Tylko mój #31 [Fyozai]

498 33 16
                                    

TA...WIEM,  ŻE MNIE ZA TO ZNIENAWIDZICIES. CAŁY CZAS PEWNIE, GDZIEŚ TAM KRĄŻĄ PYTANIA: "CZEMU TAK ZNĘCASZ SIĘ NAD WSZYSTKIMI POSTACIAMI, UKAZUJĄC TYLKO ICH NAJGORSZE CECHY?!" LUB "DLACZEGO NIE MOŻESZ NAPISAĆ, JAKIEGOŚ SŁODKIEGO SOUKOKU CZY NAWET FYOZAI CZY FYOYI LUB RANPOE Z HAPPY ENDEM?! OBIECAŁAŚ!"-OTÓŻ MILI PAŃSTWO. KAŻDY MA SWOJE INTERPRETACJE RÓŻNYCH SHIPÓW I JASNE-CZASEM FAJNIE, JEST POKAZAĆ JE OD DOBREJ STRONY, ALE JAKOŚ OPIS TOKSYCZNOŚCI WIĘKSZOŚCI Z NICH JEST ŁATWIEJSZY DLA MNIE DO OPISANIA. POZA TYM MOŻE JESZCZE W TYM TYGODNIU POJAWI SIĘ SOUKOKU, A W NASTĘPNYM ALBO ROZDZIAŁ 7, ALBO RANPOE-ZALEŻY OD MOJEGO KAPRYSU

A TERAZ ŻYCZĘ (NIE)MIŁEGO CZYTANIA. MOŻECIE MNIE ZBIĆ, JAK TAM CHCECIE I MAM JEDNO PYTANIE-CZY DALEJ PISAĆ TEŻ FYOZAI (JAKOŚ LUBIĘ TEN SHIP), CZY MOŻE JEDNAK NIE KRZYWDZIĆ PRACY WIELU AUTOREK, KTÓRE DOBRZE TO OPISUJĄ.

Patrzył z przerażeniem na otaczającą go rzeczywistość, zaś ta-była istnym koszmarem.
Dookoła walały się ciała. Kafelki w pomieszczeniu zalało jezioro niepotrzebnie przelanej krwi.
Cała sceneria stanowiła pobojowisko, jakby wycięto ją z jakiegoś tandetnego horroru klasy "B" opierającego swą fabułę jedynie na przemocy i "wymyślnych" scenach tortur i morderstw. W epicentrum tego wszystkiego znajdował się ON, trzymający jakieś zawiniątko. Choć tu powinniśmy użyć nieco innego słowa, gdyż ta rzecz była całkiem pokaźna, a przede wszystkim na pewno zaplamiona krwią, co dało się wywnioskować po zabarwieniu tkaniny szczelnie owiniętej wokół przedmiotu.

Zwalczając odruch wymiotny, zmusił się do przejścia kilku kroków-tak, aby być bliżej przeciwnika, a jednocześnie zachowując w miarę bezpieczną odległość.

Do jego uszu dobiegł śmiech. Śmiech psychopaty. Człowieka tak obłąkanego, iż nie było już dla niego ratunku.
-Myślałem, że szybciej zaszczycisz mnie swoją obecnością, a nie wyślesz tu tylko swoje pionki-zaczął, wskazując ruchem wolnej ręki na truchła kompanów Dazaia.
Zacisnął pięści, obdarzając Rosjanina mrożącym krew w żyłach spojrzeniem. Niejeden ugiąłby się pod tym ciężarem, ale nie Dostojewski.
Ten tylko obdarzył go delikatnym, pełnym lekceważenia grymasem przypominającym coś na kształt uśmiechu.
-W końcu dostałeś ode mnie tyle wskazówek. Nawet wysłałem Ci ręcznie zrobione zaproszenie-kontynuował, widząc, jak jego rozmówcę ogarnia ciekawość.
-Niczego od Ciebie nie otrzymałem, Ty parszywy demonie-wysyczał wściekle, grzebiąc w kieszeni w poszukiwaniu zabezpieczonej broni.
-Och, czyli moje przypuszczenia okazały się prawdziwe-udał zadumę, przyglądając się ze skupieniem, dzierżonej w dłoniach rzeczy-Cóż był tu z wizytą Twój partner-odsłonił materiał, ukazując światu dowody swej zbrodni.

Natomiast detektywowi serce podeszło do gardła. Ręce trzęsły się niemiłosiernie, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Lecz mimo wszystko stał dzielnie wyprostowany, tym samym nie dając brunetowi satysfakcji z jego małego zwycięstwa nad brązowookim.

Chciał krzyczeć, płakać, wić się z bólu. Popadł w rozpacz, gdy ujrzał przed sobą odciętą głowę ukochanego, zastygłą w bezruchu. Już nigdy nie ujrzy tego pięknego uśmiechu....
Rosjanina jednak nie zniechęcał ten pełen żałości widok, swojego memezis. Bynajmniej-był dziś bardzo gadatliwy.
-Będąc szczerym, spodziewałem się takiej brawury u niego. Widać, że bardzo Cię kochał, Osamu-mruknął, puszczając odciętą część ciała, aby wraz z resztą spoczęła na chłodnej posadce, tam, gdzie powinno być jej miejsce-Bardzo nie podobała mi się Wasza relacja. Zbyt wiele osób do Ciebie lgnęło, lecz z Nimi też już coś zrobiłem. Nakahara i te jego zapchlone uczucia stanowiły ostatnią i najniebezpieczniejszą przeszkodę-prychnął z pogardą, pokonując wolno dzielący go dystans do zrozpaczonego i wściekłego mężczyzny. Jego małej obsesji. Centrum jego wszechświata.
-Dlaczego?-wyszeptał łamiącym się głosem. Tak cicho, że jakikolwiek inny dźwięk by go zagłuszył, ale Fyodor doskonale wiedział, co Dazai miał na myśli-DLACZEGO?! DLACZEGO JEGO RÓWNIEŻ ZAMORDOWAŁEŚ?! PRZECIEŻ OD POCZĄTKU CHODZIŁO CI TYLKO O MNIE!-szept przerodził się w krzyk. Miał wrażenie, jakby zdarł już sobie struny głosowe. Niezajęte niczym ręce, aż błagałyby sięgnąć do włosów i w bezsilności zacząć je wyrywać.
-Masz rację. Potrzebowałem i potrzebuję tylko CIEBIE, choć na początku planowałem Cię zabić-stanął za drżącym z furii byłym hersztem, owiewając jego skórę ciepłym oddechem-Lecz zmieniłem zdanie. Stałeś się zbyt cenny-oparł dłoń o jego biodro, coraz bliżej stykając się z drugim ciałem-Początkowo traktowałem Cię tylko jak zagrożenie dla powodzenia mojego planu. Nawet gdy dopiero rozpoczynałeś swoją karierę w mafii. Jesteś inteligentny Osamu. Potrafimy czytać ludzi niczym otwarte księgi i bez problemu możemy przewidzieć ich zachowanie i ruchy. Będąc takimi perełkami w tym grzesznym świecie, powinniśmy trzymać się razem-przesunął kończynę, zsuwając ją na podbrzusze szatyna, który tylko wstrzymał oddech, próbując kontrolować się i nie popełnić żadnej głupoty poprzez impulsywne działanie w emocjach.
W końcu miał do czynienia z samym diabłem. Złem i geniuszem w czystej postaci-a takie połączenie nigdy nie wróży nić dobrego.
-I w ten sposób chciałeś mnie zachęcić do współpracy z Tobą?-wydał z siebie ciche i pełne poirytowania prychnięcie, na co Fyodor uśmiechnął się serdecznie.
-Nie mój Drogi. Poza tym to niegrzeczne przerywać starszym-roześmiał się, gładząc delikatnie kciukiem materiał koszuli opinającej szczupły, niezbyt umięśniony tors wyższego chłopaka. Drugą dłoń przesuwał powolutku bez zbędnego pośpiechu w kierunku kieszeni płaszcza, gdzie spoczywał naładowany pistolet-Dopiero, gdy okrzyknęli Was Zabójczym Duetem, a Ty zająłeś miejsce herszta, zrozumiałem, iż warto, jest zainteresować się bliżej Twoją osobą, jednocześnie nakłaniając Cię do podejmowania zaplanowanych przeze mnie decyzji.
-Czy Ty sugerujesz, że...-zaczął się jąkać, a nieznośne uczucie suchości w ustach wcale mu z tym nie pomagało, by mógł spleść jakieś sensowne pytanie. Choć gdzie on tu miał szukać sensu?!
Teoria, która zrodziła się w głowie niedoszłego samobójcy, była tak absurdalna, a zarazem pozbawiona sensu. Niemożliwa nawet do realizacji.
Dopiero po chwili jego umysł przypomniał mu z kim ma do czynienia. Po tym anemiku można było spodziewać się wszystkiego. Mimo wszystko w duchu liczył, iż te wszystkie przypuszczenia okażą się nieprawdziwe.
-Tak Dazaiu. Potwierdzę tylko Twoje przypuszczenia, Wszystko dokładnie było zaplanowane. Mimic. Twoja zdrada i odejście z mafii. Śmierć Twego ukochanego przyjaciela, Odasaku. Wstąpienie do Agencji, czy również Nasze dzisiejsze spotkanie. To wszystko było częścią planu, zaś Ty tak łatwo wpadłeś w moją pułapkę. Jedyne czego nie uwzględniłem, to możliwego romansu między Tobą i Nakaharą-musnął palcami chłodny metal, jednak widząc niekontrolowany ruch "Anty-Obdarzonym", powstrzymał się przed wyciągnięciem niebezpiecznego przedmiotu, oczywiście czekając na odpowiedni moment, gdy detektyw straci nieco czujność.
-Powiedz mi dlaczego? Jaki tak naprawdę miałeś w tym cel?-był coraz bliżej płaczu. Zagryzł drżącą wargę do krwi, a powieki zacisnął na tyle mocno, aby żadna z wyprodukowanych s emocjach łez, nie mogła spłynąć leniwie po policzkach.
Nie chciał okazać przed mężczyzną swojej słabości. I tak ten już wystarczająco naruszył jego maskę obojętności i spokoju, powodując lekkie pęknięcia. Wiedział co powiedzieć i uczynić, aby trafić w najboleśniejsze punkty.
-Czy to nie oczywiste Osamu? Jesteś zbyt wyjątkowy i cenny, aby móc dzielić się Tobą z innymi. Pozbyłem się tylko niepotrzebnych śmieci, które śmiały Nam zawadzać-Dazai momentalnie się spiął, ręką sięgając do kieszeni beżowego płaszcza po pistolet. Jakież było jego zdumienie, gdy odwróciwszy się przodem do Fyodora, ujrzał swoją własność, dzierżoną w tej splamionych krwią i grzechem dłoni.
-Ty pieprzony gnoju... kiedy...-wysyczał, chcąc dokończyć zaczęty wątek, jednakże brunet miał nieco inne plany, przerywając młodszemu mężczyźnie-Och, to nie było trudne, by Cię podejść. Czasem mam wrażenie, iż natura zapomniała obdarzyć Cię instynktem samozachowawczym. Każda inna osoba odsunęłaby się od swojego przeciwnika. Ty zaś stałeś niby niewzruszony na ten niechciany kontakt fizyczny, lecz Twoje ciało Cię zdradziło. Lubisz tę ekscytację, adrenalinę, stres. Podejmujesz ryzyko, aby w końcu poczuć, iż rzeczywiście żyjesz. Że jednak posiadasz jeszcze jakieś pokłady energii, przebywając wśród tych szarych, nudnych ludzi-przyciągnął do siebie wątłe ciało, tak bardzo w tej chwili podobne do niego, wyniszczonego chorobą.
Gdyby Dazai był w pełni sił, z pewnością miały problem ze zdominowaniem swojego najciekawszego wroga. Ten jednak wydawał się jeszcze bardziej wewnętrznie pusty i martwy. Mocniej niż dotychczas. Tak silne, negatywne emocje nawałnicą uderzające w niego, pozbawiły go wszelkich sił. Był niczym szmaciana lalka, a to jeszcze bardziej podniecało Przywódcę Szczurów.
Taki piękny i bystry. Taki zrezygnowany, tak bardzo zdany na jego ŁASKĘ.
Zadrżał z ekscytacji, przykładając chłodną lufę broni do skroni szatyna. Ten wydawał się nieprzejęty. W końcu i tak nie ma nic do stracenia. Przez tego demona utracił dwie najbardziej ukochane osoby na świecie. Rozplanował sytuację tak, aby zniszczyć życie Dazaia, próbując zmusić go do dołączenia do Szczurów.
Sprytnie. Pewnie sam podobnie by postąpił, jednak ludzie się zmieniają, tak samo on.
Już nie jest tym znudzonym dzieciakiem, strzelającym do martwego ciała z uśmiechem socjopaty-zmienił się, stając się nieco innym człowiekiem. Dojrzał.
Miał chłopaka, wielu znajomych i względny spokój w mieście, dopóki nie zjawił się ON-istna zagadka przybyła do Yokohamy tylko dla zabawy. Rozrywki, która miała na celu odebrać mu wszystko, co lubi i kocha.
Z jednej strony rozumiał doskonale, czemu stał się celem tego szaleńca-szukał wrażeń i godnego siebie przeciwnika, ale z drugiej...dlaczego nadal nie pozbył się najgroźniejszej przeszkody, próbującej pokrzyżować mu plany.
Spojrzał jeszcze raz w te fiołkowe tęczówki i zamarł. Zamiast czystej pogardy i zadowolenia z triumfu, widział w nich ten złowrogi błysk, jak u drapieżnika, który pochwycił swą ofiarę i zamiast ukrócić jej cierpienia, znęca się nad nią, czerpiąc z tego niewymowną przyjemność.
Zamiast niechęci, widział jak to łakome spojrzenie, wierci dziurę w jego wnętrzu.
Wzdłuż kręgosłupa przebiegł mu przyjemny dreszcze ekscytacji. Czuł jak te chłodne, anemiczne dłonie ciaśniej oplatają jego talię.
Spuścił głowę w dól, zawstydzony swoją niewłaściwą reakcją na stojącego przed nim zabójczego oponenta, który bez zbędnych czułości wpił się zachłannie w jego usta.
Opierał się, tak jak jego umysł-jednak cała ta absurdalność wywoływała u niego dawno już zapomniany stan euforii.
Dał się ponieść chwili. Jęknął wprost w usta Rosjanina, gdy ten przycisnął ich ciał do pobliskiej ściany, zaś jego kolano znalazło się niebezpiecznie blisko krocza szatyna.
W tym momencie coś nakazało Dazaiowi przerwać tę chorą grę. Mimo wszystko miał sumienie, które w porę dało o sobie znać, a przy najmniej on tak myślał.
-Jesteś bezczelny, chcą mnie przelecieć w obecności ciała mojego ukochanego-syknął, wycierając stożke śliny powstałą przez pełen niekoniecznie dobrych uczuć pocałunek.
-Och, to przykre, iż nadal nie dopuszczasz do siebie myśli, że należysz tylko do MNIE-zaśmiał się cicho, dotykając rumianego policzka swojego rozmówcy, który ten momentalnie odepchnął jego dłoń.
-Nigdy do tego nie dopuszczę. Prędzej Cię zabiję-oznajmił, zaś wypowiedź była przepełniona nad wyraz wyczuwalnym jadem i nienawiścią zarazem.
-Będę czekał na ten dzień z niecierpliwością, lecz na razie jesteś na mnie skazany i nic na to nie poradzisz-uśmiechnął się chytrze-W końcu jesteś tylko MÓJ.

BSD One-ShotsKde žijí příběhy. Začni objevovat