-68-

199 22 24
                                    

POV LILY

Właśnie podjeżdżamy na miejsce spotkania. 

-Cholera. Zabrał ich do dwudziestki!- mówiłam szybko wysiadając z auta. 

D: Zaraz ... Gdzie ich zabrał?- spytał próbując dorównywać mi w biegu. 

-Do klatki dla dwudziestu osób. Jeśli za 3 minuty nie wyjdziemy podjedź pod wejście najbliżej jak się da. Jasne?!- wręcz rozkazałam. 

D: Jasne, ale Lily...- tutaj złapał mnie za łokieć - Uważaj na siebie. 

-Zawsze uważam. - po czym wbiegłam do środka i jak się okazało w samą porę, aby uchronić Sugę przed kulką w łeb. Zasłoniłam go własnym ciałem patrząc prosto w oczy  mierzącemu z broni Wonho.  Za plecami słyszałam ciche głosy zaskoczenia. 

W: Kogo nam tutaj przywiało. Sądziłem, że po ostatniej akcji nie będziesz chciała się mieszać w ich problemy. 

-Odłóż broń, a nikomu nie stanie się krzywda. - chłopak słysząc to zaczął się śmiać. 

W: Co ty możesz zrobić? Jesteś tylko zwykłą dziewczyną, która dała się przelecieć. - mówił z uśmieszkiem na twarzy. 

V: Jak śmiesz tak o niej mówić!- krzyknął za mną. 

-Nic nie mów! - odkrzyknęłam ze złością. - Już dość narobiliście problemów! A teraz wyłaźcie. Nie wierzę, że przyszedłeś sam.- ostatnie dwa zdania skierowałam do mojego byłego ochroniarza. 

W: Muszę cię zdziwić. Dzisiaj jestem sam. W końcu miałem spotkać się z bandą siedmiu chłoptasiów, którzy wiedzą o broni tyle co nic. 

LH: Zapomniałeś, że ja też tutaj jestem?!

W: Ty to już przeżytek. W razie konieczności cię odstrzelimy, a reszta zacznie spierdalać, ale i tak nie zwieją daleko. - tłumaczył z pewnością w głowie. 

-Muszę cię zmartwić- wyciągnęłam ukrytą za paskiem broń- Ale nie mam zamiaru pozwalać ci się tutaj rządzić- wymierzyłam w jego kierunku. Przez chwilę dało się ujrzeć na jego twarzy zdziwienie, które później ukrył za uśmiechem. 

W: Dobrze wiemy, że nie jesteś w stanie strzelić. 

-Tego nie wiesz. A wy czekacie na zaproszenie czy jak? Lećcie do wyjścia!

JM: Nie zostawimy cię tutaj samej!

-To nie była prośba tylko rozkaz!

Oni chyba wyczuli, że nie ma żartów i skierowali się w kierunku czekającego na nich Dylana, jednak nie mogło obyć się bez komplikacji. W momencie kiedy Suga skierował pierwsze kroki w kierunku reszty Wonho odbezpieczył broń. Momentalnie zrobiłam to samo. 

-Nawet się nie waż. Jeśli będę musiała odstrzelę ci głowę, a uwierz mi nie chcę tego robić. 

W: I tak wiemy, że nie dasz rady.- po tych słowach padły dwa strzały. Jeden oddany przez niego, a drugi przeze mnie. Jego na szczęście spudłował, a mój powalił chłopaka na podłogę. Wokół jego głowy pojawiła się kałuża krwi. Wokół zapanowała cisza. Podeszłam do leżącego ciała. Dostał prosto w skroń. 

- Ostrzegałam. - rzekłam smutno po czym biegiem udałam się do auta. Będąc wewnątrz nie odezwałam się ani słowem. Chłopaki też nie odważyli się skomentować tego wszystkiego. Kiedy zjawiliśmy się w dormie jedna część chciała zwiać do pokoi. 

-Nawet się nie ważcie. Siadać w salonie i to raz dwa!- dzisiaj nie miałam siły na owijanie w bawełnę. 

Kiedy wszyscy zasiedli przede mną na kanapie spojrzałam po wszystkich. Jedni spuszczali wzrok, inni chcieli coś powiedzieć, ale zrezygnowali. 

-Słucham! Kto wpadł na ten zjebany plan?! - krzyczałam rozglądając się wkoło. 

LH: Ja i Jungkook. - usłyszałam cichą odpowiedź. 

- Takiego przejawu głupoty się po was nie spodziewałam! Luhan! Przecież wiesz jaki jest twój ojciec! Jak mogłeś tak się narażać!Na co liczyłeś?! Na jakąś jebaną taryfę ulgową?!

RM: Lily... - zaczął niepewnie lider.

- Spodziewałam się po tobie zdrowego rozsądku. Jesteś liderem. Masz dbać o ich dobro do cholery! Takiej zaślepiającej chęci zemsty mogłam spodziewać się po Luhanie, Sudze, czy Jungkooku, ale po was?!- tutaj wskazałam na resztę. 

V: Mówiliśmy z Jiminem, że to zły pomysł.

-A jednak pojechaliście tam z resztą! Zawiodłam się na was. Cholernie się zawiodłam. RM? Jin? J-Hope? Wy też okazaliście takimi idiotami? - mówiąc o nich każdy spuścił głowę w dół ze wstydem. 

-Że nawet nie wspomnę o tobie Dylan. Wiedziałeś jak to się skończy, a jednak pozwoliłeś im jechać!

D: Nie mogłem ich sam powstrzymać.

-To należało mi o wszystkim powiedzieć do cholery! Zdajecie sobie sprawę jak się naraziliście?! Takim zachowaniem pokazaliście jedynie, że moje poświęcenia poszły na marne! Skoro nie zależy wam na ochronie przez moja osobę wystarczyło powiedzieć i bym wyjechała! Nie mielibyście teraz takich problemów! Ale wasza jebana duma wam na to nie pozwoliła!

JK: Jak możesz tak mówić?! Zależy nam na tobie i szanujemy to co dla nas robisz!

-Tak?! Właśnie widzę! Gdyby nie ja już byście nie żyli! To chcieliście osiągnąć?!Mam tego dosyć!

- MAM!  TEGO! KURWA! DOSYĆ!- wykrzyczałam, a po każdym słowie uderzałam pięścią w stolik. 

-Nie wiem co do  cholery robię źle. Starałam się zapewnić wam ochronę, a wyszło to co wyszło. 

JM: To tylko i wyłącznie nasza wina. Nie możesz się o to obwiniać.  - rzekł przepraszająco. 

-Mam was dosyć. Dzisiaj to była przeginka. Nie chcę was widzieć. - po czym poczułam ostre ukłucie w okolicach serca. Złapałam się w tamtym miejscu i zaczęłam głęboko oddychać.

V: Lily? Cholera, to pewnie serce!

D: I co teraz?- spytał. 

LH: W torbie powinna mieć leki. Szybko pobiegnę. 

W tym czasie łapałam się krawędzi kanapy i upadłam na kolana. 

JM: Lily?!- krzyknął w panice łapiąc mnie, a następnie sadzając. Jin szybko przyniósł szklankę wody, a Luhan podał mi do dłoni tabletki. Starałam się połknąć je jak najszybciej. Po paru minutach poczułam jak ból ustępuję, a ja mogę swobodnie oddychać. Spojrzałam po przerażonych wokół twarzach. 

-Już wszystko wróciło do normy. Spokojnie, ale żeby nie było nadal jestem na was wściekła. - mówiłam jednocześnie wstając i kierując się w stronę schodów. Poczułam czyjeś dłonie łapiące mnie  w talii. 

JK: Pomogę ci. Pewnie jesteś osłabiona. 

-Obejdzie się!- wyrwałam się z jego uchwytu.- Jakoś nie przejmowaliście się tym idąc na pewną śmierć. - i z takimi słowami zostawiłam zespół sama idąc do pokoju, w którym zmęczona padłam na miękkie łóżko. Miałam chwilę czasu na ostudzenie emocji, ale też na przemyślenia. Kiedy zauważyłam jak Wonho mierzył w stronę Sugi. Cholernie się bałam. Bałam, że stracę brata, jedynego członka rodziny, który mi pozostał. Nie chcę aby, któremuś z nich stała się krzywda. Wiem, że poszli tam ze względu na mnie, ale nie byłam w stanie im tak szybko wybaczyć. Nie byłam wstanie wyobrazić sobie co bym zrobiła gdybym zastała tam ich martwe ciała. Moje serce rozpadło by się na milion kawałków. Zbierając myśli do kupy podjęłam decyzję, którą chciałam oznajmić reszcie przy śniadaniu. Wracam ponownie do roli Bodyguarda..........









Tak jak mówiłam wstawiam dzisiaj drugi. Trochę później niż planowałam, ale zdążyłam. Mam nadzieję, że jakoś mega źle nie wypadło i koniecznie napiszcie mi czy złość Lily jest uzasadniona, czy może troszeczkę przesadziła.  Chętnie poznam wasz punkt widzenia. Do kolejnego<3

BODYGUARD (ZAKOŃCZONE)/ KOREKTAWhere stories live. Discover now