Kłamliwe uczucie #20 [Soukoku]

371 24 7
                                    

NIE WIEM, JAKOŚ LUBIĘ PISAĆ TE PRZESADNIE "DRAMATYCZNE" I GRAFOMAŃSKIE TEKSTY, A WCZEŚNIEJSZY SHOT BYŁ NIECO PRZESŁODZONY, WIĘC DLA RÓWNOWAGI MUSIAŁAM TYM DOJEBAĆ. 
OGÓŁEM, JEŚLI CHCIELIBYŚCIE ABYM NAPISAŁA O JAKIEJŚ INNEJ PARZE, CZY MACIE JAKIEŚ SPECJALNE ŻYCZENIA, TO MOGĘ PODJĄĆ SIĘ TEGO WYZWANIA.
TYM BARDZIEJ, ŻE PRÓBUJĘ ODZYSKAĆ WENĘ I DOKOŃCZYĆ PISAĆ TEN ZASRANY ROZDZIAŁ 4 W SWOJEJ KSIĄŻCE O SOUKOKU, BO JAKOŚ NIE MOGĘ TEGO UBRAĆ W SŁOWA MIMO WIZJI.
OGÓŁEM TO TEŻ JEST NIEZBYT SPRAWDZONE, WIĘC POPRAWIAJCIE MNIE, JEŚLI ZOBACZYCIE JAKIŚ BŁĄD. NIE OBRAŻĘ SIĘ.


Niski kapelusznik o pięknych, błękitnych tęczówkach wszedł na scenę w tym żałosnym przybytku zwanym "Lupin". W tym obskurnym pubie tyle się wydarzyło. Wciąż przed oczami miał sceny ich wspólnych wyjść do tego baru, aby uczcić kolejne zwycięstwo życia nad śmiercią. ICH życia.
Ach...jak żałośnie musiał teraz wyglądać, a nieznośny ból w klatce piersiowej mu to wszystko utrudniał.

Podszedł powoli do mikrofonu, by zaśpiewać. By wyrzucić z siebie uczucia. Złapał za urządzenie i zaczynając cicho nucić. Sala była pusta. Kiedyś byłaby dla niego pełna, ale teraz kiedy nie ma z nim Osamu....wszystko się zmieniło, wypełniając go niemą rozpaczą i poczuciem pustki. Wziął wdech, zaś myśli zamieniły się w słowa.

-Ideał? To brednie... a miłość jest kłamstwem. Dlaczego wciąż we mnie, tkwi pustka, ból straszny ?

~*~

Dwoje młodych ludzi siedziało zapatrzonych w swoją drugą połówkę. Patrzyli na siebie z miłością, radością i przejęciem. Mieli obserwować w porcie zachód słońca, ale nie byli w stanie oderwać od siebie wzroku. Jakby to były ich ostatnie chwilę i muszą nacieszyć się swoją obecnością....

~*~

-Już Cię nie chcę. Nie pożądam. Chcę zapomnieć, bo nic nie znaczysz! Wciąż udaję, że byliśmy idealni... Ja chyba kocham Cię!-wziął kolejny wdech, tym razem z większą trudnością przez nieznośne poczucie duszności i suchości w ustach.
Do sceny z zainteresowaniem podeszły dwie, może trzy osoby.

-Nie! Wszystko jest źle, więc odejdź precz! Przestańmy udawać... Już, nie słuchaj mnie... nie wierz w to, że będziemy żyć w szczęściu...

~*~

Szatyn wyszczerzony od ucha do ucha trzymał za rękę drobnego i pozornie niewinnego rudzielca. Jego twarz zdobił lekki, wręcz niewidoczny uśmiech, mimo iż w duchu czuł, że serce ze szczęścia serce zaraz mu eksploduje. Nie okazywał tego zbytnio-od zawsze miał problem z wyrażaniem uczuć, ale jego partnerowi jakoś to nie przeszkadzało. Kochał go takim, jakim był.
Obydwoje lekko zarumienieni, wracali z misji do ICH domu wzdłuż ulic w Yokohamy, przechadzając się po raz tysięczny wolnym krokiem przez dobrze znane im alejki. Uśmiechnięci i radośni, napawali się swoją obecnością. Swoim uczuciem.
Od kiedy zrozumieli, co do siebie czują, nic nie było już przeszkodą. Świat padł u ich stóp, zaś oni-młodzi i butni, stali się panami własnego losu.


~*~

Stał tam samotnie. Jego marzenia prysły jak bańka mydlana.
~Jakiż ja byłem głupi~huczało mu w głowie.
Teraz stał tam samotnie, wodząc wzrokiem w poszukiwaniu ukochanego, jednak oczy pełne nadziei, nie dostrzegły GO.

Widział tylko Akutagawę, patrzącego na niego ze smutkiem i współczuciem, ale przede wszystkim żalem. On wiedział, jak rudowłosy się czuł. Również cierpiał po jego odejściu, lecz mimo własnego rozgoryczenia postawą swego mentora, nawet nie chciał sobie wyobrażać, co musiał czuć jego obecny przełożony. Jak wielki ból towarzyszył mu na co dzień, pozbawiając tchu.
-Me kłamstwa, obłuda... Na ślepo mi wierzysz. Nie widzisz jak złudna, jest miłość do Ciebie. Już Cię nie chcę. Nie pożądam. Chcę zapomnieć, bo nic nie znaczysz! Wciąż udaję, że byliśmy idealni... Ja wciąż kocham Cię. Nie wszystko jest złe, już nie słuchaj mnie, nie wierz w to, że będziemy żyć w szczęściu...-przymknął oczy, nie chcąc już widzieć niczego, co z tym złym światem jest związane.

~*~

Krzyk, wrzask i kolejna kłótnia, wciąż o to samo... O to, jak Osamu stał się egocentryczny, nie licząc się już z uczuciami Nakahary. Jak bardzo krzywdzi go swoją postawą i nie uwzględnia uczuć kapelusznika. O to, jak razem są ślepi.

~*~

-Być może, znów kiedyś...powróci twój dźwięczny, słodki śmiech w ramionach innego, co kochać Cię będzie?-z jego oczu pociekły szklane łzy. Przetarł je ręką, choć niewiele to dało, gdyż nowe znajdowały swoje ujście, kreśląc drogę przez policzki Chuuyi. Kiedyś rzadko zdarzało mu się płakać, jednak po zdradzie ukochanego, stało się to jego codziennym rytuałem.
-Och nie, znowu jest źle ! Więc odejdź precz! Przestańmy w końcu udawać! Już nie słuchaj mnie, nie wierz w to, że... możemy żyć w szczęściu-coraz więcej słonych kropelek, spływało po jego rozgrzanej i zaczerwienionej skórze. Widział już tylko pustkę, po stracie swego szczęścia. Chciał jeszcze raz spojrzeć na nich wszystkich. Nie było mu to dane.
...Huk i krzyk dość licznej publiczności, przejętej pieśnią 23-latka.
Upadł na zimną posadzkę. Na scenę wbiegł jego czarnowłosy przyjaciel. Złapał za nadgarstek, chcąc wyczuć puls. Nic.
Między tłumem ludzi, przedzierał się Dazai.
Gdy dotarł do ukochanego, przywitało go tylko smutne spojrzenie Ryunosuke. Upadł na kolana, przed martwym ciałem mężczyzny, tuląc zimne i wyniszczone przez Spaczenie ciało.

-Dlaczego byłem takim idiotą? Czemu?-wyszeptał cicho, przytulając mocniej jego kruche ciało do siebie.

BSD One-ShotsUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum