Szaleństwo #44 [Soukoku]

334 28 27
                                    

DOBRZE DZIECI...OTÓŻ TO-MIKOŁAJ DO WAS ZAWITAŁ Z NOWYM ONE-SHOTEM, KTÓRY KOMPLETNIE NIE JEST POWIĄZANY ANI Z TEMATYKĄ ŚWIĄT, ANI Z MIŁYM, CIEPŁYM ROMANSEM. 

SORRY, MAM OSTATNIO ZA DUŻY PIERDOLNIK W GŁOWIE, ABY BAWIĆ SIĘ W TWORZENIE WESOŁYCH, PRZESŁODZONYCH HISTORYJEK, ALE!

I TAK, CHCĘ WAM ŻYCZYĆ SPOKOJNYCH ŚWIĄT I SZALONEGO, ZADOWALAJĄCEGO I PIJANEGO SYLWESTRA, BO WĄTPIĘ, ABY CHCIAŁO MI SIĘ RUSZYĆ DUPĘ I JESZCZE COŚ NAPISAĆ PRZEZ NAJBLIŻSZY MIESIĄC.

ŚCISKAM CIEPLUTKO I MOŻECIE ULEPIĆ BAŁWANA Z BŁOTA I GÓWNA, BO NA ŚNIEG, TO NA MAJÓWKĘ MOŻEMY LICZYĆ.

BYE~


Cóż no wiesz... ludzie, których znam

Skaczą do króliczych dziur ot tak

I w balony strzelają też

Aby potem przyćpać hel

A z bieli w czerwień krwi

Barwię z nimi "czyste" róże nie od dziś

Ten sen,

Mój sen jest mordercą

Piję w nim z gąsienicą niebieską


Już od pierwszego spotkania patrzył na niego sceptycznie. Z wyraźnym wstrętem obserwował szaloną scenę postrzału martwych zwłok.
Już wtedy doskonale zdawał sobie sprawę z szaleństwa swojego partnera. Widział tę rządzę krwi, lecz za tym wszystkim dostrzegał też jego smutek, zagubienie i bezsilność.
Strach przed życiem, przed własnym człowieczeństwem. Niepoznaniem siebie.
Byli w tym tak podobni. Z pewnością Mori również to widział, pozwalając losowi spleść ich czerwoną nicią przeznaczenia.

-Nie marnuj amunicji na zmarłych. Już go dobiłeś-mruknął, silnym kopnięciem wytrącając szatynowi pistolet z rąk. Nastolatek zamarł, patrząc na niego tym pozbawionym wyrazu spojrzeniem. Wrócił do siebie.
-Zapewne masz rację. To, co mówisz, jest logiczne-jego głos był tak pusty, że aż chciał go uściskać, oddając swoje ciepło do tego zimnego serca. Chciał tchnąć w niego duszę.

Zdrapuje swą skórę dziś znów

Nie lubię bezpiecznie się czuć

Normalni wprawiają mnie w lęk

Szaleńców u boku chcę mieć


Ta szczególna noc na zawsze wryła się w pamięć Yokohamy. To właśnie tego wieczoru bogowie utworzyli niszczycielki duet-Soukoku.
Nieprzytomnym spojrzeniem obserwował Osamu, który z radością rozszarpywał nowe rany, nabyte w czasie walki. Walki z wrogą organizacją, którą zdziesiątkowali w jedną noc, jednakże Osamu w tym czasie odbył też swoją małą wojnę z bogiem niszczenia. Arahabakim-boską istotą zamieszkującą ciało i dzielącą duszę z rudowłosym szesnastolatkiem.

Przerażenie kryło się w oczach tego uzdolnionego, gdy obserwował autodestrukcyjne zachowania swojego rówieśnika.
To zabawne, iż utworzona "para" składała się z destrukcji i autodestrukcji. To drugie z pewnością wyżerało duszę Dazaia. Widział postępujące szaleństwo swojego partnera. Był w stanie poczuć to cierpienie, szczelnie ukryte w sercu młodego herszta. Sam miał niebawem odczuć je na własnej skórze...


To ja - dziwak i świr
Przyjaciel od lat i czub nie od dziś
Myślisz, że psycha siada mi już
Powiedz psychiatrze, że znów tracę grunt



BSD One-ShotsWhere stories live. Discover now