a Granger odchrząknęła. — No i z Hermioną.
— Pokonałeś smoka, to i dziewczynę znajdziesz, Harry — powiedziała Hermiona, próbując go pocieszyć.