-36-

255 20 8
                                    

Droga do bazy mijała nam w ciszy, która była naładowana zdenerwowaniem. Niby chłopaki o czymś rozmawiali, ale ja nadal byłam myślami przy słowach tego gnojka. Porównał mnie do taty. Skąd on mógł go znać? Muszę się dowiedzieć czy wie na jego temat coś więcej. 

Nagle dostrzegłam, że zjeżdżamy na przydrożny parking.(Baza znajduje się dosyć daleko od centrum, na obrzeżach miasta).

-Dlaczego się zatrzymujemy?-spytałam. 

TG: W bagażniku mam apteczkę. Musimy sprawdzić czy Luhan nie potrzebuje pomocy lekarza. 

LH: Nic mi nie jest!- po czym wściekły wysiadł z auta. 

-Wszystko z nim ok. Widzę, że język ma nadal cięty jak zawsze. 

Chłopak nic mi nie odpowiedział tylko wysiadł z auta i podszedł do swojego kumpla. Widziałam jak Taeyong zostaje odepchnięty, po czym skierował się w moją stronę. 

TG: Ma rozcięty łuk brwiowy, ale nie daje się do siebie zbliżyć- mówił zrezygnowany. 

-Naprawdę się o niego martwisz, prawda? 

TG: Tak. To mój jedyny prawdziwy przyjaciel. 

-Daj mi to. -wyrwałam mu z dłoni apteczkę, następnie przykucnęłam przy Luhanie. 

LH: Nie potrzebuję twojej pomocy!

-Dawaj to i przestań zachowywać się jak uparty dzieciuch. Chcę tylko pomóc. - mówiłam ze spokojem. 

LH: Po co to robisz?! Przecież mnie nie znosisz! Czemu przyszłaś mi pomóc?!- krzyczał jednocześnie wstając z ziemi i idąc parę kroków dalej. 

Jego słowa wprawiły mnie w odrętwienie. Właściwie nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Nie umiałam znaleźć odpowiedzi na to pytanie. On jednak wpatrywał się we mnie ponaglającym wzrokiem. 

-Nie wiem. Może po prostu obudziła się we mnie bodyguarska strona? Może strach przed twoim ojcem? - po jego minie widziałam, że liczył na inną odpowiedź. 

LH: Byłem naiwny proponując ojcu tą całą farsę. Dość, że dziewczyna, która ma być moją żoną mnie nienawidzi , to jeszcze z jej powodu mam problemy z mafią mojego kumpla! Dlaczego z tobą jest tyle problemów?!

Zabolały mnie jego słowa, bo co dużo mówić.....miał rację. Ale moja duma nie pozwalała mi zostawić tego bez echa. 

-Nikt nie kazał ci się mi oświadczać! Nie chciałam tego! To nie ty musisz pracować u szefa tyrana, aby móc żyć jak człowiek! Nikt nie każe ci robić tego czego  nie chcesz! Nie musisz się martwić, że pewnego dnia zabraknie ci kasy na leki, które podtrzymują twoje serce! To nie ty całe życie musiałeś zapierdalać! A teraz mnie nie wkurwiaj i daj opatrzeć tą ranę!- wykrzyczałam co mi na sercu leży. Nie będę ukrywała tego, że naprawdę nie chcę tutaj być. Poza tym sprowokował mnie. On jednak stał nic nie mówiąc , patrząc nieprzeniknionym spojrzeniem. Następnie zbliżył się do mnie i usiadł obok moich nóg. 

LH: Nie chcę żebyś patrzyła na mnie przez pryzmat ojca. Nie jestem nim. Po prostu wychował mnie w taki, a nie inny sposób. Nie jestem w stanie tego zmienić- tłumaczył. 

Tego się nie spodziewałam. Może w końcu Luhan powie o sobie coś więcej i pokaże, że spoko z niego typ, a nie tylko zrąbany dupek. 

-Byłeś wkurwiony na mnie i Taeyonga. Dlaczego?-spytałam siadając obok niego jednocześnie zabierając się za oczyszczanie rany. 

LH: Jestem synem mafii i potrzebowałem pomocy od dziewczyny. Czy to nie brzmi żałośnie?

-Nie. Każdy dobry dowódca powinien wiedzieć kiedy się poddać bądź poprosić o pomoc.- nie wiedziałam czemu starałam się pocieszyć chłopaka. Może po prostu było mi go żal? 

LH: Powiesz mi czemu przyszłaś? Tylko tak serio. - popatrzył na mnie tymi pięknymi oczami. 

-Chyba ...... Nie chciałam żeby cię tam zabili. To wszystko było moją winą. Czułam, że nie mogę cię tak zostawić. Taeyong mi tego nie ułatwiał- on słysząc to uśmiechnął się i oboje spojrzeliśmy w kierunku auta. -Masz super przyjaciela. Nie chciał być wobec ciebie nielojalny, ale nie dałam mu wyjścia. 

LH: Przypuszczam. Jak coś sobie ubzdurasz to koniec. Zawsze taka byłaś- rzekł łapiąc mnie za dłoń, którą zamykałam apteczkę. Spojrzałam w jego kierunku. 

Wiem, że nadal coś do mnie czujesz. Przepraszam za to co teraz zrobię. 

Odepchnęłam lekko jego dłoń. Widziałam, że wzdrygnął się. 

-Przepraszam, ale nic z tego nie będzie Luhan. Ja....... W chwili obecnej jesteś dla mnie tylko i wyłącznie synem mojego szefa, w dodatku mafiozą. -wyraz jego twarzy zmienił się z łagodnej na srogą. 

LH: Czyli co?!Nawet nie postarasz się mnie zrozumieć i obdarzyć chociaż najmniejszym uczuciem?- zerwał się z ziemi. 

O nie! Jeśli teraz coś spierdolę będę miała przerąbane i niczego się od niego nie dowiem. 

-Tego nie powiedziałam. Po prostu......Potrzebuję czasu. 

Luhan westchnął. Objął mnie. 

LH: To całe małżeństwo. To był mój pomysł. Dzięki temu chciałem cię chronić. -zdrętwiałam. Jak to chronić?

LH: Ale proszę cię nie narażaj się więcej bez potrzeby. Mam od tego ludzi. 

Odsunęłam się na odległość dwóch kroków. 

-Taaaaa.......Tak strasznie biegli ci z pomocą, że teraz została by z ciebie czerwona plama. Chyba komuś ostatnio spadł respekt. - rzekłam zakładając ręce na klatce piersiowej. 

LH: Co ty niby wiesz?! Nikt nie darzy cię czymś takim jak respekt.

Zaśmiałam się z jego totalnej głupoty. 

-Ty tak serio? Chodziłam do szkoły wojskowej. Myślisz, że tam jest dużo dziewczyn? Jeśli nie potrafiłeś pokazać, że masz jaja nie miałeś o czym gadać. Wiem jak ustawiać ludzi , dlatego zaszłam to tego poziomu. 

LH: Jesteś sławna wśród swoich, prawda?

On może to wykorzystać. Nie jestem pewna czy mogę mu ufać.

-Nie wiem. Ale skoro miałam ofertę pracować dla BTS, to chyba do najgorszych nie należę?

Luhan jedynie uśmiechnął się krzywo. 

LH: Czy ja wiem? To tylko banda 7 koreańskich chłopaczków. Czy chroniąc ich można mówić o wyróżnieniu?- spytał z kpiną. 

-Boli cię dupa, bo ty do nich nie należysz. Ale spokojnie. Przecież ty tez masz tabun ludzi, którzy obronią cię przed Felixem i jego zgrają prawda?- odgryzłam się. 

LH: Tak, a wśród nich będziesz ty. Nie zależnie czy ci się to podoba czy nie. - pochylił się w moją w stronę.

-Niby czemu? Jestem twoją narzeczoną, więc mnie również należy się ochrona nieprawdaż?

LH: Ja tutaj wydaję rozkazy. Radzę ci się do tego przyzwyczaić. Teraz pracujesz dla mnie, a nie dla swojego durnego kochasia Jungkooka. - słysząc to zagotowała się we mnie krew. 

-Jak śmiesz! Jungkook to nie mój kochaś i nie traktuj mnie jak przedmiot!- po czym go spoliczkowałam. 

LH: Pożałujesz tego co właśnie zrobiłaś- oznajmił trzymając się za czerwony policzek, po czym zaciągnął mnie do auta i kazał przyjacielowi jechać do bazy. Nie sądziłam, że na miejscu zobaczę coś co sprawi, że poziom wkurwienia wzrośnie pod niebo.

BODYGUARD (ZAKOŃCZONE)/ KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz