Tego wieczora cała szkoła zebrała się w Wielkiej Sali na uczcie z okazji Nocy Duchów oraz ogłoszenia reprezentantów szkół. Kiedy już nie musiałam się martwić o żadnego z przyjaciół, humor od razu mi się polepszył i byłam bardzo ciekawa, kto będzie reprezentantem Hogwartu.
Rozświetlona blaskiem świec Wielka Sala nie była jeszcze zatłoczona, ale szybko się to zmieniło. Zajęliśmy miejsca przy stole i czekaliśmy na początek uczty. Fred i George zdawali się nieźle znosić gorycz porażki, a od kiedy dowiedzieliśmy się, że Angelina Johnson wrzuciła swoje nazwisko do Czary Ognia, mieliśmy nadzieję, że to ona zostanie reprezentantką.
Dosiedli się do nas Harry, Ron i Hermiona, a chwilę później rozpoczęła się uczta, która zdawała się ciągnąć niemiłosiernie. Gdy w końcu wszyscy skończyli jeść, a talerze zalśniły czystością, w Wielkiej Sali wybuchła wrzawa podniecenia, która ucichła prawie natychmiast, gdy Dumbledore wstał z krzesła.
— Chyba czas, aby ogłosić reprezentantów — rzekł dyrektor, podchodząc do Czary Ognia. — Kiedy zostaną ogłoszone nazwiska reprezentantów, proszę, by tutaj podeszli, przemaszerowali wzdłuż stołu nauczycielskiego i weszli do przylegającej komnaty — wskazał na drzwi za stołem nauczycielskim — gdzie otrzymają pierwsze instrukcje.
Oczy wszystkich były utkwione w jeden punkt. Każdy z niecierpliwością czekał na to, co się stanie. W końcu niebieski płomień Czary Ognia poczerwieniał i wystrzelił długi język ognia, z którego wyleciał nadpalony kawałek pergaminu. Rozległy się zduszone okrzyki.
Dyrektor zręcznie pochwycił kawałek pergaminu i przeczytał:
— Reprezentantem Durmstarngu będzie Wiktor Krum!
Sala rozbrzmiała oklaskami i wiwatami. Krum wstał od stołu Ślizgonów i podszedł do Albusa, po czym zniknął w drzwiach komnaty. Oklaski i wrzawa powoli zamierały i znów wszyscy utkwili wzrok w Czarze Ognia, która po kilku sekundach wyrzuciła kolejny kawałek pergaminu.
— Reprezentantem Beauxbatons jest Fleur Delacour! — oznajmił Dumbledore.
Wstała dziewczyna podobna do wili, odgarnęła do tyłu swoje srebrnoblond włosy i ruszyła w stronę komnaty.
— To teraz reprezentant Hogwartu! — powiedziałam z przejęciem. — Oby to była Angelina.
Nagle z Czary wystrzelił kolejny język ognia, wyrzucając ostatni kawałek pergaminu.
— Reprezentantem Hogwartu — zawołał — jest Cedrik Diggory!
— Nie! — krzyknął Ron, ale przez ogłuszający ryk przy stole Puchonów, nikt poza nami go nie usłyszał.
Klaskałam razem z innymi — może oprócz bliźniaków, którzy jedynie prychnęli lekceważąco — kiedy Cedrik, uśmiechając się szeroko, ruszył ku komnacie. Puchoni zerwali się na nogi, wrzeszcząc i tupiąc. Wiwaty trwały tak długo, że dopiero po kilku minutach Dumbledore mógł znowu przemówić.
— Wspaniałe! — zawołał, szczerze uradowany, kiedy wrzawa ucichła. — A więc mamy trzech reprezentantów szkół. Liczę na to, że wszyscy reprezentanci spotkają się z waszym poparciem i...
Ale nagle urwał, a po chwili stało się jasne, co go wytrąciło z równowagi.
Płomienie Czary Ognia ponownie zrobiły się czerwone i język ognia wystrzelił w powietrze, wyrzucając kawałek pergaminu. Dumbledore złapał go do ręki i na niego spojrzał. Zapadła cisza, w czasie której dyrektor długo wpatrywał się w świstek w swojej dłoni, a po chwili odchrząknął i przeczytał:
— Harry Potter.
Poczułam niemiłe ukłucie i spojrzałam na Harry'ego, który siedział naprzeciwko mnie. Znieruchomiał, a wszystkie głowy zwrócone były na niego. W sali dało się słyszeć szum, ponieważ każdy szeptał coś do swojego sąsiada, a niektórzy wychylali się, by lepiej go widzieć.
— Ja tego nie zrobiłem — bąknął, patrząc na nas.
— Harry Potter! — powtórzył głośniej. — Harry podejdź tu, proszę!
— Idź — szepnęła Hermiona, popychając lekko Pottera.
Wstał, przydepnął sobie skraj szaty i zachwiał się, po czym ruszył powoli między stołami Gryffindoru i Hufflepuffu, aż podszedł do dyrektora, a następnie skierował się do komnaty za stołem nauczycielskim.
~ * ~
— Nie mówił, że się zgłasza — powiedział Fred w drodze z resztą Gyfonów do pokoju wspólnego.
— Pewnie nie chciał, aby ktoś go przyćmił — mruknął Ron.
— Chyba nie myślisz, że się zgłosił? — odparłam. — Widziałeś jego minę, gdy Dumbledore wyczytał jego nazwisko?
Ron bąknął coś pod nosem i przeszedł przez dziurę w portrecie. Spojrzałam na Hermionę, a ona dała mi znak, abym sobie odpuściła. Niestety za bardzo wkurzyło mnie jego zachowanie, więc szybko weszłam za nim do środka.
— Czyli nie wierzysz swojemu najlepszemu przyjacielowi? — ciągnęłam podirytowana, a Weasley odwrócił się w moją stronę.
W salonie Gryfonów zaczęło robić się tłoczno, a z naszej kłótni zrobiło się małe widowisko.
— A ty jesteś na tyle naiwna, aby wierzyć każdemu na słowo? — odpowiedział pytaniem na pytanie.
— Jeżeli komuś ufam bezgranicznie, to tak! Jestem na tyle głupia!
— Idę spać, nie mam ochoty na dyskusję z tobą — rzekł, po czym obrócił się na pięcie i szybkim krokiem wszedł schodami na górę.
Chciałam już pójść za nim, ale George złapał mnie za rękę.
— No już, uspokój się — powiedział łagodnym głosem.
— Jestem spokojna.
— Chyba zapomniałaś, że włosy zdradzają twoje emocje — oznajmił i dopiero teraz zauważyłam, że zmieniły kolor. — Już się nie denerwuj, jasne? — zapytał, lustrując mnie spojrzeniem.
— Spróbuję — westchnęłam, wysilając się na uśmiech.
— Chodź George, musimy iść po jakieś żarcie. Trzeba godnie przywitać reprezentanta! — zawołał Fred.
— Zaraz wrócimy. — George puścił mi oczko i razem z bratem wyszli z pokoju.
— Chyba nie przesadziłam, co? — zapytałam Hermiony, gdy usiadłam obok niej na kanapie przy kominku.
— Nie, ale wiesz, jaki on jest... w końcu zrozumie i mu przejdzie — odrzekła. — Poza tym, ja też uważam, że Harry się nie zgłosił.
— Miło, że nie jestem sama.
— To będzie dla niego ciężki rok — westchnęła Granger.
— Właściwie to poprzednie trzy lata też nie należały do tych najłatwiejszych — dodałam.
Bliźniacy wrócili w miarę szybko z jedzeniem i kremowym piwem. George wcisnął mi i Hermionie butelki w ręce i poszedł obdarowywać resztę Gryfonów.
Nagle do pokoju wspólnego wszedł Harry, a wszyscy zaczęli wrzeszczeć i klaskać. Chciałam z nim pogadać, lecz tłum, który podszedł mu gratulować i wypytywać jak wrzucił nazwisko do Czary Ognia, był zbyt gęsty. Poza tym brunet szybko zawinął się do swojego dormitorium.
~ * ~
Kiedy obudziłam się w niedzielę rano, wraz z Hermioną udałyśmy się do Wielkiej Sali. Od wczoraj nie miałam ochoty na rozmowę z Ronem, ponieważ nadal byłam na niego zła, a jednak musiałyśmy go spotkać na śniadaniu. Nie odezwał się do mnie, więc i ja nie miałam zamiaru tego robić. Jedynie Granger chwilę z nim porozmawiała, po czym wróciła do mnie.
— I co? — zapytałam, nabierając na łyżkę owsianki.
— No... nadal jest obrażony — odpowiedziała.
— Ech, kretyn — mruknęłam.
— Może jednak chcesz z nim pogadać...
— Miona, no co ty! — przerwałam jej. — To on się zachowuje jak dziecko! Jak będzie chciał pogadać, to przyjdzie, ja do niego pierwsza ręki nie wyciągnę. Mógł nie nazywać mnie naiwną.
Prychnęłam wściekle, a szatynka wywróciła oczami.
— Wszyscy zachowujecie się jak dzieci — westchnęła, a ja zmroziłam ją wzrokiem. — No dobra, już dobra, może oprócz ciebie — dodała wymuszonym tonem, ale postanowiłam to puścić mimo uszu.
— Może weźmiemy Harry'emu kilka grzanek i się przejdziemy po błoniach? — zmieniłam temat i spojrzałam na Hermionę. — Nie będzie musiał być w centrum zainteresowania.
— Świetny pomysł!
Zabrałyśmy się za nakładanie grzanek na serwetkę i ruszyłyśmy w stronę wieży Gryffindoru. Przy portrecie Grubej Damy wpadłyśmy na Pottera, który właśnie opuszczał pokój wspólny.
— Cześć — powiedziałyśmy, a Hermiona wyciągnęła do niego stosik grzanek, które niosła na serwetce.
— Przyniosłyśmy ci coś — oznajmiła, gdy Harry sięgnął po swoje śniadanie.
— Chcesz się z nami przejść? — zapytałam, patrząc na bruneta. Dało się zauważyć, że czuje się podle i nawet mu się nie dziwiłam.
— Dobry pomysł — zgodził się z wdzięcznością i ulgą wypisaną na twarzy.
Zeszliśmy na dół i wyszliśmy z zamku. Chrupaliśmy grzanki, idąc obok jeziora, a Harry opowiadał nam, co wydarzyło się po tym, jak wyczytano jego nazwisko z Czary Ognia.
— Byłam pewna, że nie zgłosiłeś się sam — powiedziała Granger.
— Tak, wystarczyło spojrzeć na twoją twarz — odezwałam się. — Ale niestety, nie wszyscy mają taką zdolność dedukcji — dodałam z przekąsem, a Harry spojrzał na nas pytająco.
— Chodzi jej o Rona — wyjaśniła szatynka. — Wczoraj się pokłócili.
— Serio? — spojrzał na mnie, zdziwiony. — O co?
— A jak myślisz? Był święcie przekonany, że wrzuciłeś nazwisko do Czary Ognia, no i się trochę wkurzyłam — wzruszyłam ramionami.
— A widziałyście go dzisiaj? — zapytał.
— Był na śniadaniu — mruknęłam, po czym spojrzałam na jezioro i zawiesiłam wzrok na lekkich falach tworzących się na jego tafli.
— Nadal wierzy, że się zgłosiłem?
— No wiesz... bo on jest zazdrosny! — wybuchła Hermiona. — Zawsze wzbudzasz ogólne zainteresowanie, Ron w domu wciąż musi rywalizować ze swoimi starszymi braćmi, a ty jesteś jego najlepszym przyjacielem i jesteś naprawdę sławny.
— Wspaniale, powiedz mu, że chętnie się z nim zamienię — powiedział gorzko. — Muszę napisać o tym, co się stało Syriuszowi. Powinien wiedzieć. Cam, mogę pożyczyć Ignis? Hedwiga wzbudzi podejrzenia, jak będę ją co chwilę wysyłać.
— Jasne — odparłam. — Chodźmy do sowiarni.
~ * ~
Następnego dnia w drodze na zajęcia, ktoś złapał mnie za ramię i zatrzymał.
— Camille, pogadajmy — powiedział Ron.
— O proszę, przypomniałeś sobie o mnie? — założyłam ręce i spojrzałam na niego.
Hermiona stała parę metrów dalej i przyglądała się nam. Pewnie wszystko uknuła, abyśmy się pogodzili.
— Przepraszam — wydukał, drapiąc się niepewnie się po karku. — Wiesz... ja doceniam to, że wierzysz nam bezgranicznie...
Widocznie starał się powiedzieć coś więcej, ale nie mógł dobrać słów.
— Okej, Ron... Nie gniewam się i też przepraszam, że na ciebie naskoczyłam — oznajmiłam i uśmiechnęłam się lekko, a Weasleyowi widocznie ulżyło. — Ale miałam dobry powód! — dodałam, gdy objął mnie na zgodę, a Granger odchrząknęła znacząco, dając mi wyraźny znak, żebym znowu nie zaczynała.
Dotarliśmy razem na zielarstwo, gdzie razem z Hermioną próbowałam pogodzić Harry'ego i Rona, lecz na marne. Tak samo przez kolejne dni. Jedyną dobrą wiadomością w tej sprawie było to, że Ron nie nosił odznaki z napisem: "Potter cuchnie", które stały się ostatnio popularne wśród uczniów, bo to by tylko pogorszyło już i tak złą sytuację. Niestety, oboje byli zbyt uparci, aby ze sobą pogadać.
~ * ~
Tego dnia udaliśmy się w stronę lochów na eliksiry. Ślizgoni stali już pod salą chichocząc jak zawsze, a ich szaty zostały przyozdobione w odznaki, głoszące to samo hasło, wypisane świecącymi czerwonymi literami: "Kibicuj CEDRIKOWI DIGGORY'EMU PRAWDZIWEMU reprezentantowi Hogwartu".
— Podobają ci się, Potter? — zapytał głośno Malfoy, kiedy podeszliśmy. — Ale to nie wszystko... Zobacz!
Przycisnął swoją odznakę, a hasło znikło i pojawiło się nowe, tym razem wypisane świecącymi zielonymi literami: "POTTER CUCHNIE".
Ślizgoni zawyli ze śmiechu i każdy z nich przycisnął swoją odznakę. Zobaczyłam, jak Harry zaczyna się wściekać. W końcu pierwszy raz zobaczył u kogoś te plakietki.
— Och, bardzo śmieszne — powiedziała ironicznie Hermiona do Pansy Parkinson i jej bandy Ślizgonek, które śmiały się najgłośniej. — Naprawdę, bardzo zabawne.
Tuż przy ścianie stał Ron z Deanem i Seamusem. Nie śmiał się, ale i nie bronił Harry'ego.
— Chcesz jedną, Granger? — zapytał Malfoy, podsuwając odznakę szatynce. — Mam ich mnóstwo. Camille, ty też nie masz! Proszę, będziesz z nią ślicznie wyglądała.
I podsunął mi ją, zadowolony z siebie. Jedynie zgromiłam go zimnym spojrzeniem, lecz Harry już kipiał z wściekłości.
— No, śmiało, Potter — powiedział cicho Draco i wyjął różdżkę.
To samo zrobił Harry i zanim się obejrzałam, już rzucili zaklęcia w swoją stronę.
— Furnunculus!
— Densaugeo!
Strużki światła wystrzelone z ich różdżek zderzyły się i odbiły rykoszetem pod różnymi kątami. Jeden promień ugodził Hermionę, a drugi Goyle'a.
— Hermiono! — zawołał Ron i natychmiast do niej podbiegł, a ja zrobiłam to samo.
— Co to za hałasy? — rozległ się jadowity głos Snape'a.
— Potter mnie zaatakował i...
— Zaatakowaliśmy się równocześnie! — krzyknął Harry, przerywając Malfoyowi.
— ...i ugodził Goyle'a... niech pan popatrzy...
Twarz Ślizgona była pokryta wielkimi bąblami.
— Goyle, marsz do skrzydła szpitalnego — powiedział spokojnie Snape.
— Malfoy trafił w Hermionę! — zawołałam.
— Proszę zobaczyć! — dołączył Ron i zmusił dziewczynę, aby odsłoniła twarz. Jej zęby sięgały już podbródka i nadal rosły.
Severus spojrzał na nią chłodno i rzekł:
— Nie widzę różnicy.
Hermiona jęknęła, w jej oczach zaszkliły się łzy, odwróciła się na pięcie i uciekła. Już dawno nie czułam takiej fali gniewu, jaka przeze mnie przeszła w tym momencie.
Razem z Harrym i Ronem zaczęliśmy wrzeszczeć jednocześnie, a nasze głosy odbijały się po korytarzu. Ledwo dało się zrozumieć, co kto wykrzykuje.
— No dobrze — wycedził jadowicie słodkim tonem. — Gryffindor traci pięćdziesiąt punktów, a Potter, Weasley i Rainwood mają szlaban. A teraz marsz do klasy, bo jak nie, to szlaban potrwa tydzień.
Minęłam Snape'a i weszłam wściekła do sali, po czym rzuciłam torbę na stół. Harry usiadł obok mnie, a Ron dosiadł się do Seamusa i Deana. Oboje trzęśli się ze złości.
— Rainwood, panuj nad emocjami — powiedział profesor z kpiną w głosie, patrząc na moje włosy, które były teraz krwistoczerwone.
Ugryzłam się w język, aby nic nie odpyskować, chociaż miałam ułożoną w głowie piękną wiązankę, jaką chciałam teraz powiedzieć. Mimo to starałam nie dać się sprowokować.
— Antidota! — oznajmił Snape, rozglądając się po klasie, a jego zimne oczy rozbłysły mściwą satysfakcją. — Dzisiaj uwarzycie je w parach, a pod koniec lekcji wybierzemy sobie kogoś, żeby wypróbować ich skuteczność.
Nagle do lochu wpadł Colin Creevey, oznajmiając, że potrzebują Harry'ego do zdjęć i nie będzie go do końca zajęć. Rozzłoszczony Severus wypuścił go z lekcji, a ja jako jedyna w sali zostałam bez pary. Ron podnosił już swoją torbę, aby się do mnie przesiąść, ale Snape go zatrzymał.
— Na miejsce, Weasley — warknął. — Nie pozwolę na to, abyście ucinali sobie pogawędkę przez całą lekcję. Malfoy! Crabbe! Jeden z was dołączy do panny Rainwood, a do drugiego dosiądzie się pan Weasley. Ruszać się, bo nie mamy całego dnia!
Draco natychmiast wstał i posłusznie się do mnie dosiadł. Ron z zaciśniętymi w cienką linię ustami przesiadł się do Crabbe'a.
— Gdyby twój wzrok mógł zabijać, to chyba wszyscy tutaj leżeliby już martwi — parsknął cicho Malfoy, ale nie raczyłam mu odpowiedzieć.
Wzięłam się za rozdrabnianie bezoaru, na którym się wyżyłam. Po niecałej minucie był to już drobny proszek. Dosypałam trzy miarki sproszkowanego bezoaru, a blondyn dosypał czwartą. Wyciągnęłam różdżkę, aby zapalić ogień pod kociołkiem, ale Draco złapał moją rękę.
— Najpierw dwie miarki ziół — wyjaśnił. — Uspokój się, bo popsujesz nam wywar.
Spojrzałam na przepis i dotarło do mnie, co robię.
— No tak... masz rację — powiedziałam cicho.
Przez tę złość przestawałam jasno myśleć. Wzięłam głęboki oddech i nieco się uspokoiłam. Malfoy przyglądał mi się uważnie, po czym schował swoją odznakę do kieszeni szaty. Nie wiedziałam, czemu to zrobił, może nie chciał mnie dodatkowo denerwować, ale nie wnikałam.
— Lepiej? — zapytał, zerkając na mnie z ukosa.
— Tak — odparłam ponuro.
Pod koniec lekcji dostaliśmy jedną z najlepszych ocen za antidotum.
Po zajęciach dorwałam Harry'ego w wieży Gryffindoru towarzystwie Hermiony, która wyglądała już normalnie.
— Dostałem list od Syriusza! — oznajmił od razu, gdy do nich podeszłam. — Chce ze mną pogadać dwudziestego drugiego listopada przy kominku o pierwszej w nocy!
Widać było, że ta wiadomość poprawiła mu humor. Niechętnie uświadomiłam go, że na kolejny dzień mamy stawić się na szlaban u Snape'a.
~ * ~
W końcu nadszedł listopad. Była sobota i mogłam odpocząć od wszystkiego. Od czasu, gdy Rita Skeeter opublikowała artykuł o Reprezentantach Hogwartu oraz ten, który dotyczył Hermiony, mnie oraz Harry'ego i naszych "romantycznych relacji", ciągle ktoś śmiał się z naszego — jak to niektórzy nazywają — "trójkącika miłosnego". Niesamowite jak jedna fałszywa wzmianka może komuś uprzykrzyć życie.
Ciężkim krokiem wchodziłam po ostatnich stopniach w drodze do salonu Gryfonów, trzymając w ręku pogniecioną stronę Proroka Codziennego, którą wyrwałam z ręki jednemu trzecioklasiście, gdy zaczynał cytować artykuł na niej zamieszczony. Rozwinęłam kulkę pergaminu i po raz kolejny zerknęłam na wypociny spod pióra samej Rity Sceeter.
Harry w końcu odnalazł w Hogwarcie miłość, lecz niestety z pewnych źródeł wynika, że najmłodszy reprezentant szkoły nie może się zdecydować na jedną dziewczynę. Camille Rainwood i Hermiona Granger, obie oszałamiająco piękne oraz bystre dziewczyny są bardzo często widywane razem z Potterem. Czy walka o miłość nie zniszczy przyjaźni dziewczyn?
— Wredna małpa — prychnęłam pod nosem i po raz kolejny zgniotłam gniewnie stronę z gazety, gdy przechodziłam przez dziurę w portrecie.
— Camille, idziesz z nami i Ronem do Trzech Mioteł? — zapytał Fred, kiedy dosiadłam się do bliźniaków i Lee siedzących na kanapie.
— Teraz?
— Zaraz — odrzekł Lee. — Czekamy, aż Ron zejdzie.
— Jasne, że idę! — uśmiechnęłam się do nich, po czym wrzuciłam kulkę papieru do kominka, w którym wesoło kołysały się płomienie.
W końcu Weasley zszedł na dół i całą czwórką poszliśmy do Hogsmeade. Weszliśmy do baru i zajęliśmy wolne miejsca.
Perspektywa George'a
Usiadłem obok Camille, a Rosmerta przyniosła nam pięć kufli kremowego piwa.
— Możecie nakłonić Rona, aby przestał się dąsać i porozmawiał z Harrym? — odezwała się Camille.
— Nie rozmawiasz ze swoim jedynym przyjacielem? Przecież tylko on jest w stanie z tobą wytrzymać! — zaśmiał się Fred.
— Zmieńmy temat — mruknął ponuro Ron.
— Próbowałem. — Fred wzruszył ramionami, a Camille pokręciła głową w niedowierzaniu.
Do baru wszedł Cedrik Diggory w otoczeniu grupki dziewczyn. Spojrzał w naszym kierunku i utkwił wzrok w Camille. Wyglądało na to, że chce do nas podejść.
"Za mało masz tych dziewczyn wokół siebie, kretynie?" – pomyślałem, po czym wpadłem na genialny pomysł.
Położyłem rękę wzdłuż oparcia od krzesła Camille z nadzieją, że Cedrik pomyśli, że jesteśmy razem. Może się odwali, kto wie?
I zadziałało. Diggory zmarszczył brwi i zrezygnowany wrócił do swoich towarzyszek.
— To jak tam walka o miłość w waszym trójkąciku? — zapytał rozbawiony Lee, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
Wiedziałem, że ten temat ją drażni, ale nie mogłem się powstrzymać.
— Zamknij się, Lee! — krzyknęła.