Camille • George Weasley

By Rosemary_Weasley

675K 39.9K 50.5K

❝Nie wiem, czy to zauważyłeś, ale chwilę przed wyznaniem, że ma tutaj wszystko, co kocha, zerknęła na ciebie... More

Wstęp
Zwiastun
Rozdział 1 - Podwójne kłopoty
Rozdział 2 - Zajęcia czas zacząć
Rozdział 3 - Zakazane piętro
Rozdział 4 - Boże Narodzenie
Rozdział 5 - Smok i Zakazany Las
Rozdział 6 - Wakacje
Rozdział 7 - Z Nory do Hogwartu
Rozdział 8 - Strzeżcie się wrogowie dziedzica
Rozdział 9 - Walentynki
Rozdział 10 - Dlaczego to nie mogą być motyle?
Rozdział 11 - Malfoy Manor
Rozdział 12 - Do the Hippogriff
Rozdział 13 - Draco
Rozdział 14 - Hogsmeade
Rozdział 15 - Gryffindor vs. Slytherin... a może Hufflepuff?
Rozdział 16 - Mapa Huncwotów
Rozdział 17 - Dodatkowe zajęcia
Rozdział 18 - Patronus
Rozdział 19 - Wszystkiego najlepszego Gred i Forge!
Rozdział 20 - Pełnia
Rozdział 21 - Władcy czasu
Rozdział 22 - Dolina Godryka
Rozdział 24 - Mistrzostwa Świata w Quidditchu
Rozdział 25 - Czwarty rok
Rozdział 26 - Czara Ognia
Rozdział 27 - Kibicuj Cedrikowi Diggory'emu
Rozdział 28 - Świetnie Rogogon!
Rozdział 29 - George
Rozdział 30 - To nie jest randka!
Rozdział 31 - Kłopoty w raju
Rozdział 32 - Pod Trzema... Randkami?
Rozdział 33 - Ferie zimowe
Rozdział 34 - Bal Bożonarodzeniowy
Rozdział 35 - Better than Firewhiskey
Rozdział 36 - Na lądzie trudno śpiewać nam
Rozdział 37 - Drugie zadanie
Rozdział 38 - Wizje cz.1
Rozdział 39 - Wizje cz.2
Rozdział 40 - Trzecie zadanie
Rozdział 41 - Nasze serca biją jednym rytmem
Rozdział 42 - Nieproszeni goście
Rozdział 43 - Grimmauld Place 12
Rozdział 44 - The kids are back
Rozdział 45 - Nocny napój
Rozdział 46 - I Don't Want To Miss A Thing
Rozdział 47 - I znowu na Grimmauld Place
Rozdział 48 - Debahanacja
Rozdział 49 - Ronuś Prefekt
Rozdział 50 - Uśmiechy dla Umbridge
Rozdział 51 - Obrona Przed Czarną Magią
Rozdział 52 - Pomóż mi zakopać zwłoki
Rozdział 53 - Nowy obrońca
Rozdział 54 - Wielki Dewastator Hogwartu
Rozdział 55 - Żadnego znaku pulsu
Rozdział 56 - Gospoda Pod Świńskim Łbem
Rozdział 57 - Szwadron Czarodziejów Alfa
Rozdział 58 - Nieszczęście ubiera się w szmaragdowe szaty
Rozdział 59 - Czas milczenia
Rozdział 60 - Zamknięci w czterech ścianach
Rozdział 61 - Świadkowie śmierci
Rozdział 62 - Wypowiedzenie wojny Weasleyowi
Rozdział 63 - Święta na Grimmauld Place cz.1
Rozdział 64 - Święta na Grimmauld Place cz.2
Rozdział 65 - Kołatka w kształcie orła
Rozdział 66 - Sylwester u Krukonów
Rozdział 67 - Po północy
Rozdział 68 - Co rude to wredne
Rozdział 69 - Weasley & Weasley & Rainwood
Rozdział 70 - Ciasteczka, gwiazdy i my dwoje
Rozdział 71 - Mecz z Puchonami
Rozdział 72 - Pogromca Daviesa
Rozdział 73 - Patronusy
Rozdział 74 - Nowy dyrektor
Rozdział 75 - Narowiste Świstohuki Weasleyów
Rozdział 76 - Babski wieczór
Rozdział 77 - Porady zawodowe
Rozdział 78 - Ucieczka Freda i George'a
Rozdział 79 - Standardowe Umiejętności Magiczne
Rozdział 80 - Lot na testralach
Rozdział 81 - Departament Tajemnic

Rozdział 23 - Wakacje z bliźniakami

9.6K 541 765
By Rosemary_Weasley

Weszliśmy do apartamentu i znaleźliśmy się w całkiem przytulnym salonie. Znajdował się w nim mugolski duży telewizor (widziałam takich sporo w Dolinie Godryka. Chyba każdy mugol ma taki w domu) oraz duża kanapa pasująca swoją bielą do ścian. Z okien był widok na morze. Poza salonem i łazienką umiejscowione były tutaj również dwie sypialnie: jedna z trzema pojedynczymi łózkami dla mnie i chłopaków oraz druga dla rodziców. Z okien w sypialni mieliśmy ten sam piękny widok.

Natychmiast wtargałam swój bagaż do pokoju i zajęłam jedno z łóżek. Z kufra wyjęłam kilka rzeczy i od razu zamknęłam się w łazience. Przebierałam się w strój kąpielowy, a na wierzch włożyłam zwiewną sukienkę i spakowałam niezbędne rzeczy do torby plażowej. Gdy byłam gotowa, wyszłam z łazienki i zapukałam do naszej sypialni, w której do wyjścia szykowali się bliźniacy.

— Ruszajcie się!

— No już, już — usłyszałam przez drzwi.

Usiadłam na kanapie i obserwowałam mamę, która rozpakowywała najpotrzebniejsze przedmioty. Po chwili Fred i George wyszli z pokoju wyszykowani.

— Idziemy na plażę! — zawołałam do rodziców, wychodząc z apartamentu i we trojkę skierowaliśmy się do wyjścia z hotelu.

Rozłożyliśmy koc i ręczniki na piasku. Chłopcy szybko wskoczyli do wody, a ja dopiero ściągnęłam sukienkę. Nawet nie zauważyłam, kiedy jeden z bliźniaków wyszedł z wody. Nagle złapał mnie w pasie, a ja poczułam straszliwy chłód i wilgoć.

— Aaa! — wydarłam się i wyrwałam z uścisku. — Kretynie! Jesteś cały lodowaty!

— Ponoć lubisz się przytulać — powiedział George z uśmiechem i rozłożył ręce. — Nie daj się prosić.

Zbliżał się do mnie, szczerząc zęby.

— Idź sobie — powiedziałam rozbawiona, ale chłopak nie posłuchał. — Nie! — krzyknęłam i zaczęłam uciekać, a Weasley gonił mnie po plaży.

Pierwsze wyjście do ludzi i już robimy z siebie widowisko. Powinnam się już do tego przyzwyczaić.

Na moje nieszczęście George mnie dogonił i złapał w pasie, próbując podnieść, lecz stracił równowagę i wpadliśmy do wody przy brzegu. Oboje wybuchnęliśmy śmiechem.

— Aż żal na was patrzeć — parsknął Fred, który stał niedaleko nas.

— Ale z ciebie głupek, George — zachichotałam. — Jak nie możesz mnie utrzymać, to nie podnoś.

— A kto powiedział, że to był przypadek, co? — uśmiechnął się figlarnie. Trzepnęłam go w ramię i z niego wstałam, a ponieważ i tak już byłam cała mokra, weszłam do morza.

Byłam w swoim żywiole. Kocham pływać i w wodzie czuję się cudownie. Bliźniacy co jakiś czas nurkowali, aby po chwili wynurzyć się ze mną na ramionach i wrzucić mnie z powrotem do wody. Widocznie uprzykrzanie mi życia sprawiało im wielką frajdę.

Spojrzałam w stronę plaży i zobaczyłam swoich rodziców rozkładających leżaki niedaleko naszego koca. Przynieśli ze sobą dmuchany materac i piłkę.

— Zaraz wracam — oznajmiłam i ruszyłam w stronę brzegu.

— Jak możesz, to weź piłkę — powiedział Fred.

— Pogramy — dodał jego brat.

— Okej — mruknęłam. Wyszłam z wody i szybko do niej wróciłam. Podałam Fredowi dmuchaną piłkę, a sama wskoczyłam na materac.

Chłopcy zaczęli grać, a ja wylegiwałam się w ciepłym słońcu na materacu, muskana lekkimi falami. Zamknęłam oczy i rozkoszowałam się chwilą. Nie trwała ona długo, gdyż Fred i George postanowili mnie z niego zwalić. Wynurzyłam się z wody, odgarnęłam mokre włosy z twarzy i spojrzałam na zadowolonych z siebie bliźniaków.

— Nawet chwili nie wytrzymacie bez droczenia się ze mną?! Jesteście...

— ...zabawni? — Fred wciął mi się w zdanie.

— ...uroczy?

— ...przystojni?

— ...zdolni? — mówili na zmianę, aż w końcu im przerwałam.

— Nieznośni! — warknęłam, lecz kąciki ust lekko mi drgnęły.

— Niby nieznośni, a jednak widzę uśmiech na twojej twarzy — stwierdził George.

— No i się wydało! Wcale tak o nas nie myślisz! — powiedział jego brat bliźniak, głupio się uśmiechając.

— Bo mnie rozśmieszacie, kiedy jestem na was zła! — fuknęłam i zaczęłam ich ochlapywać w ramach zemsty, co rozpętało wojnę.

~ * ~

Następnego dnia po obiedzie, razem z Fredem i George'em poszliśmy do miasta. Już z daleka widzieliśmy kolejkę górską, więc to był nasz dzisiejszy cel. Dotarliśmy do wesołego miasteczka, gdzie natychmiast stanęliśmy w kolejce po bilety do największej atrakcji, czyli rollercoastera, którego to widzieliśmy z oddali.

— Wspominałam wam, że mam lęk wysokości? — zagaiłam do Freda i George'a ze zestresowanym uśmiechem, kiedy pracownik miasteczka zapinał wszystkich pasażerów, którzy zajęli już swoje miejsca w wagonach.

— Żartujesz sobie? — zapytał Fred, patrząc na mnie nieco zaniepokojonym spojrzeniem. — Na miotle normalnie latasz.

— Na miotłach czuję się bezpiecznie, sama nie wiem czemu — wyjaśniłam. — Chyba chodzi o to, że mogę nią sterować, czy coś... W każdym razie przy dużych wysokościach, na przykład, gdy patrzę w dół z wieży astronomicznej w szkole, robi mi się słabo.

— I ty to mówisz teraz?! — syknął George. — Widziałaś trasę tej kolejki? Będziemy do góry nogami, Camille, i to na dużej wysokości!

— Wiem — wyszczerzyłam się w uśmiechu. — Trochę się boje, ale będzie fajnie! Dreszczyk emocji, no nie?

— Od zawsze czułem, że ona jest jakaś szurnięta, braciszku — powiedział Fred, a wagony pomału ruszyły.

— Jakbyś się bardzo bała, to złap mnie za rękę — szepnął George, gdy dotarliśmy już prawie na najwyższy punkt kolejki. — Może to cię uspokoi, kto wie...

Pokiwałam głową i złapałam go za dłoń, splatając nasze palce sekundę przed tym, jak kolejka ruszyła z wielką prędkością w dół.

~ * ~

— Było ekstra! — zawołałam, wychodząc na miękkich nogach z wagonu.

— Zdecydowanie — odparli równocześnie.

Poszliśmy na jeszcze kilka innych karuzel, lecz już takich nieco spokojniejszych, a później chłopcy chcieli spróbować swoich sił w rzucaniu piłką do celu, aby coś wygrać.

— Co mam ci ustrzelić, Cam? — zapytał George, patrząc na mnie z uroczym uśmiechem, gdy znaleźliśmy się przy stoisku z poustawianymi puszkami i górą różnych pluszaków.

— Zaskocz mnie — odparłam, opierając się o ladę łokciami, układając w dłoniach podbródek.
Weasley puścił mi oczko i zaczął rzucać piłką do puszek. Udało mu się strącić prawie wszystkie.

— To dla uroczej damy — oznajmił rudzielec, podając mi pluszową pandę, która swoją drogą, była urocza.

— Dziękuję — uśmiechnęłam się słodko i cmoknęłam chłopaka w policzek. Dopiero teraz zauważyłam, że Fred przygląda nam się z uśmiechem.

— Co? — zapytałam rozbawiona.

— Nic, nic — odparł.

Po kilku godzinach ruszyliśmy pozwiedzać miasto, gdyż nie chcieliśmy wydać wszystkich pieniędzy w wesołym miasteczku. Oczywiście po drodze wchodziliśmy do różnych sklepów, aby kupić pamiątki i czasem jakieś ciekawe ubrania. Jakiś czas później kupiliśmy sobie po gofrze z bitą śmietaną i usiedliśmy przy stoliku pod parasolem. Zaczęliśmy wymyślać nazwy przyszłego sklepu Freda i George'a i po długiej dyskusji mieliśmy dwa pomysły: "Magiczne Dowcipy Weasleyów" lub "Czarodziejskie Psikusy Weasleyów".

— Nadal nie rozumiem, dlaczego nie podoba wam się "Ryży(ch) skład" — żachnęłam się, tłumiąc w sobie chichot. — Przecież to jest świetne!

Bliźniacy spojrzeli na mnie wymownie, a przez ich miny zaczęłam trząść się ze śmiechu.

— Ech, moje żarciki ciężkiego kalibru widocznie was przerastają — dodałam, wycierając oczy z łez, które mi napłynęły.

— Idziemy zaraz pograć w te mugolskie gry? — Fred wskazał palcem na drugą stronę ulicy, gdzie znajdowało się pełno kolorowych maszyn.

— Czemu nie. Potem możemy pójść na te samochody, którymi się zderza z innymi — powiedziałam. — Jakkolwiek to się nazywa. Wygląda ciekawie.

— Właśnie też chciałem to zaproponować — uśmiechnął się George.

Zjedliśmy gofry i poszliśmy grać na automatach. Z początku nie wiedzieliśmy zbytnio co robić, ale po chwili nabraliśmy wprawy i świetnie się bawiliśmy, tak samo było na elektrycznych samochodach.

Pod koniec dnia wróciliśmy do hotelu we wspaniałych humorach. Przez resztę wyjazdu czas spędzaliśmy przeważnie na plaży lub przy hotelowym basenie, a wieczorami w mieście.

Oczywiście nie byłoby w moim stylu, gdyby nie dostało mi się od rodziców za uprzykrzanie komuś życia. Dokładniej za podrzucenie łajnobomby wyjątkowo natrętnemu chłopakowi — mniej więcej w moim wieku — który mieszkał w tym samym hotelu. Jak to ujęłam w wyjaśnieniach: "Zasłużył sobie.". Chłopak ciągle się do mnie przystawiał mimo dosadnych odmów, ale przeholował dopiero, gdy wyraził się źle o Fredzie i George'u, którzy śmiali się z jego marnych prób podrywu.

Tego samego dnia pogoda była wyjątkowo paskudna. Zimny deszcz bił w szyby hotelu, a wiatr kołysał drzewami i palmami. Rodzice wybrali się do hotelowej restauracji na romantyczną kolację, a nam zamówili pizzę do naszego apartamentu. Założyłam ciepłą bluzę, która wcześniej należała do George'a i usadowiłam się wygodnie z chłopakami na kanapie w salonie. Mama zostawiła nam również popcorn.

— Dobra... wiecie jak tego użyć? — zapytałam chłopaków, wskazując na telewizor i biorąc kęs pizzy.

— Chyba tak — mruknął Fred. — Daj mi chwilę.

Udało mu się go włączyć. Zaczęliśmy przełączać programy, aż natrafiliśmy na reklamę jakiegoś filmu, który miał się za chwilę zacząć.

— Horror? — powtórzyłam po głosie z telewizora. — Czyli będzie straszne?

— Mam nadzieję — uśmiechnął się Fred.

Na ekranie pojawił się napis "Koszmar z ulicy Wiązów" i zaczęła się akcja. Kilka razy poskoczyłam ze strachu, lecz wciąż oglądałam go z niemałym zaciekawieniem.

Pod koniec filmu drzwi naszego apartamentu otworzyły się niespodziewanie, przez co wydałam z siebie pisk i rozsypałam popcorn dookoła nas.

— Brawo, Cam — zaśmiał się Fred, widząc moich rodziców wchodzących do pokoju, a George, który obejmował mnie ramieniem przez większość czasu, błyskawicznie zabrał swoją rękę.

— Taka akcja, a wy mnie straszycie! — zawołałam w stronę mamy i taty, sprzątając porozsypywany popcorn z dywanu. — Oglądamy horror! Od dzisiaj je kocham. Kupimy sobie telewizor do domu?

— Jeszcze czego — bąknął ojciec, wciąż rozbawiony moją wcześniejszą reakcją. — Wiesz, ile to zabawy byłoby z tym prądem w domu? Daj spokój.

— Warto było zapytać — wzruszyłam ramionami i z powrotem usiadłam między Fredem i George'em. — O! Zaraz kolejny horror!

— Tylko żebyście wstali jutro, bo wyjeżdżamy z samego rana — zarządziła mama.

W dzień wyjazdu ubrani i gotowi do powrotu, siedzieliśmy na leżakach przy basenie i czekaliśmy na moich rodziców. Gdy w końcu zeszli na dół i nas zawołali, wepchnęłam jednego z bliźniaków do basenu i szybko uciekłam. Nawet nie wiedziałam, którego, dopóki oboje do mnie nie podeszli. Moja mama go osuszyła zaklęciem. Widziałam na twarzy George'a żądze zemsty, ale chyba wolał nic nie robić, dopóki nie pojawimy się w Norze.

~ * ~

— Dzień dobry, pani Weasley! — powiedziałam radośnie, gdy zjawiliśmy się u progu Nory. Kobieta mocno mnie przytuliła.

— Witaj, kochana — rzekła. — Wejdźcie do środka.

— Cześć, mamo! — przywitali się bliźniacy, których również zamknęła w uścisku. Widocznie bardzo się stęskniła za swoimi synami.

Z góry rozległy się kroki, a po chwili przed nami pojawili się Ron i Ginny.

— Camille!

Oboje mnie uściskali. W tym czasie rodzice rozmawiali z panią Weasley o Mistrzostwach Świata w quidditchu, które miały odbyć się pod koniec wakacji. Według tego, co mówił ojciec, Wielka Brytania nie była gospodarzem mistrzostw od trzydziestu lat. Załatwił nam dwa bilety, gdyż mama stwierdziła, iż się nie wybiera. Miała w tym czasie odwiedzić Molly i spędzić z nią cały dzień.

— Zobaczymy się na mistrzostwach! — zawołał do mnie John, gdy razem z Sarą pożegnali się już z mamą rudzielców.

— Dobrze, do zobaczenia! — odpowiedziałam, po czym oboje zniknęli w kominku.

Dopiero teraz zauważyłam przy stole dwóch rudych chłopaków. Byli to starsi bracia bliźniaków, o których tyle słyszałam.

— Cześć, jestem Bill — odezwał się jeden z nich, podchodząc do mnie z wyciągniętą ręką, którą natychmiast uścisnęłam.

Był to wysoki chłopak o długich włosach, związanych z tyłu w kucyk. W uchu miał kolczyk, ubrany był jak na koncert rockowy, a na nogach miał buty ze smoczej skóry. Miał w sobie coś, co mnie onieśmielało, poza tym byłam całkiem zaskoczona jego wyglądem. Wiedziałam, że w Hogwarcie był prefektem naczelnym, więc zawsze wyobrażałam go sobie, jako straszą wersję Percy'ego.

— Camille — uśmiechnęłam się, a na policzki wkradł mi się rumieniec.

— Widzę, że mamy ten sam styl — puścił mi oczko. Byłam dzisiaj ubrana w swoją ulubioną koszulkę Fatalnych Jędz, czarne, jeansowe spodnie z dziurami i skórzane buty.

— Rzeczywiście — odparłam, czerwieniąc się nieco mocniej, a włosy przez sekundę zalśniły fioletowym kolorem.

— Metamorfomag! — dodał z podziwem. — Nieźle.

— A ja jestem Charlie — rzekł jego młodszy brat, któremu również uścisnęłam dłoń. — Miło cię poznać, Camille.

— Mi również.

Charlie był niższy od Billa i bliźniaków. Miał szeroką, dobroduszną twarz, a piegów tyle, że wyglądały jak opalenizna; ramiona miał muskularne, a na jednej ręce widniał ślad po oparzeniu.

— Słyszałem, że kochasz smoki — uśmiechnął się. — Może będziemy kiedyś razem pracować.

— No to teraz dowaliłeś, bracie — odezwał się George. — Będzie teraz gadać jak najęta.

— Byłoby super! — odpowiedziałam, nie zwracając uwagi na komentarz jednego z bliźniaków. — Ogólnie kocham zwierzęta, więc jest to duże prawdopodobieństwo! Chciałabym zostać Magizoologiem albo Smokologiem, ale jeszcze nie wiem, jak to będzie, bo myślałam też nad pracą Aurora.

— Albo pomagać nam w naszych Magicznych Dowcipach Weasleyów — wtrącił Fred.

— Też! — zawtórowałam mu. — To mi przypomniało, że musimy pracować nad naszymi produktami.

— Jak usłyszałem, że Fred i George mają przyjaciółkę, to ciekawiło mnie, jak ona może z nimi wytrzymać — zaśmiał się Bill. — Teraz rozumiem.

— To z Camille czasem trudno wytrzymać — odparł George i potargał mi włosy. — Tuż przed wyjazdem wrzuciła mnie do basenu i uciekła. Mała wredota.

— Oj, ale przyznaj, że było zabawnie — powiedziałam nieśmiało, słodko się przy tym uśmiechając. George tylko spojrzał na mnie wymownie, po czym szepnął mi na ucho:

— Jeszcze się za to nie zemściłem.

~ * ~

Przez kilka kolejnych dni pracowaliśmy nad naszymi przedmiotami i słodyczami do sklepu. Mieliśmy już lipne różdżki, cukierki-niespodzianki, gigantojęzyczne toffi i wiele innych, jeszcze nie do końca działających przedmiotów. Fred i George schowali w pokoju pełno formularzy zamówień, ale ich mama podczas sprzątania je znalazła. Zrobiła im wielką awanturę o Magiczne Dowcipy Wealeyów i o to ile zaliczyli Sumów. Była to kwesta czasu, kiedy ta tajemnica wyjdzie na jaw. Oczywiście po wszystkim spaliła formularze.

Nie długo później przyjechała Hermiona, która została zaproszona przez państwo Weasley na mistrzostwa, gdyż Arturowi udało się zdobyć dodatkowe bilety dla niej i Harry'ego. Tego samego dnia bliźniacy, Ron i pan Weasley mieli iść po Pottera.

— To będzie dobra szansa na wypróbowanie naszego gigantojęzycznego toffi — powiedziałam szeptem bliźniakom, gdy chłopcy czekali na swojego ojca. Wzięłam ze sobą jedną z mugolskich książek fantasy, które kupiłam na wakacjach, gdyż nie wiedziałam, ile im zejdzie ta wizyta.

— Też o tym pomyśleliśmy — odparł George ze złośliwym uśmiechem na ustach. — Fred już wymyślił plan.

— Kuzyn Harry'ego pożałuje, że jest takim gnojkiem — dodał Fred, po czym zaśmiał się mrocznie.

— Świetnie — oznajmiłam, a na naszych twarzach pojawił się identyczny uśmiech.

Pan Weasley zawołał swoich synów, a następnie zniknęli w kominku, a ja dosiadłam się do Billa i Charliego siedzących w kuchni i pijących poranną herbatkę. Nalałam sobie ciepłego napoju z dzbanka, a książkę położyłam na stole.

— Znam ją — oznajmił Bill, patrząc na tytuł powieści. — Władca Pierścieni... świetna seria. Kiedyś czytaliśmy dużo mugolskich książek, które wypożyczaliśmy z biblioteki tutaj w Ottery St. Catchpole. Lubiłem tam chodzić, ale odkąd ten kolega siedzący obok mnie spalił egzemplarz Hobbita, nie mamy tam wstępu — zaśmiał się na samo wspomnienie.

— Dlaczego spaliłeś książkę? — zapytałam, spoglądając zdziwionym wzrokiem na chłopaka.

— Zabili w niej smoka! — mruknął, po czym wziął łyk herbaty.

— Tak, Charlie, wiemy — odparł, a ja wybuchnęłam gromkim śmiechem.

— O Merlinie — westchnęłam, po kilku minutach śmiechu, a następnie wytarłam pojedynczą łzę.

Dopiero teraz mogłam napić się spokojnie herbaty.

— To aż zadziwiające, że nie jesteś jeszcze z którymś z nich — powiedział nagle Bill z uśmiechem, a ja zakrztusiłam się napojem.

— Dlaczego? — zapytałam, lekko się czerwieniąc.

— Idealnie do siebie pasujecie — wyręczył go z wyjaśnieniem młodszy brat. — Ja tam bym się cieszył, mając taką bratową jak ty.

— Dzięki, Charlie — odpowiedziałam radośnie. — To bardzo miłe.

Rozmawialiśmy przez cały czas nieobecności czwórki Wesleyów, chcąc się lepiej poznać. Gdy w końcu z kominka wyszedł George. Szybko do niego podbiegłam.

— I jak? — zapytałam podekscytowana.

— Fred rozsypał cukierki, więc faza pierwsza poszła zgodnie z planem — odparł Weasley. — Zaraz się go zapytamy, czy Dudley któregoś zjadł.

Po chwili pojawił się jego brat bliźniak, a za nim Harry, na którego od razu się rzuciłam w ramach powitania.

— Camille? Ty już tutaj? — zapytał brunet.

— Od dwóch tygodni — odparłam, szczerząc zęby w uśmiechu. — Hermiona też już jest.

— Zjadł go? — Fred zapytał Pottera.

— Tak. Co to było?

— Gigantojęzyczne toffi — odpowiedziałam wesoło.

— Wynaleźliśmy je — wyjaśnił Fred.

— Całe lato szukaliśmy kogoś, kto mógłby je wypróbować — dodał George.

W czasie, gdy Harry zaczął się witać z Billem i Charliem, pyknęło i przy George'u zmaterializował się pan Weasley. Wyglądał na rozgniewanego.

— To wcale nie było śmieszne, Fred! — krzyknął. — Coś ty dał temu mugolskiemu chłopcu?

— Nic mu nie dawałem — odpowiedział, uśmiechając się złośliwie. — Tylko upuściłem, to jego wina, że podniósł i zjadł.

— Upuściłeś specjalnie! — ryknął Artur.

— Bardzo mu język urósł? — zapytał podniecony George.

— Na cztery stopy, zanim jego rodzice pozwolili mi go zredukować!

Wszyscy oprócz pana Weasleya wybuchnęli śmiechem, a ja i bliźniacy przybiliśmy sobie piątki.

— To nie jest zabawne! — krzyknął pan Weasley. — Takie zachowanie bardzo psuje stosunki między czarodziejami i mugolami! Poświęciłem pół życia kampanii przeciwko złemu traktowaniu mugoli, a moi rodzeni synowie...

— Wcale nie daliśmy mu tego cukierka dlatego, że jest mugolem! — oburzył się Fred.

— Daliśmy mu go, bo jest parszywym gnojkiem znęcającym się nad słabszymi — wtrącił George. — Prawda, Harry?

— Tak, panie Weasley, on jest okropny — przytaknął gorliwe Potter.

— To nie ma nic do rzeczy! — krzyknął. — Poczekajcie, aż powiem matce...

— Co mi powiesz? — zabrzmiał głos za jego plecami. Kobieta właśnie weszła do kuchni, a jej oczy zwęziły się podejrzliwie.

— Och witaj, Harry, kochanie — obdarzyła go ciepłym uśmiechem, po czym znów spojrzała na męża. — Co mi powiesz, Arturze?

Pan Weasley się zawahał. Mogłabym przysiąc, że choć jest wściekły na bliźniaków, tak naprawdę nie chciał mówić o wszystkim swojej żonie. W głuchej ciszy otworzyły się drzwi wejściowe i do domu weszły Hermiona z Ginny, która widząc okularnika, oblała się rumieńcem.

— Nic, nic, Molly — wymamrotał. — Po prostu Fred i George... Ale już im przemówiłem do rozumu...

— Co zrobili tym razem? — zapytała. — Jeżeli ma to coś wspólnego z Magicznymi Dowcipami...

— Ron, nie pokażesz Harry'emu gdzie będzie spał? — zapytała nagle Granger, patrząc na niego wymownie.

— Tam, gdzie zawsze, w moim pokoju — odparł Ron.

— Więc tam chodźmy — powiedziała z naciskiem szatynka.

— Tak, my też pójdziemy — oznajmił George.

— Zostaniecie tutaj! — warknęła Molly.

Wszyscy się rozeszli, a w kuchni zostałam tylko ja, bliźniacy i pani Weasley.

— Ty też możesz iść, Camille. Rozumiem, że jesteś w jakiś sposób wplątana w te Magiczne Dowcipy, ale ty w przeciwieństwie do Freda i George'a masz jakieś większe ambicje i porządne oceny — oznajmiła spokojnym głosem.

Nie wiedziałam, co mam odpowiedzieć, czułam się równie winna, bo w końcu im pomagałam. Nie chciałam zostawić bliźniaków, więc stałam z nimi przez całą kłótnię.

Kolację mieliśmy zjeść w ogrodzie, więc bez słowa wzięłam się za pomoc pani Weasley. W końcu ona zawsze jest dla mnie taka dobra, a teraz jest w podłym nastroju, w jakimś stopniu jestem za to odpowiedzialna. Zeszła reszta moich przyjaciół i wszyscy wzięli się za przygotowania do kolacji. Gdy wyszliśmy do ogrodu, zobaczyliśmy Billa i Charliego z wyciągniętymi różdżkami i dwoma stołami w powietrzu. Oboje kierowali tak swoim stołem, żeby strącić stół drugiego, a Fred i George im kibicowali.

O ósmej wieczorem oba stoły uginały się od ilości jedzenia, a dziewięcioro Wesleyów, ja, Harry i Hermiona zasiedliśmy przy nich, by zjeść wspaniałą kolację pod czystym niebem. Siedziałam jak zwykle między Fredem i George'em, z którymi dyskutowałam razem z Charliem na temat mistrzostw świata.

— Wygra Irlandia, mówię wam — oznajmił Charlie. — W półfinałach rozgromili Peru.

— Ale Bułgaria ma Wiktora Kruma — zauważył Fred.

— Krum to ich jedyny dobry zawodnik, a Irlandia ma ich siedmiu — wtrąciłam.

— Zgadza się — powiedział Charlie z ustami pełnymi ziemniaków. — A szkoda, że Anglia odpadła. To było okropne.

— A co się stało? — zapytał żywo Harry, który do tej pory był kompletnie odcięty od świata czarodziejów i nie mógł śledzić mistrzostw na bieżąco.

— Przegrali z Transylwanią — wyjaśniłam.

— I to trzysta dziewięćdziesiąt do dziesięciu — powiedział ponuro George.

— Miażdżąca klęska. Walia przegrała z Ugandą, a Luksemburg rozniósł Szkocję — dodał Charlie.

Zaczęło robić się ciemno i pan Weasley wyczarował świeczniki z płonącymi świecami, a gdy było już późno i zaczęliśmy się zbierać, ktoś oblał mnie wodą z wiadra.

— George! — warknęłam, patrząc na chłopaka z wiadrem w ręku.

— Jesteśmy kwita! — zaśmiał się, a ja zaczęłam okładać go pięściami, lecz przestałam, gdy w akcie obrony zaczął mnie łaskotać. To był mój słaby punkt, z czego George zdawał sobie dobrze sprawę.

~ * ~

Po kąpieli przebrałam się w piżamę i położyłam się do łóżka w pokoju Ginny, który dzieliłam z dziewczynami. Rozmawiałyśmy do późna, a potem dziewczyny zasnęły, niestety ja nie mogłam. W pewnym momencie wstałam z łóżka i po cichu poszłam do pokoju Rona, w którym razem z nim spali teraz Harry, Fred i George, ponieważ pokój bliźniaków zajmowali Bill i Charlie.

Starając się być cicho, zakradłam się do łóżka zajmowanego przez George'a, a ten się obudził.

— Camille? — zapytał zaspany. — Co tu robisz?

— Nie mogłam zasnąć — wyjaśniłam. — Łudziłam się, że któryś z was też nie śpi i spędzi ze mną czas. Wybacz, nie chciałam cię budzić.

— A tam — mruknął. — Mogę dla ciebie nie spać. Wskakuj — dodał zadowolony i zrobił mi miejsce obok siebie.

— To nie będzie dziwne? — szepnęłam.

— A dlaczego miałoby być? — zapytał. — Będziemy sobie rozmawiać w nocy jak zwykle.

— W sumie racja — mruknęłam i wślizgnęłam się do jego łóżka, a chłopak przykrył mnie kołdrą. — Ale ustalmy złotą zasadę, w razie, gdybym zasnęła, zanim stąd pójdę.

— Jaką?

— Ręce trzymasz przy sobie.

— Jasne — odparł, nieco rozbawiony i szeptem rozmawialiśmy przez długi czas.

Continue Reading

You'll Also Like

8.4K 224 27
E-Eliza S-santia Bb-boberka G-gracjan M-gawronek(Marcel) Z-zabor B-borys
134K 6K 54
❝ - Masz może pożyczyć szklankę cukru?❞ Gdzie wszystko zaczyna się od szklanki cukru i pary brązowych oczu.
55.3K 6K 52
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
10.4K 595 34
Tony Monet, chłopak pełen życia, przyjaciół i szczęśliwych chwil. Chłopak, który od kilku tygodni zaczyna przygaszać a przy tym całe jego otoczenie...