-67-

195 21 14
                                    

Wbiegliśmy do pokoju chłopaka i rozejrzeliśmy się wkoło. Zastaliśmy go łapiącego się za dłoń z wyraźnym grymasem bólu na twarzy. 

-Coś ty zrobił?- spytałam łapiąc go za bolące miejsce. Widać było, że zaczyna puchnąć. Na szczęście nie krwawiła. 

JM: Nic mi nie jest!- krzyknął wyrywając się.

-Luhan przynieś mokry ręcznik, dobrze?- poprosiłam. Ten jedynie kiwnął głową i po chwili wrócił z zimnym okładem, który położyłam na lekko siniejącej dłoni. 

LH: To może ja was zostawię- stwierdził widząc, że atmosfera jest dosyć napięta. Kiedy zniknął za drzwiami odwróciłam się w kierunku chłopaka. 

-Czemu to zrobiłeś? Mogłeś nabawić się kontuzji. Za parę dni lecicie do Ameryki. Chyba nie chcesz zawieść zespołu. 

JM: Nie chcę. To był odruch. - mówił unikając mojego wzroku. 

-Odruch na co?- dopytywałam. Nie miałam zamiaru zostawić tego bez żadnego echa. 

Ten jednak nadal milczał. Coś ukrywał, bądź coś go nurtowało. 

-Popatrz na mnie.- obróciłam jego twarz w swoją stronę. - O co chodzi?

JM: Podsłuchałem waszą rozmowę. - rzekł cicho, jakby ze wstydem. 

-Moją i Luhana? 

JM: Yhmm...

-Ile słyszałeś?

JM: Przyznałaś, że została byś jego żoną . Przecież on.... Nie rozumiem tego! Zrobił ci tyle złego, a ty nadal nie żywisz do niego urazy. W dodatku właśnie przyznałaś, że darzysz go jakimś większym uczuciem. - patrzyłam na niego zagubiona. 

Chwila.... Że co?! 

-Gdybyś został dłużej usłyszał byś, że później dopowiedziałam ciąg dalszy zdania. Luhan bardzo dobrze wie, że nasza relacja jest skłonna maksymalnie do przyjaźni. Kiedyś owszem coś do niego czułam, ale obecnie już nie. Moje serce należy do kogoś innego. Kogoś kto dowie się o ty w odpowiednim momencie. 

JM: Naprawdę?

-Tak- uśmiechnęłam się widząc jego minę. - Tak właśnie tworzą się plotki. Ktoś nie usłyszy czegoś do końca i są z tego później problemy. 

JM: Przepraszam- powiedział cicho zmieszany. Nie czekając dłużej przytuliłam go. Na początku poczułam jak chłopak się spiął. Nie spodziewał się takiego zachowania z mojej strony. Później odwzajemnił gest. Trwaliśmy tak przez jakiś czas.

-Następnym razem po prostu do mnie przyjdź i wyjaśnij sprawę. Jasne? 

JM: Jasne- odpowiedział z uśmiechem. 

-Teraz chodź. Poprosimy Jina żeby dał nam trochę lodu. Chyba nie chcesz mieć posiniaczonej dłoni na występy w Ameryce. 

JM: Skąd wiesz, że lecimy do Stanów?

-Rozmawiałam niedawno z waszym menagerem. Wspomniał o  wyjeździe. Musiałam z nim porozmawiać na temat waszych młodszych kolegów i tak jakoś wyszło. 

JM: Nadal będziesz pracować w wytwórni?

-To się okaże, a teraz chodźmy. - następnie wstaliśmy i zeszliśmy do kuchni. Tam nie obyło się bez kazania Jina na temat nieodpowiedzialnego zachowania młodszego. Stałam z boku nie włączając się do dyskusji. Bądź co bądź należało mu się. Nie powinien tak narażać swojego zdrowia. Teraz niech słucha zafundowanego sobie opierdzielu. Kiedy wszyscy, którzy mieli coś do powiedzenia wykrzyczeli swoje zdanie zasiedliśmy do stołu chcąc zjeść kolację. 

BODYGUARD (ZAKOŃCZONE)/ KOREKTAWhere stories live. Discover now