Nowe rzeczywistości #42 [Soukoku]

327 21 7
                                    

TA-ZNOWU ZABIERAM SIĘ ZA PISANIE NOWYCH RZECZY, JAK NAWET STARYCH NIE DOKOŃCZYŁAM, ALE NIE MOJA WINA, ŻE MAM WENĘ. 

TO ROZDZIAŁ 1 (TAKIE WPROWADZENIE) DO NOWEGO OPKA O SOUKOKU I NIE TYLKO. JESTEM CIEKAWA, CZY ZGADNIECIE JAKA NOVELKA MNIE DO TEGO ZAINSPIROWAŁA. 

ZAPRASZAM DO "PARTNER IN CRIME [SOUKOKU]-JEŚLI CIĘ ZACIEKAWIŁAM. (https://www.wattpad.com/story/202815017-partners-in-crime-soukoku)

BYE~


Głośne wibracje telefonu ułożonego niedbale pod poduszką wybudziły go z głębokiego snu. W nawałnicy zdarzeń nawet nie zarejestrował nawet momentu, w którym zasnął.
Misja może nie była ciężka, ale z pewnością żmudna. W końcu infiltracja Szczurów nie należała do przyjemnych i wymagała pełnego skupienia, perfekcji i dużej ilości nadgodzin w tym niespokojnych nocy.
Nic więc dziwnego, iż potrzebował odpoczynku, zaś jego organizm sam odmawiał współpracy z umysłem, domagając się snu.
Z irytacją sięgnął po smartfona, dostrzegając na wyświetlaczu nazwę kontaktu. Westchnął cierpiętnico, przesuwając dłonią po ekranie.
-Potrzebujesz czegoś Mori-san?-spytał, przecierając drugą dłonią powieki, próbując pozbyć się z nich resztek snu.
-Za półtorej godziny odbędzie się zebranie Zarządu. Wiem, że ciężko pracowałeś i powinieneś odpocząć, ale obecność jest obowiązkowa-zacisnął usta w wąską kreskę, usłyszawszy te słowa, które napełniły go nieuzasadnionym niepokojem.
-Możesz na mnie liczyć, Szefie-skrzywił się na cichy chichot mężczyzny po drugiej stronie i z jawną niechęcią zwlókł się z łóżka, by móc w pośpiechu się odświeżyć.
Ten poranek z pewnością nie zaliczał się do przyjemnych.

~*~

Pośpiesznym krokiem pędził przez korytarze biurowca w stronę głównej sali. Zerknął nerwowo na wyświetlacz komórki. Był już kilka minut spóźniony.
Westchnął z rezygnacją, widząc ochronę szefa, ze zdenerwowaniem otwierając drzwi obszernego pomieszczenia.
-Przepraszam za spóźnienie Szefie-odparł na jednym wdechu, delikatnie się ukłoniwszy.
-Nic się nie stało. Jeszcze nie zaczęliśmy, czekając na Ciebie. W końcu miałeś mieć dzień wolny, jednakże nie mogliśmy dłużej zwlekać-oznajmił tym melodyjnym, lekko cynicznym tonem. Już miał zająć swoje miejsce, jednak momentalnie zamarł, obejmując spojrzeniem wszystkie zgromadzone tam sylwetki.
-Co on tutaj robi?!-warknął rozjuszony, dostrzegając postać schowaną za plecami doktora.
-O co chodzi Chuu? Czy aż tak dziwi Cię obecność Twojego partnera i zastępcy Szefa?-spytała nieco zaniepokojona zachowaniem dawnego wychowanka kobieta.
-Ten cholerny...zdrajca! Kiedy wróciłeś draniu?!-zacisnął pięści, na tyle mocno by pobielały mu knykcie, zasłonięte teraz przez aksamitny materiał czarnych rękawiczek.
Niebieskie tęczówki zaszły wściekłością, zaś drobne ciało zaczęło niekontrolowanie drgać, gdy dostrzegł ten znienawidzony, złośliwy uśmieszek.
-O czym Ty mówisz, Chuuya-kun? Chyba rzeczywiście potrzebujesz odpoczynku-brunet nawet nie krył zdziwienia postawą podwładnego-Chciałem tylko oznajmić wszystkim, że mój czas dobiegł końca na tym stanowisku. Też nie chcę, aby historia zatoczyła koło gdyż cenię swoje życie i nie chcę odejść jak mój poprzednik. Dlatego odchodzę, zaś moje miejsce zajmie mój dawny wychowanek i protegowany. Uważam to za najlepsze i optymalne posunięcie. Osamu ma predyspozycję i potencjał. Wierzę, że pod jego panowaniem, Portowa Mafia będzie dalej prężnie się rozwijać. Sądzę też, iż dobrze byłoby już ustalić poszczególne funkcje pięciu kierowników i nowego Zastępcy-oparł podbródek na splecionych ze sobą dłoniach.
-Dziękuję Mori-san. To naprawdę zaszczyt i wierzę, że Twoja decyzja nie okaże się zła. W końcu zawsze jesteś do naszej dyspozycji, by służyć radą, nieprawdaż?-w końcu wyłonił się z cienia, zaś Chuuya mógł go podziwiać w całej okazałości. Znów powrócił do swojego poprzedniego uniformu sprzed czasów zdrady, jednak tym razem jego twarzy nie okalał bandaż. Też płaszcz zarzucony na ramiona był zarówno z innym kolorze, jak i kroju.

Zlustrował wszystkich spojrzeniem, zatrzymując wzrok na rozedrganym egzekutorze. Jego twarz wyrażała tylko rozbawienie i kpinę spowodowaną postawą jego mafijnego partnera.
-Chuu może usiądziesz, bo słabo wyglądasz i posłuchasz co mam do powiedzenia?-zapytał z udawaną troską, wskazując dłonią na puste miejsce. Rudzielec niechętnie ruszył w stronę siedzenia, próbując ogarnąć swoim zamglonym przez zmęczenie umysłem, obecną sytuację.
-Zarząd pozostaje bez zmian. Wykonujcie swoje obowiązki tak jak dotychczas, a o wszelkich modyfikacjach będziemy jeszcze rozmawiać. Bez sensu byłoby od razu wszystko zmieniać. Na to przyjdzie jeszcze czas. Raporty z misji i Naszej działalności mają bezpośrednio lądować od razu na moim biurku-zgrzytał zębami, z niemą furią w duszy, wsłuchując się w głos szatyna.
-Dazai-san-rudowłosa piękność w kimonie zwróciła na siebie uwagę wszystkich uczestników spotkania-Musisz mieć Zastępcę. Kogoś, kto w razie czego będzie mógł tymczasowo przejąć Twoje obowiązki. Dobrze by było, aby był to ktoś zaufany. Nie musi być koniecznie z obecnego Zarządu, ale ta osoba powinna być też na tyle silna, aby móc Ciebie i siebie chronić.
-Dobrze, że zwróciłaś na to uwagę Kouyou. Chyba najlepszą osobą na to stanowisko, póki co jest mój partner. W końcu i tak przebywamy sporo czasu w swoim towarzystwie. Tak poza tym Nakahara jest jednym z najsilniejszych i najwierniejszych członków Portowej Mafii-odparł z zadowoleniem, obserwując przerażenie zmieszane ze złością malujące się na twarzy wcześniej wymienionego.
-Z całym szacunkiem, ale chyba odrzucę Twoją propozycję Dazai. Nie zamierzam przebywać w towarzystwie takiego kłamcy jak Ty, dopóki sytuacja tego nie wymaga-wycedził przez zaciśnięte zęby, z trudem kontrolując swój gniew. Miał też nieodparte wrażenie, iż jego moc pragnie się wydostać, niszcząc wszystko w promieniu kilku, jak nie kilkunastu kilometrów.

- To nie była prośba. To jest raczej propozycja nie do odrzucenia. Wiesz, jak się kończy niewykonanie rozkazu, nieprawdaż Chuuya?
-Szefie, Nakahara naprawdę nie wygląda za dobrze, tym bardziej że dopiero co wrócił z trudnej misji, gdzie intensywnie pracował. Powinien mieć zregenerowania się. W końcu niewydolny pracownik jest mało efektywny i naraża organizację na straty. Możemy przecież przesunąć obrady, jeśli obecność Twojego Zastępcy jest w ich czasie niezbędna. Możemy również pozwolić Chuuyi, wrócić do siebie by wypoczął, skoro i tak teraz zostało Nam wyłącznie omówienie obecnej sytuacji Mafii. Nie ma sensu narażać zdrowia drugiej najważniejszej osoby w Zarządzie-uśmiechnęła się ciepło do rudzielca, zaś w jej głosie pobrzmiewała szczera troska o "młodszego brata". W końcu od jego przybycia i wstąpienia w szeregi Portówki, byli nie tylko przyjaciółmi. Ich relację można by porównać do więzów łączących rodzinę.
-Nie ma takiej potrzeby, Anee-san. Dziękuję za opiekę i zainteresowanie moim samopoczuciem, ale...-zaczął cicho, jednak szybko mu przerwano w połowie wypowiedzi.
-Masz rację Ozaki. Nie powinienem narażać zdrowia mojego współpracownika. Wracaj do siebie Nakahara. Później przyjdę sprawdzić co u Ciebie i streścić przebieg zebrania. To rozkaz-jego ton nie znosił sprzeciwu, co jeszcze mocniej rozwścieczyło kapelusznika.
Bez słowa opuścił pokój, zdenerwowany do granic możliwości. Z pewnością nie była to komfortowa sytuacja, gdy zdawał sobie sprawę, że coraz mniej kontroluje sytuację, nie mogąc już na starcie przyjrzeć się zachowaniu tego zabandażowanego manipulatora.

~*~

W pośpiechu zamknął za sobą drzwi od swojego gabinetu, zasiadając przed służbowym laptopem.
Odpalił wszystkie niezbędne pliki, czekając na uruchomienie całego sprzętu i wyświetleniu wykazów oraz raportów z niedawnych misji i planowanych operacji. W międzyczasie odpalił jedną ręką papierosa, drugą wystukując tylko sobie znany rytm o dębowe biurko.
Liczył, że nikotyna pozwoli mu się chociaż trochę rozluźnić. Na razie było za wcześnie na wino. Poza tym gdzieś z tyłu głowy wciąż pobrzmiewała nieznośna myśl, iż nie może opuścić gardy nawet na sekundę, a z pewnością etanol nie ułatwiłby mu zachowania trzeźwości w myśleniu i działaniu.
Westchnął z irytacją, wydmuchując szary obłok z ust i strzepując popiół do ustawionej na boku, szklanej popielniczki.
Skrupulatnie śledził wzrokiem wszystkie pliki, ze zdumieniem odkrywając, iż wszystko się nie zgadza.
Nie wiedział już, czy jest to jakiś głupi żart ze strony tego maniakalnego samobójcy, czy może błąd systemu-ale nic co mu się wyświetlało i było zapisane w archiwach, nie było prawdą. Żadne z tych wydarzeń nie miały miejsca w rzeczywistości, prawda?

Według systemu jego ostatnią i zakończoną misją było pozbycie się organizacji zwanej Mimic przy użyciu Korupcji, powodując u niego nieliczne obrażenia i wycieńczenie organizmu. Stąd pewne zmęczenie i być może długa nieobecność w realnym świecie.
W związku z tym, co tam napisali-Oda, najlepszy i w zasadzie jedyny przyjaciel Osamu, nadal powinien żyć.
Co prawda Ango ich zdradził, ale była to chyba jedyna prawdziwa wzmianka.
Gildia została rozbita i pokonana, ale w zupełnie inny sposób niż rudzielec zapamiętał.
Oniemiały śledził tekst, nie mogąc uwierzyć, w to co czytał.

-Chyba bez porządnej dawki kofeiny i środków uspokajających nie będę w stanie nad tym siedzieć. To nie na moje nerwy-potarł ze zmęczeniem obolałe skronie, krzywiąc się niemiłosiernie.
Nawet wzmianki o Dostojewskim i Książce, gdzieś zaginęły i nie były rozpoznawane przez system-tak jakby w ogóle nie istniały.
No nic. Zostało mu tylko czekać na niemile widzianą wizytę nowego Szefa Mafii Portowej.
Musiał tylko zatrzeć ślady swojego pobieżnego dochodzenia, udając przed Dazaiem, iż rzeczywiście zajął się sobą i swoją pielęgnacją po użyciu mocy Arahabakiego.
Westchnął umęczony, chowając i zamykając sprzęt elektroniczny, odkładając komputer na miejsce.
Z popielniczką w jednej dłoni i papierosem w drugiej ruszył w stronę swojej sypialni.
W tej sytuacji pozostało mu jedynie czekać, aby podjąć tę dziwną i niechcianą przez niego grę, którą jak widać, szykował dla niego Dazai.



BSD One-ShotsWhere stories live. Discover now