Po wyjściu Sebastiana, Allie skończyła się rozpakowywać i położyła się na łóżku. Leżała na nim, dopóki jej żołądek nie upomniał się o jedzenie.
No jasne... Przecież nie jadłam śniadania — stwierdziła.
Usiadła i z biurka wzięła jabłko, które przywiozła ze sobą. Od razu wzięła się za jedzenie. Zerknęła jeszcze na zegar, który wskazywał równo dwunastą.
Tak! Za dwadzieścia pięć minut mam obiad! - ucieszyła się i wstała z łóżka. Z biurka zabrała klucz z pokoju, a następnie wyszła z niego.
Szła powoli po holu, przeżuwając resztki jabłka. Do najbliższego kosza na śmieci wrzuciła ogryzek i zaczęła schodzić po schodach.
Po obiedzie muszę zadzwonić do Mary — pomyślała, kiedy weszła do jadalni.
Jadalnia była jeszcze pusta, ale słychać było, jak kucharki krzątają się po kuchni.
- Przepraszam, czy mogłabym szybciej odebrać obiad? - zapytała, stając przed okienkiem do odbioru jedzenia.
- Oczywiście złotko — kucharka uśmiechnęła się, a Allie chwyciła za granatową, plastikową tackę. Odebrała jedzenie, podziękowała i usiadła przy stole, gdzie wcześniej siedziała z Julie.
Zabrała się za jedzenie, delektując się każdym kęsem. Była pod wrażeniem, że jedzenie na stołówce w Anloss Academy było takie dobre. Zazwyczaj na szkolnej stołówce w Santa Monica jedzenia nawet nie dało się przełknąć.
Allie nie śpieszyła się z jedzeniem. Miała jeszcze dość sporo czasu do rozpoczęcia przerwy obiadowej.
- Ty też nie lubisz przebywać w tłumie, że jesz wcześniej? - usłyszała, a chwilę później obok niej usiadł Liam ubrany w bojówki moro oraz białą koszulkę z Nike.
- Po prostu byłam głodna — odpowiedziała i napiła się kompotu truskawkowego, za to Liam zabrał się za jedzenie. Jedli w ciszy, a Allie skubała widelcem ziemniaki, jakby zastanawiała się, czy je jeść, czy lepiej nie.
- Mam małą radę Soren... Nie wciskaj nosa w nieswoje sprawy — powiedział nagle Liam, po czym wstał.
- O co ci chodzi? - zapytała zdziwiona, a chłopak się lekko uśmiechnął.
- Ty już dobrze wiesz, o czym mówię, ale możesz sobie jeszcze nie zdawać z tego sprawy — rzucił, po czym chwycił swoją tacę i ruszył w stronę okienek. Oddał puste naczynia i wyszedł z jadalni przez szklane drzwi i ruszył w stronę boiska.
O co mu chodziło do cholery? - Allie zaczęła się zastanawiać. Szybko odniosła naczynia, po czym wyszła z jadalni.
Ruszyła przez hol, kierując się w stronę gabinetu dyrektorki i sekretariatu, gdzie znajdywała się butka telefoniczna. Kiedy tam dotarła, szybko chwyciła słuchawkę i wykręciła numer do Mary, która po paru sygnałach odebrała.
- Halo? Kto mówi? - Allie usłyszała głos swojej przyjaciółki.
- A zgadnij...
- Allie?! O mój Boże! To naprawdę ty? - zapiszczała uradowana.
- Tak ja — odparła z uśmiechem.
- Kobieto, gdzie ty jesteś? Wypytałam o ciebie chyba wszystkich w Santa Monica i nikt cię nie widział!
- No bo ja jestem w szkole z internatem — wyjaśniła.
- Że co?! I od kogo teraz mam spisywać ćwiczenia z historii?!
- Yyy... Od Briana?
- Jeszcze czego... A w ogóle jak ty się tam znalazłaś?
- Wujek i ciocia mnie tu wysłali.
- A co na to twoi rodzice?
- Wyjechali do Londynu i przekazali prawa rodzicielskie Johnowi.
- Wróć... Rozumiem, że mogli przekazać twojemu wujkowi prawa rodzicielskie, ale oni są w Santa Monica. Rozmawiałam z nimi jeszcze dzisiaj.
- Wrócili? - zdziwiła się Allie.
- Oni nigdzie nie wyjeżdżali. Po tym, jak znalazła ich policja, twoja matka dziennie cię odwiedzała w szpitalu. Naprawdę...
- Co? Ale wujek mi powiedział, że zamieszkali z moją babcią w Londynie.
- Musiał skłamać — stwierdziła. - Widziałam ich, jak wychodzili z Quick Shot obładowani jakimiś drewnianymi skrzyniami. Jak zapytałam, co w nich jest, zbyli mnie i kazali nie wciskać nosa w nieswoje sprawy, a jak zapytałam o ciebie, nawet nie odpowiedzieli. Wsiedli do samochodu i odjechali. Mówię ci, coś mi tu śmierdzi... A do tego Sebastian zniknął bez śladu. Nawet Brian nie wie, gdzie on jest.
- On jest razem ze mną w tej szkole.
- Co? Ty żartujesz prawda?
- Nope.
- Boże... Na serio dzieje się tu coś dziwnego... Najpierw twój wypadek, a następnego dnia Zil chodzi jakiś obłąkany i gada o jakimś chłopaku z siekierami, co miota ogniem, a do tego to dziwne nagranie w wiadomościach...
- Zaraz... O kim ciągle gada Zil?
- O jakimś gościu w kapturze, który przyszedł do niego w nocy z siekierami i miotał ogniem. Mówię ci Allie, coś tu śmierdzi i to nie halucynogenne żarcie ze stołówki.
- Mary muszę kończyć... Zadzwonię jutro, ok?
- No spoko, bo ja jestem w trakcie rozwiązywania ćwiczeń z historii. Na razie.
- Cześć — Allie rozłączyła się i oparła o ścianę, przetwarzając informacje, które właśnie otrzymała, a chwilę później opadła na ziemie pogrążona w myślach.
Zostałam okłamana przez własną rodzinę... Rodzice oddali prawa rodzicielskie Johnowi.... W tym esemesie od nieznajomego było coś napisane o tym, że nastraszy Zila... Anloss to na pewno nie jest zwyczajna szkoła z internatem... I dlaczego mam wrażenie, że wszyscy wiedzą więcej niż ja o moim własnym bracie? Co tu się dzieje do cholery?!
Dziewczyna podniosła się z podłogi i ruszyła w stronę schodów. Kiedy przechodziła obok gabinetu dyrektorki, usłyszała kawałek rozmowy.
- Dlaczego ty ją przyjęłaś do Anloss?! - odezwał się jeden głos ewidentnie męski.
- A co miałam zrobić? Zostawiać ją w Santa Monica na pastwę losu? - odpowiedział mu głos Melissy. - Przecież wiesz, że Dominic już raz wysłał po nią Jacka. To nie może się powtórzyć.
- Mogłabyś załatwić jej jakąś ochronę! Przecież masz taką możliwość!
- Może i tak, ale John poprosił mnie, o przyjęcie jej do szkoły.
- Może i tak, ale jeśli ona się dowie czegoś o Tropicielach lub Lucasie będzie w dwa razy większych tarapatach!
- Niczego się o nim nie dowie — zapewniła Melissa. - Przecież nie zhakuje mi komputera, nie?
- Allie nie ma bladego pojęcia, co się stało z jej bratem, a i tak wszyscy ją o to pytają. Przecież w końcu zacznie coś podejrzewać!
- Dopilnuje tego, żeby tak się nie stało... A teraz wracaj do siebie.
- Jeszcze coś. Przestańcie szukać Lucasa. Jak mu coś zrobicie...
- Wiem, że był twoim najlepszym przyjacielem, ale nie mamy innego wyjścia — przerwała mu. - Lucas może mieć jakieś informacje na temat planu Dominica... Musimy go znaleźć.
- Jak go znajdziecie, to Liam na sto procent utnie mu głowę. Przecież wiesz, jak on go nienawidzi.
- Koniec już o tym. Wracaj do siebie.
- Ale...
- Masz stad wyjść! - wrzasnęła Melissa, a chwile później drzwi gabinetu otworzyły się z hukiem, a w nich stanął Mike ubrany w wytarte dżinsy oraz czarną koszulkę z krótkim rękawem, dzięki czemu Allie zobaczyła jego tatuaże na lewej ręce.
- Allie?! - chłopak wręcz odskoczył od dziewczyny. - Ile z tego słyszałaś? - spytał ze strachem w oczach.
- Yyy... - Mówić prawdę, czy lepiej skłamać? - pomyślała. - Nic — odpowiedziała, chociaż brzmiało to bardziej jak pytanie niż odpowiedź.
- To dobrze — chłopak odetchnął z ulgą. - Co tu robisz? Nie powinnaś być na obiedzie?
- Już byłam — odpowiedziała, patrząc chłopakowi w niesamowicie zielone oczy. - Przepraszam od razu, że jestem wścibska i ciekawska, ale to twój naturalny kolor oczu czy soczewki? - spytała, a chłopak jakby zgłupiał.
- Yyy... Co?
- Pytam się, czy to naturalny kolor oczu?
- Tak... - mruknął i zamknął drzwi gabinetu. - Muszę iść.... Do zobaczenia — powiedział i ruszył w kierunku schodów prowadzących do wschodniego skrzydła, gdzie mieściły się sypialnie chłopców. Za to Allie ruszyła w przeciwnym kierunki, kierując się do swojego pokoju.
Co tu się dzieje?! Cholera jasna! Nic już nie wiem! — krzyczała w myślach, wchodząc po schodach, a chwile później otworzyła drzwi pokoju i opadła na łóżko.
----------------------------------------
Witam ponownie!
O to 18 rozdział. Mam nadzieję, że się podobał. Od razu przepraszam za jakiekolwiek błędy :)
Następny rozdział albo wstawię jutro lub w środę.
Proszę o komentowanie i gwiazdkowanie oraz o napisanie, co o tym wszystkim myślicie...
Czekam na konometrze :)
Pozdrawiam <3