(Nie) Chcę Cię Zranić [ZOSTAN...

Par czarodziejka2604

3.2M 129K 94.8K

Archer Hale wrócił i dostrzega ogrom zniszczeń, jakie wyrządził podczas swojej nieobecności. Reed DiLaurenti... Plus

1.
2.
3.
4.
5.
6.
7.
1M
8.
9.
10. + niespodzianki
11.
12.
13.
14.
15.
16.
17.
18.
19.
20.
21.
#22
ZAPOWIEDŹ + DODATEK [ R&A THEIR STORY]
23.
24.
25.
26.
27.
28
30
31.
32.
33.
34.+ 2M
35.
36.
37.
38.
39.
40.
41.
42.
43.
44.
45.
46.
47.
48.
49.
50.
51.
52.
53.
54.
55.
56.
ZDEMENTUJMY PLOTKI
57.
58. (+ ogłoszenie)
59.
60.
61.
62.
EPILOG
SPIN-OFF
DODATKOWY ROZDZIAŁ
WYDANIE KSIĄŻKI
OKŁADKA KSIĄŻKI

29.

51.1K 2.1K 1.4K
Par czarodziejka2604

WILL POV



-Ryan, kurwa mać, otwieraj te pierdolone drzwi!

Dla większego efektu, przywaliłem pięścią w drzwi. Byłem wściekły z trzech bardzo ważnych powodów.

Po pierwsze: Zaginął mój samochód.

Po drugie: Wood zajął pokój, który należał niegdyś do Cartera.

Po trzecie: Zaginął mój samochód a kluczyki do niego, spoczywały w mojej kieszeni. 

-Co?- Mruknął chłopak po drugiej stronie, otwierając drzwi na oścież.

Zaspany, z lekko przymglonymi oczami, obserwował mnie chłodno z grymasem na twarzy. Stał w jasnych jeansach, które nosił wczorajszego dnia, a ponieważ nie miał koszulki sądziłem, że zgarnął pierwszą lepszą rzecz z podłogi, by nie pokazać się w samych bokserkach. 

-Gdzie mój wóz?- Warknąłem wściekle, zaciskając pięści ze złości. 

-Szukałeś w garażu?-Uśmiechnął się złośliwie.
Na korytarzu zrobiło się głośno. Odwróciłem głowę w tamtym kierunku, widząc ubraną już Isabel, Matta oraz Diego. Ten ostatni wbiegł po schodach a po jego twarzy widziałem, że to nie będzie miła rozmowa.

-Policja jest na podjeździe- poinformował wkurzony.- Jakieś pomysły?

-Widzieliśmy ich z okna- potwierdził Cross, przyciągając do siebie dziewczynę.- To Roberst. 

-Kurwa- splunąłem.

Ten facet jest kawałkiem niezłego gówna. Od dawna próbuje wsadzić nas za kratki, a my zawsze wodzimy go za nos. Fakt, że pofatygował się do nas oznacza jedne wielkie kłopoty. 

-Gdzie Mike i Archer?- Ciemnowłosy rozejrzał się po pomieszczeniu.

-Nie ma ich- odezwał się Ryan. 
Diego rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie. Nikt z nas nie pałał do Wooda sympatią, ale widzieliśmy w nim szansę na odrobienie strat, czego nie rozumiał nasz dowódca. Nie łatwo było przymówić mu do rozsądku, zwłaszcza że Hale i O'Connor zostawili mnie z tym samego. Zupełnie tak, jakbym wiedział dlaczego tak bardzo im na tym zależy.
-Może znaleźli twój samochód?-Whitemore odezwała się, naciągając sweter dłonie.
 Dokładanie w tym momencie zadzwonił dzwonek do drzwi a po nich pało charakterystyczne zdanie, które padało już tysiąc razy.
-Samochód?- Diego przewiercił spojrzeniem najpierw mnie a potem na Ryana.

-Watpię, żeby Roberts chciał przynieść nam dobre wiadomości- pokręcił głową Matthew. Miał w tym sporą rację.

-Zniknął- mruknąłem.

Natarczywy dzwonek rozbrzmiał po raz drugi. Diego przeczesał włosy dłonią, roztrzepując je na każdą stronę. Nabrał powietrza i odwracając się do nas, zaczął schodzić po schodach tak lekko, jakby nic się nie stało.

-Zostańcie tutaj.
Zagryzłem mocno dolną wargę. Jak reszta czekałem w skupieniu, o co chodzi. Oczywiście, już nie raz byliśmy podejrzani o morderstwa (całkiem słusznie) ale zawsze z tego wychodziliśmy. Teraz mamy dużo więcej problemów niż ostatnio i śmiem twierdzić, że nawet sytuacja z Evanem nie była tak patowa, jak ta teraz. 

-Poszukujemy Williama DeVitto- głos Robertsa rozniósł się po całym domu.

Oczy moich przyjaciół skierowały się w moją stronę. Nic z tego nie rozumiałem. 
-Z tego co wiem, nie ma przepisu zabraniającego bycia idiotą- zaśmiał się Diego, swoim charakterystycznym śmiechem. Był to rodzaj tego humoru, kiedy grał luzaka wiedząc, że w powietrzu wiszą kłopoty. 

-Mam panu wpisać mandat, panie Marrero?

Mogłem wyobrazić sobie jak mężczyzna unosi ręce w górę, w geście poddania się i kombinuje jak zyskać na czasie. 

-Znaleźliśmy samochód pana DeVitto niedaleko placu budowy w Hilltop- drugi z funkcjonariuszy, zaczął wyjaśniać sprawę.- Jest lekko uszkodzony, a w nad prawym nadkolem widać zarysowanie od czarnego lakieru. Pan William jest podejrzany o próbę zabójstwa pani Jennifer Hale oraz napad i próbę gwałtu na młodej dziewczynie około północy. Z zeznań ofiary wynika, że był to właśnie pan DeVitto. 

Że co kurwa!?

-Will...-zaczął Matt, ale uciąłem jego wypowiedź gestem dłoni. 

Stałem jak otępiały, wiedząc że przecież nic takiego nie zrobiłem. To ja byłem z Reed, kiedy dowiedziała się o wypadku, to ja przywiozłem ją pod szpital a po powrocie do domu uspokoiłem burzę imieniem Diego. Na koniec dobiłem nielegalnego handlu.

Cholera... już wtedy nie jeździłem swoim samochodem. 

-Nie ma go- odezwał się ciemnowłosy, ale policja już przemierzała dom.

-Więc gdzie jest?
-Will- warknął Matthew.- Uciekaj. 

Nie słyszałem jak toczy się rozmowa na dole. Musiałem szybko działać, bo inaczej posadzą mnie za kratki na długie lata. Na moim koncie jest już parę drobnych wykroczeń a ponieważ są na nas cięci, będą mieć idealny powód żeby mnie udupić i to bez wyjaśnień.
-Będę u Scarlett...o ile się uda.

Rzuciłem kluczyki w ręce Matta, kiwając głową. Wyminąłem Ryana, wiedząc że jego okno będzie idealnym wyjściem ewakuacyjnym. Musiałem mieć tylko trochę szczęścia. A tego coraz częściej nam brakuje.





MATT POV



-Panie Cross- sztuczny uśmiech Robertsa, zdradzał jego obrzydzenie.- Doprawdy, myślałem że dał sobie pan spokój ze złym towarzystwem. 

Jako jedyny w naszym towarzystwie, nie miałem na koncie nawet mandatu za zbyt szybką jazdę, nawet jeśli mi się należał. 
-Sierżant Roberts- powiedziałem.- Coś się stało? 

Policjant obdarzył spojrzeniem Izzy, która wtuliła się w mój bok. Jego wzrok mroził krew w żyłach. Myślę, że akurat on lepiej poradziłby sobie po drugiej stronie barykady, bo zdecydowanie budzi postrach a nie poczucie bezpieczeństwa. 

-Szukamy pana kolegi- teraz popatrzył na mnie, a jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Zupełnie tak, jakby był maszyną, która zaprogramowana została na specjalne zadania.- William DeVitto.

-Cóż...-westchnąłem ciężko.- Jak pan widzi, na tym korytarzu go nie ma.

-Zdążyłem zauważyć- poinformował sucho, kiwając głową na swojego pomocnika, który jednym ruchem otworzył drzwi za naszymi plecami.

Nawet nie protestowałem, chociaż wiedziałem, że tylko na to czeka. Westchnąłem dla zasady, obserwując jak przechadzają się po sypialni i sprawdzają nawet łazienkę.

-Może otworzy pan szafę?- Zaproponowałem z kpiną, widząc jak przekłada krzesło z miejsca na miejsce. 

-Panno Whitemore- zaczął, obrzucając ją swoim stalowym spojrzeniem.- Co taka grzeczna dziewczynka robi w takim domu? 
Isabel uniosła podbródek w górę, hardo mrużąc oczy. Policja nie jest czymś, w co powinna być zamieszana i cholernie mi się to nie podobało. 

-Dom jak każdy inny- mruknęła. 

-Może wybrałaś tego, który jest mniejszym złem, ale jak sama dobrze wiesz...- podszedł do niej, nachylając się lekko.-Z kim się przestaje, takim człowiek się staje.

Twardo wytrzymała jego spojrzenie, ale wyczułem jak jej ciało drży. Roberts był i będzie chujem, który idealnie gra na uczuciach ludzi. To ktoś, kto nie ma skrupułów i kieruje się własnymi zasadami.

-Zapamiętam- odpowiedziała pewnie, przełykając głośno ślinę.

Zaśmiał się prześmiewczo, prostując się. Kiwnął głową na swojego towarzysza, który stanął za nim niczym prywatny ochroniarz.

-Pozdrów mamusię, Izzy- dodał na odchodnym, wychodząc z pomieszczenia. 

Diego, który był świadkiem tej rozmowy zacisnął pięści ze złości. Facet prosił się o porządne lanie, a zmuszeni byliśmy zachować spokój. Wiedziałem, że jeśli zobaczy Ryana w naszym domu, będziemy pod ciągłą obserwacją. 

-Szuka Pan w złym miejscu- odrzekła moja dziewczyna, oblizując usta.- Willa nie ma w domu, ale polecam sprawdzić u jego dziewczyny. Jak pan widzi, źli chłopcy nie spędzają nocy samotnie.

Zamknąłem drzwi, wyciągając klucze do Mercedesa i schowałem je do szafki, tak jak wcześniej. 

-Palant- prychnęła Isabel, zakrywając twarz dłońmi. Robiła tak często, kiedy potrzebowała się uspokoić.

Objąłem ją, przyciągając jej ciało do swojego. 
-Nie przejmuj się- mruknąłem tylko, układając wargi na czubku jej głowy. 

Ciemnowłosej zawsze wszędzie pełno, jest żwawa i nie potrafi usiedzieć na miejscu. Tym razem od dłuższej chwili stała w miejscu kompletnie się nie ruszając. 

-Dlaczego zdrobnił twoje imię?- Zaciekawiłem się.- I mówił o twojej mamie?

Westchnęła ciężko, wtulając nos w moją koszulkę. 

-Złamał jej serce, kiedy była w moim wieku- odpowiedziała.- I jak widać, wcale tego nie żałuje.



WILL POV

Dzielnica Roxbury od zawsze pachniała jak smażone frytki i przypalone hamburgery. Nie wiedziałem czy gorsza od niej jest Chińska Dzielnica, gdzie na każdym kroku można było potknąć się o stoiska z tanimi (bądź bardzo drogim) produktami czy może nasza, gdzie główną atrakcją jest stara fabryka. Okna starych kamienic wychodziły na wąskie uliczki a co dwa metry knajpki reklamowały swoje usługi. Mieszkali tu głównie studenci, ponieważ koszty wynajmu nie były zbyt wygórowane a winowajcą tego wszystkiego był ów "smakowity" zapach. Przemierzyłem schody szybkim tempem i wpadłem jak burza na trzecie piętro. Byłem tu jakieś trzy razy, ale za każdym razem czułem się dziwnie. Wręcz tak, jakbym nie powinien tu być.

Ten pomysł był głupi. Mógł wypalić albo nie, ale bardziej liczyłem na tę pierwszą opcję. Chociaż, na jej miejscu nigdy bym się nie zgodził. Zadzwoniłem dzwonkiem, niecierpliwiąc się z każdą nanosekundą. Policja mogła zjawić się tutaj w każdej chwili a zanim wyjaśnię wszystko dziewczynie, może minąć wieczność.

-Will?- Zapytała cicho ze zdziwieniem wypisanym na twarzy.

Miała idealnie ułożone włosy, wyprasowaną koszulę i perfekcyjny makijaż. Wszystko nie tak, jak potrzebowałem.

-Scarlett- westchnąłem, czując się jak ostatni kutas na świecie.

-Dlaczego tu jesteś?- Zapytała, mocno zaciskając dłoń na krawędzi drzwi.- Jasno wyraziłeś się na nasz temat. Myślałam, że oszczędzisz mi tego...
-Proszę cię- oblizałem wargi.- Musisz mi pomóc.

Pokręciła głową, a jej idealne usta wykrzywiły się w lekkim grymasie. 
-Will, nie wykorzystuj moich uczuć do swoich celów. 

Scarlett patrzyła na mnie zraniona i smutna a z jej pięknych brązowych oczu bił żal. Mimo to widziałem jeszcze jedną rzecz, która ostatecznie mnie dobiła. Miłość.

-Proszę- powtórzyłem.- Ten jeden raz. Ostatni. 

Była wysoką, zgrabną dziewczyną, sięgała mi do nosa nawet bez szpilek. Brązowe włosy okalały jej twarz, podkreślając jej kształt. 

-Co się stało? 

Wślizgnąłem się do jej mieszkania, cicho zamykając drzwi. Nie chciałem rozmawiać o tym na korytarzu, zwłaszcza że ktoś mógłby tego słuchać.

-Potrzebuję alibi- mruknąłem, patrząc na nią z mocą. 

-Że co?- Ze zdziwienia otworzyła szczerzej oczy, podpierając bok dłonią. Nie wyglądała na zachwyconą. 

Wyjaśniłem jej w skrócie całą sytuację, licząc że mnie zrozumie. Nie mogłem spowodować tego wypadku,  ponieważ byłem wtedy z Reed. Najpierw u niej w domu a potem w BrassMolly. Ale sprawa z napadniętą kobietą, nie wyglądała już tak dobrze- moje prawdziwe alibi jest jeszcze gorsze, niż domniemane oskarżenie.

-Nie wierzę- pokręciła głową.- Oszalałeś? 

-Zrozum Scarlett- poprosiłem.- Ktoś chce mnie wrobić i być może nie skończy się tylko na tym. Byłem w nocy poza miastem, ale to była akcja biznesowa, to mi nie pomoże. Nie skrzywdziłem tej dziewczyny i jeśli mnie przyskrzynią, może ucierpieć więcej dziewczyn...nawet Ty. Zrozum, że twarde alibi jest mi teraz bardzo potrzebne. 
Zagryzła mocno usta, unosząc wzrok do nieba. Widziałem, że się zastanawia ale nie była jeszcze do końca pewna. 

-Co powinnam zrobić? 
Tu była trudniejsza część planu. Przekonanie dziewczyny, żeby mi pomogła od początku nie wydawało mi się trudne. Wykorzystałem fakt, że zrobi dla mnie wszystko- wiem, nawet jeśli początkowo zgrywała twardą. Ale właśnie taka jest. Najpierw będzie się opierać, ale potem...potem podda się uczuciu.

-Prawdopodobnie policja przyjdzie tutaj za parę minut. Będą chcieli wziąć mnie na przesłuchanie a kiedy zobaczą ciebie, również i ty będziesz przesłuchana. Przedstawimy im wersję, że jesteśmy razem, dobra? Przyjechałem do ciebie wieczorem, koło siódmej. Spędziliśmy razem noc, nie pierwszy raz zresztą. Byłem tutaj cały czas, jasne? 

Z każdym moim słowem robiła się coraz bledsza i bardziej zszokowana. Podczas kiedy ja mówiłem z łatwością, ona zaczęła szybciej oddychać i kręcić głową, zupełnie tak jakby nie akceptowała mojego pomysłu. 

-Jesteś nie normalny- powiedziała w końcu.- Mam udawać, że jesteś moim chłopakiem po tym, jak powiedziałeś że miedzy nami nic nigdy nie będzie? Po tym jak narobiłeś mi nadziei, jak spędzałeś ze mną czas, po tym jak się przed tobą otworzyłam...- w jej oczach stanęły łzy.- Po tym jak mnie zraniłeś? 

-Scarlett...-westchnąłem.- Nie chciałem cię zranić. 

-Nie, Will- ucięła krótko.- Nie będę kłamać. Przykro mi. 

Westchnąłem. Wpatrywaliśmy się w siebie przez dobrą minutę, zanim zdecydowałem się odwrócić i wyjść. Wymagałem od niej zbyt wiele, wiedziałem to. Byłem pierdolonym sukinsynem bez uczuć, chociaż kiedy widziałem jej oczy gryzło mnie sumienie. 
-Will?- Jej słaby głos odbił się echem od ścian.- Dlaczego to zrobiłeś?

Chwyciłem klamkę, na moment się zatrzymując. Obejrzałem się przez ramię. W tle grało radio, puszczające najnowsze kawałki. 

-Myślałem...myślałem, że jestem gotowy ale wciąż...widzę kogoś...-Nawet mówienie o Katt, sprawiało mi trudność. Zwłaszcza w jej obecności.

-Innego?- Dokończyła za mnie szeptem.

Pokiwałem głową, czując się fatalnie. Zupełnie tak, jakby ktoś kopnął mnie w żołądek i połamał żebra. 

-Rozumiem- powiedziała.- Była głupia, jeśli cię zostawiła...nie wie, co straciła.

Oblizałem wargi, czując zapach, jaki roztaczała Katty. Czasem przypominało mi się jak pachniała, jak chodziła, jaki miała głos i śmiech. Przychodziło to zwykle w najmniej oczekiwanym momencie i to było najgorsze.

-Możliwe- odpowiedziałem. 

Chciałem już wyjść, kiedy mnie zatrzymała. Wyglądała na zagubioną, ale coś w jej oczach błysnęło. 

-Pomogę ci- zaoferowała.

Nie było czasu na nic więcej. Nie mogłem pozwolić, żeby się rozmyśliła albo zaczęła zadawać zbędne pytania. Mieliśmy coraz mniej czasu. Roberts znajdzie mnie w każdej dziurze tego miasta i musiałem być na to przygotowany.

-Musimy się pospieszyć. Na pewno tego chcesz?

-Tak- odetchnęła po chwili.

Kiwnąłem głową, przechodząc do salonu.

-Musimy stworzyć pozory, Scarlett- mruknąłem, rozglądając się po czystym pomieszczeniu.- Rozumiesz o co mi chodzi? 
-Tak, żeby wyglądało to tak, jakbyśmy nie mieli czasu za sobą sprzątać?- Podsunęła.

-Dokładnie- spojrzałem na nią.- Zajmę się tym a ty idź się przebierz.

Zerknęła na mnie podejrzliwie, kiedy ściągnąłem czarną koszulkę i podałem jej w jednej chwili. Popatrzyła na ubranie w swoich dłoniach i oglądnęła z każdej strony, jakby nie dowierzała co trzyma. Potem przeniosła wzrok na mnie, wolno pnąc się w górę, obserwując moje ciało.

-Musimy wyglądać wiarygodnie, tak?- Mrugnąłem do niej, uśmiechając się.

Dziewczyna zaczęła mówić coś pod nosem, ale podążyła w stronę łazienki. Najpewniej przeklinała mnie i moje głupie pomysły. Sam bym to zrobił, gdybym nie miał lepszych zajęć. Z aneksu kuchennego zgarnąłem miskę, do której zgarnąłem parę ciastek. Znałem ją na tyle długo, że wiedziałem gdzie trzyma słodycze i że zawsze są to ciastka. Szukałem brudnych naczyń, ale mogłem pomarzyć. Scarlett zawsze wszystko sprzątała i czyściła na błysk. W tym wypadku to wcale nie był plus. Nalałem trochę soku do dwóch szklanek i odłożyłem na stół. Idealne ułożenie poduszek trochę zepsułem dokładnie w momencie, kiedy dziewczyna wyszła z łazienki. Trzymała swoje poprzednie ubrania w ręce, łącznie ze stanikiem a moja koszulka, zakrywała jej tyłek ukazując zgrabne nogi. Rozmazała lekko makijaż, sprawiając wrażenie zaspanej i zmęczonej.

-To najgłupsza rzecz jaką zrobiłam- westchnęła, przechodząc do sypialni. 

Podążyłem za nią. Pomieszczenie wyglądało tak, jak za pierwszym razem. Pachniało lawendą i książkami, które zdobiły pokaźną biblioteczkę. Stanąłem naprzeciw niej, obserwując ją uważnie. 

-Dziękuję- uśmiechnąłem się lekko, obserwując jej rumieniec na policzkach.- Będę twoim dłużnikiem.

-Po prostu- powiedziała cicho.- Nie zrań już żadnej dziewczyny, okej? 

Nie potrafiłem na to odpowiedzieć. Prawdopodobnie nie było na to żadnej konkretnej odpowiedzi, takiej która była by prawidłowa i właściwa.  Zamiast tego, odebrałem jej cichy i rzuciłem gdzieś na podłogę. Nawet na to nie spojrzała, wciąż wpatrując się w moje oczy.
-Wyglądasz za porządnie, wiesz?- Mój głos nagle opanowała chrypa, której nie potrafiłem opanować. 

-To znaczy...? 

Chwyciłem zbłąkany kosmyk jej włosów, dotykając przy tym policzka.

-Jak ktoś, kto grzecznie spał w nocy?- Zaproponowałem lekko, wzruszając przy tym ramionami.

-Właśnie tak było- wyszeptała cicho, chwytając delikatnie mój nadgarstek.-Wyglądasz podobnie.

Moja dłoń powędrowała dalej, chwytając jej kark. To wszystko działo się automatycznie, wręcz z przyzwyczajenia. 

-Dokładnie tak było...prawie- mruknąłem, lekko się pochylając.- Wiarygodność, Scarlett.

Pochyliłem się, łącząc nasze usta. Żarliwie wpiłem się w jej wargi, co odwzajemniła z szaleńczą namiętnością. Nasze usta toczyły wojnę, języki pracowały na najwyższych obrotach walcząc o dominację. Nie odepchnęła mnie, a wręcz przyciągała do siebie, obejmując za kark. Jej palce mierzwiły moje włosy intensywnie, w momencie kiedy moje ręce zaczęły badać jej ciało. Po chwili podniosłem ją i ułożyłem na łóżku. Owinęła się wokół moich bioder, obejmując rozgrzanymi dłońmi moje policzki, pokryte jednodniowym zarostem. Jej ciche westchnienia wryły się w moją głowę, sprawiając że moje sumienie szalało. Im bardziej mi dokuczało, tym bardziej wyżywałem się na Scarlett obsypując ją pocałunkami. Przygryzłem skórę na jej szyi, zasysając ją i tworząc malinkę. Syknęła, wbijając paznokcie w moje ramiona.  Potem zrobiłem to po raz drugi, czując jak zaczyna wypełniać mnie pożądanie. 

-Will...-jęknęła, wyginając plecy w łuk.

-Ciii- uciszyłem ją, powracając do jej opuchniętych warg.
Nasze ciała ocierały się o siebie, jej dłonie znaczyły ścieżki na moim torsie i plechach a moje zmysły skupiły się tylko na niej. 

-Jesteś zbyt perfekcyjna- fuknąłem, ciągnąc w zębach jej dolną wargę. Nawet z rozczochranymi włosami, wypiekami, potem zdobiącym czoło i rozmazanym tuszem wyglądała zbyt idealnie.

Zamruczała ze śmiechem, otwierając oczy.

-A Ty jesteś...

Jednak nie było dane jej dokończyć, gdyż rozległo się walenie do drzwi.

-Otwierać, policja!

Zawisłem nad nią, patrząc jak momentalnie poważnieje a uniesienie wylatuje z niej jak z procy. Kiwnąłem głową, na znak że to właśnie ten moment. Widziałem, że się boi więc ucałowałem czubek jej nosa na pocieszenie. 

-Nie daj się- westchnąłem, siadając na łóżku.- Dasz radę.

Pośpiesznie odeszła w stronę drzwi. Nie wiedziałem tylko czy gorszy jest fakt, jak wykorzystałem jej osobę czy uczucia. Przez chwilę nie mogłem się pozbierać, wiedząc że po wszystkim będzie miała jeszcze większy żal do mnie.
-Przepraszam- wymamrotałem, chociaż mnie nie słyszała. Rozmawiała z funkcjonariuszami, więc po chwili postanowiłem do niej dołączyć. Odpiąłem pasek od spodni, by wychodząc z sypialni zacząć się z nim mocować, jakbym chciał go zapiąć.

-Kochanie, co się dzieje?- Zadałem to pytanie tak beztrosko, jakbym robił to zawsze. Dopiero po chwili spojrzałem na dziewczynę i jej towarzyszy. 

Scarlett popatrzyła na mnie, wskazując głową funkcjonariuszy. Robiła wszystko naturalnie i jak zwykle perfekcyjnie. Dobra aktoreczka.

-Panowie do ciebie. 

Zmarszczyłem brwi, udając że o niczym nie wiem.

-Byliśmy za głośno? - Zaśmiałem się łobuzersko.

Roberst zmierzył mnie lodowatym spojrzeniem.
-Pójdzie pan z nami, panie DeVitto- zakomenderował.- Jest pan oskarżony o próbę zabójstwa Jennifer Hale oraz napaść z próbą gwałtu na młodą kobietę. To dużo wykroczeń jak ja jeden wieczór.

W tym momencie, brązowooka wydała z siebie okrzyk zdumienia.

-To nie możliwe- pokręciła głową.- Był cały czas ze mną.
-Wyjaśnienia, złoży pan na komisariacie- mruknął, kierując wzrok na dwudziestolatkę.- Pani również.



======


Do tematu Reed, Archera oraz Mike i Yvette powrócimy niebawem- nie martwcie sie ^^

Stwierdziłam, że pociągnę tę historię jeszcze inaczej :D

Może się wam spodoba...może nie ;)

Oby jednak tak XD


POZDRAWIAM <3




Continuer la Lecture

Vous Aimerez Aussi

1.5M 72.3K 40
"-Czemu mi nie powiedziałaś! - krzyknął ze złością i ze łzami w oczach. -A co miałam ci powiedzieć? "Cześć, jestem Ruby i umieram"? - zaśmiałam się i...
299K 9.7K 42
Mężczyzna będący głową rodziny mafijnej i mający władzę nad wszystkim dookoła... Czy uda mu się mieć władzę nad osobą, która kocha go najbardziej na...
1.3M 13.1K 5
„Bo to my byliśmy gotowi na wszechświat, lecz to wszechświat nie był gotów na nas." 2 część trylogii „Secret" ~17.08.2021r. - 14.02.2024r.~ Dziękuje...
Hateful Love Par Miula

Roman pour Adolescents

1.4M 31.7K 33
Veronica i David od zawsze przepełniali się nienawiścią. Odkąd tylko pamiętali próbowali trzymać się od siebie z daleka, ponieważ próby jakiegokolwie...