Szaleństwo księcia Osamu #24 [Soukoku/Fyozai]

603 26 6
                                    

TAK... JEST TO POJEBANE. TO STARY ONE-SHOT, TROCHĘ ZMIENIONY, BO NASZŁA MNIE TAKA OCHOTA, ABY DODAĆ COŚ NIEZWYKLE GŁUPIEGO. POZA TYM, JEST OD CHOLERY BŁĘDÓW, BO NIE CHCE MI SIĘ ROBIĆ KOREKTY, TYM BARDZIEJ, ŻE PRZERAŻA MNIE WIZJA KOREKTY 5 ROZDZIAŁU NA "SOUKOKU-LET'S FALL DOWN, ONCE TO RISE", GDZIE BYĆ MOŻE UKAŻE SIĘ ON JESZCZE DZISIAJ ALBO W NIEDZIELĘ. ZALEŻY OD HUMORU I CZASU.
DZIĘKUJĘ ZA UWAGĘ I PRZEPRASZAM ZA NISZCZENIE WAM PSYCHIKI, ALE ROZUMIECIE-NIE CHCĘ BYĆ SAMA NA TYM ŚWIECIE...


To był sen, szalony sen...

-Zatańczymy?-spytałem. Moje czekoladowe oczy hipnotyzowały wszystkich nowych kochanków i kochanki, którzy przybywali pod mój pałac. Dziś też zawitał tu niewinny młodzieniec, z tak pięknym uśmiechem, że uznałem, iż to on dziś zostanie moim nowym oblubieńcem.

Jak to się stało?

To zakazana umowa, pakt zawarty z diabłem. Ta moc dzierżona w mych rękach, zawsze spowoduje, że ulegnie mi każdy, a gdy tylko zechce na mnie spojrzeć-już jest w pułapce oczarowania.

Mając moc uwodzenia każdego, ja łkający niegdyś w samotności... Dziś oni sami przychodzą tu, rozkochani w mej osobie-tworząc teraz mój własny harem!

Smak pożądania, który skrywa truciznę. Przyjemność wywołana przez nagłe pocałunki. Z twych ud zlizuję słodką krew, zmieszaną wraz z mym potem, zmieniając je powoli w gorzkie, brudne krople.

Już wiesz, że kiedy opadną nasze ubrania-nie ma odwrotu od zdrady.

Wodząc dłońmi wzdłuż twojej tali, schodzę coraz niżej i niżej. Zaspokajam Cię, a ty krzyczysz wtedy "Błagam mocniej!", ale ja ku swej zabawie nie pozwalam Ci szczytować. Zostawiam Cię niezaspokojonego, niewyżytego w łożu, sam zaś ubierając się.

-Znudziłeś mi się. Może kiedy indziej Cię odwiedzę, a teraz precz!-mówię, wychodząc w koszuli nocnej i bieliźnie, przechodzę wolnym krokiem do sali balowej. Tam widzę coś, co wprawia mnie w złość. To stare portrety-obraz mojej zapomnianej i niechcianej przeszłości. Płoną w niszczycielskim ogniu, tak jak płonie moja przeszłość. Odrzuciłem dawnego siebie, chcąc zapomnieć twarz, którą wszyscy wyśmiewali. Wtem łapię pięknego mężczyznę za przedramię i przyciągam go w moją stronę.

To anioł o długich, płomiennych włosach z oczyma piękniejszymi kolorem od tafli oceanu. Patrzy teraz z pożądaniem na mnie. Obejmując go, łapię za podbródek i kradnę upragniony od lat pocałunek. Kładąc dłoń na policzku, nasze spojrzenia skrzyżowały się.

On kiedyś także szydził ze mnie... Był mym przyjacielem i zarazem pierwszą miłością, ale z biegiem lat zmienił się we wroga. Teraz ja mszczę się za lata upokorzeń i naigrawania się ze mnie. Teraz odbieram mu skarb największy-czystość i cnotę.

~*~

Pewnego dnia dziewczęta i chłopcy w całym kraju, jeden po drugiej znikali u wrót przeklętego zamku. Jedni utracili żony, inni córki i matki, przyszłych mężów i synów...

W niemocy szukali zewsząd pomocy, która znikąd nie chciała nadejść, aż pewnego dnia, pojawiła się on... Zazdrosny o księcia Dazaia, mężczyzna zapewnił mieszkańcom, że uwolni ich dzieci.

~Skoro ja nie mogę go mieć, to nikt nie będzie!~pomyślał demon, przyodziany w piękny, biały strój. Schował  dokładnie małe, niewinnie wyglądające ostrze i ruszył przed siebie.

~*~

Głośne jęki, błagania o więcej, rozchodziły się po dworze, ginąc gdzieś w mroku. Nieskończona namiętność, nigdy niezostanie przerwana. Kiedyś, gdy było jeszcze we mnie sumienie, jakiś cień moralności, kazałby mi zaprzestać TO bluźniercze działanie. Jednak teraz nie ma już we mnie sumienia, a gdybym sam spotkał na swej drodze dawnego siebie-osobiście bym go zniszczył!

Dziś po raz kolejny, odwiedza mnie przystojny przedstawiciel płci męskiej. Spokojnym krokiem podchodzi do mnie.

Wejdź w me ramiona i zatańczmy-rzucam szarmancko w stronę czarnowłosego usosobienia piękna. Chodź, podejdź do mnie, bym mógł zatopić się w twoim ciele.

Trzymając cię w ramionach, zatapiam usta w twych wargach, ale nagle przeszywa mnie ogromny ból! Odsuwam Cię od siebie, a ty w dłoni sztylet dzierżysz. Na piersi szkarłatna plama na koszuli, maluje się wokół lewej piersi.

-Masz za swoje, Dazai-rzekł z szaleńczym uśmiechem demon, zlizując mą krew z ostrza noża. Teraz po tylu latach czar prysł i znów stanę się jakimś podrzędnym, sponiewieranym przez los głupcem.

Opadam ze łzami na chłodną posadzkę, krzycząc w myślach~Stójcie moi drodzy! Nie Chuuya, chociaż ty zostań!~ty jakby czytając mi w myślach, odwracasz się, rzucając mi ostatnie spojrzenie...

Zostań kochany, to wszystko uczyniłem dla Ciebie, nie wierząc w siebie i ciebie. Nie wierząc w miłość do Ciebie...

Szatyn obudził się, leżąc na udach swego ukochanego która jedną ręką głaskał go po włosach, drugą zaś przeglądał coś na telefonie.

-Yhym-odchrząknął Osamu, dając znać o swoim przebudzeniu. Rudzielec odwrócił wzrok od elektronicznego urządzenia, by móc spojrzeć w hipnotyzujące oczy ukochanego.

-Oi już się obudziłeś? Miałeś koszmar?  Bo wiesz... cały czas coś mamrotałeś przez sen, wiercąc się przy tym okropnie-wymruczał z troską kapelusznik, uśmiechając się uroczo. Dazai jednak nie odpowiedział na pytanie, a zamiast tego wyciągnął dłoń by dotykając lica partnera.

-Wiesz co ? Nie mówmy o tym-mruknął przyciągając kochanka do siebie, aby zainicjować pełny tęsknoty i namiętności pocałunek.-Nabrałem ochoty na coś innego-dodał dwuznacznie, poruszając przy tym sugestywnie brwiami. Wstał szybko by wziąć biorąc rozbawionego partnera na ręce. Obydwoje wzrokiem już spoglądali ku sypialni, gdzie zresztą prowadził go szatyn.

BSD One-ShotsWhere stories live. Discover now