-22-

382 29 3
                                    

POV LILY

-Wiedziałeś, że .......Co ja się głupia pytam. Przecież widzę, że nie spodziewałeś się go tutaj- mówiłam do mojego ochroniarza idącego ze mną po schodach, aby wyjść z budynku. Wonho był zamyślony co mnie nie dziwi. Spotkać brata po takim czasie.....To na pewno jest dla niego szok. Szliśmy więc w ciszy mijając kolejne stopnie. Byliśmy już na piętrze, jeszcze tylko jeden zakręt na schodach i parę w dół i mogliśmy wracać do domu. Właśnie wtedy koło nas przechodził policjant z zakłutym w kajdany mężczyzną. Razem z chłopakiem nie zwróciliśmy na nich większej uwagi. W końcu kogo interesują więźniowie, prawda? Przeważnie mijając ich w sądach, czy na policji spuszczamy wzrok i udajemy, że nikogo nie widzimy. Tak było i tym razem. Ja trzymając się poręczy schodziłam w dół, a ochroniarz szedł po mojej prawej stronie. I nagle wtedy ....... Usłyszeliśmy za sobą krzyk, odwróciliśmy się i zobaczyliśmy spadającego na Wonho policjanta. Został najwidoczniej popchnięty przez typa w kajdankach, chłopak nie zdążył zareagować i razem z policjantem spadli po schodach na sam dół. Ja chcąc do nich podbiec odwróciłam się w ich kierunku i już miałam robić krok kiedy poczułam jak ktoś łapie mnie za gardło i przechyla przez poręcz. Starałam się wyswobodzić, ale on był silniejszy i wtedy na niego popatrzyłam, to był ten dupek, który zaatakował mnie na parkingu. W panice coraz bardziej zaczęłam się wiercić, ale on z uśmiechem na twarzy jeszcze bardziej przechylał mnie przez barierkę.

-To tylko przedsmak tego co cię czeka. Przez ciebie oboje zginiemy! On nam nie odpuści rozumiesz!Jakbyś wtedy dała się porwać było by po sprawie!- krzyczał mi prosto w twarz.

Chciałam wołać o pomoc , ale ledwo łapałam oddech, w oczach pojawiły się łzy. W mojej głowie nieme wołanie o pomoc. To jest policja do cholery!Czemu nikogo nie ma. I wtedy usłyszałam z dołu głosy i dźwięk wbiegających na schody osób. Kątem oka widziałam Wonho z przerażeniem na twarzy. 

-Macie mnie rozkuć i podać mi telefon inaczej ją zrzucę!

P: Spokojnie. Nie rób gwałtownych ruchów. Chyba nie chcesz siedzieć dożywocie prawda? Puść dziewczynę.- mówił policjant zbliżając się powoli.

-Nie rozumiecie! On i tak nas zabije!

P: Obiecuję, że nikt ci nie zrobi krzywdy, ale musisz ją puścić.

Mężczyzna popuścił lekko uścisk, po czym złapał mnie jeszcze mocniej. Ja byłam już na granicy omdlenia.

W: Do jasnej cholery on ją zaraz udusi!- krzyknął po czym wyjął pistolet chcąc strzelić. Ale stało się coś dziwnego . Facet popuścił ucisk, a następnie nieprzytomny upadł na schody. W moment koło mnie pojawił się Wonho, który potrzymał mnie bym nie upadła całą siłą na schody. Jak się okazało jego brat zaszedł typa od tyłu i uderzył go czymś ciężkim w głowę. 

W:Pomogę ci wstać. Musimy jechać do szpitala. 

-Nie. -wychrypiałam ostatkiem sił. 

W: Przepraszam,ale w tym momencie nie obchodzi mnie twoje zdanie. Chodź.

Podniósł mnie tak abym mogła z jego pomocą iść, ale nie było to możliwe.

-Wonho ja......- po czym nastała ciemność. 



Ocknęłam się w szpitalu. Leżałam na łóżku. Koło mnie stał lekarz i przerażony chłopak. 

L: Lily słyszysz mnie? Jesteś w szpitalu.

-Tak wiem, poznaję pana. Ostatnio też budząc się w szpitalu pierwsze co widziałam to pańską twarz. -powiedziałam z bólem.    

L:Też miło cię widzieć chociaż wolałbym żeby nie odbywało się to w takich okolicznościach.

W: Nawet nie wiesz jak mnie przestraszyłaś. Nigdy więcej tak nie rób. 

L:Przebadałem panią. Wszystko w porządku, musisz oszczędzać gardło , opuchlizna powinna niedługo zejść, najprawdopodobniej trochę poboli i będzie potrzeba czasu, aby zniknęły siniaki, ale jestem dobrej myśli. Omdlenie zostało wywołane brakiem dostarczenia tlenu do mózgu, dlatego radzę chwilę odpocząć i wziąść  parę  wdechów, aby dotlenić mózg. Za jakieś 30 minut możecie opuścić szpital. Założono ci opatrunek, będąc w domu możesz go zdjąć. -po czym dał mi wypis i opuścił pomieszczenie. 

W: Lily to wszystko moja wina. Jakbym był bardziej uważny.....- złapałam go za rękę. Spojrzał na mnie zatroskany. 

-Nie obwiniaj się. To nie jest twoja wina. Robiłeś co mogłeś. Nikt nie mógł tego przewidzieć. 

W: Powinienem, w końcu mam cię chronić. - słysząc to tak bardzo widziałam w nim siebie.

-Też kiedyś miałam wyrzuty takie jak ty, ale zrozumiałam, że nie jestem Bogiem i nie jestem w stanie być wszędzie i przewidzieć wszystkiego. Żyję, nic mi nie jest, a teraz pomóż mi wstać. 

Chłopak delikatnie złapał mnie za rękę. Uśmiechnęłam się. 

-Nie jestem ze szkła. 

W: Wiem , po prostu nie chcę zrobić ci krzywdy. 

Kiedy wyszliśmy na zewnątrz było już późno. 

-Już wieczór? Chłopaki pewnie są w domu! Nic im nie mówiłeś prawda?- spytałam spanikowana.

W:Nie. Nie byłem w stanie. 

-I dobrze. Tylko by się stresowali. Dowiedzą się jak........- usłyszeliśmy dzwonek mojego telefonu. 


-Słucham Jin.

J:Gdzie się podziewacie? Mieliście wrócić zaraz przesłuchaniu.

-Trochę przedłużyło. Będziemy za 20 minut.

J: Wszystko w porządku? Masz taki dziwny głos. 

-To nic takiego. Zaraz będziemy- po czym się rozłączyłam. 


W:To co? Wracamy?

-Nie mamy innego wyjścia. 


20 MINUT PÓŹNIEJ

Stoimy pod drzwiami. 

W: Stresujesz się?

Kiwnęłam głową na tak. 

W:Nie ma potrzeby. To są Bangtani. Martwią się o ciebie. Nie ukrywaj tego co się dzisiaj wydarzyło. 

-Wiem. Po prostu nie chcę znowu tego przeżywać. 

W:W takim razie ja im powiem co się stało dobrze? Teraz chodź. 

Weszliśmy do środka i usłyszeliśmy glosy w salonie. Kiedy pojawiliśmy się w pomieszczeniu od razu zagadał do nas uśmiechnięty Suga. 

S: Hej, w końcu.........Lily ? Co się stało- momentalnie spoważniał. 

Wszyscy spojrzeli w moją stronę, a ja nie byłam w stanie ukryć łez. 






Witajcie ciasteczka. W końcu trochę mobilizacji mnie trafiło i coś napisałam. Mam nadzieję, że jest w miarę ok. Kolejny możliwe, że pojawi się jutro i niech was to nie zmyli, to dopiero początek serii wydarzeń. Do kolejnego <3 

BODYGUARD (ZAKOŃCZONE)/ KOREKTAWhere stories live. Discover now