Uczucie cz.2/2 #22 [Soukoku]

418 34 35
                                    

OBIECAŁAM, ŻE BĘDZIE DRUGA CZĘŚĆ? DOTRZYMUJĘ, WIĘC DANEGO SŁOWA. CO PRAWDA PARĘ RAZY RZYGAŁAM WRĘCZ TĘCZĄ PISZĄC TO. POSTARAM TEŻ SIĘ WZIĄĆ A ONE-SHOTA ZE SZKOLNEGO UNIWERSUM, CO BĘDZIE DLA MNIE CHOLERNYM WYZWANIEM, BO O ILE NAPRAWDĘ LUBIĘ SCHOOL AU, O TYLE NIE JESTEM DOBRA W PISANIU TEGO TYPU RZECZY.

 @DorotaNowicka6  -TEJ MIŁEJ PANIENCE PROSZĘ PODZIĘKOWAĆ, ZA CUKIERKOWOŚĆ TEJ OPOWIEŚCI DZIWNEJ TREŚCI. JESTEŚ NAJLEPSZA, CHOĆ MĘCZYSZ MNIE STRASZNIE, GDY STAWIASZ MI TAKIE WYZWANIA! DOPRAWDY NIE WIEM, JAKIM CUDEM NIE DOSTAŁAM JESZCZE CUKRZYCY, ALE PAMIĘTAJCIE "NIE BĘDZIE DRUGIEJ SZANSY!"
ZAPRASZAM DO CZYTANIA. MOŻE UDA MI SIĘ JESZCZE COŚ WSTAWIĆ W TYM TYGODNI~

Przekroczył próg ich wspólnego mieszkania zlokalizowanego na obrzeżach Yokohamy w spokojnej dzielnicy, kompletnie niepowiązanej ani z Mafią, ani z Agencją.
Normalny dom, dla normalnych ludzi-zresztą takie też było założenie. Wspólnie na spotkaniu Zarządu ustalili, że dla bezpieczeństwa chłopcy zamieszkają razem w miejscu znanym tylko im i osobistością wyżej postawionym w hierarchii Mafii, aby zapewnić Nakaharze pełne bezpieczeństwo i spokój w czasie powrotu do zdrowia.
Po raz pierwszy od odbicia rudzielca z rąk martwego już Dostojewskiego, Dazai zastał go spokojnie popijającego herbatę z książką w ręku na kanapie w salonie.
Uśmiechnął się na widok tak zrelaksowanego mężczyzny. Ostatnie dwa miesiące były ciężkie.
Osamu za każdym razem, gdy wracał z biurowca do domu, był witany przez uzbrojonego po zęby kapelusznika z aktywowaną zdolnością, a gdyby nie daj boże ,wracał z kimś kto, chciał odwiedzić bez zapowiedzi Nakaharę-musiał liczyć się z chwilowym atakiem paniki partnera i zapewnianiem mu, że przecież jest bezpieczny i żadna krzywda mu się nie stanie. Czasami nawet leki uspokajające przepisane rudowłosemu przez psychiatrę nie pomagały i wtedy Dazai był zmuszony wyprosić towarzystwo z mieszkania. Zazwyczaj byli to Tachihara czy Gin z Akutagawą, rzadziej zdarzało się, że Kouyou, a czasem nawet sam Mori z Elise.
Dla niebieskookiego nie miało to żadnego znaczenia, że ich znał, lubił i szanował-po decyzji, jaką na nim wymusili i cierpieniu, jakie świadomie, bądź też nie mu zafundowali, stracił resztki zaufania do każdego z nich i żadne deklaracje, iż żałują i skoczą za nim w ogień, niczego nie zmieniły w nastawieniu rudowłosego. O ironio, jedyną personą, której Nakahara ufał w stu procentach, był jego partner, który przed laty sam go zdradził, opuszczając Portówkę po śmierci Odasaku. Teraz jednak sytuacja się zmieniła. Chuuya wiedział, że szatyn w żadnym stopniu nie mógł posiadać wiedzy odnośnie do planów szefa. Inaczej nie posłałby go przecież na samotną misję. Poza tym manipulator grawitacji wierzył w ich przyjaźń, ale czy aby na pewno tylko przyjaźń?
Ostatnio sam częściej się nad tym zastanawiał. Zachowanie byłego detektywa względem jego osoby uległo diametralnej zmianie. Niby powinno to być oczywiste, że po miesiącach tortur każdy z jego przyjaciół czy też po prostu wtajemniczonych współpracowników obchodzili się z nim jak z jajkiem, to jednak tylko od Dazaia czuł swego rodzaju niewymuszoną litością troskę i ciepło. Rzadziej się spierali. Właściwie młodszy od razu ustępował w momencie, gdy sytuacja się zaogniała. Było to niepodobne do niedoszłego samobójcy. Nakahara zauważył też, że w przeciągu tych dwóch miesięcy ani razu nie usłyszał durnego żartu o podwójnym samobójstwie, jak również nie zarejestrował nowych prób samobójczych przyjaciela.
Z pewnością była to miła odmiana. Tak samo, jak fakt, że szatyn po prostu się nim opiekował z uśmiechem na twarzy i rudzielec czuł, że nie jest to w żaden sposób wymuszone. On się o niego zwyczajnie martwił, a ta myśl napełniała serce Nakahary dziwnym i nieznanym mu dotąd ciepłem.

-Chuu wróciłem!-oznajmił radosnym głosem, podchodząc do swojej sympatii, w międzyczasie odkładając na wieszak płaszcz i zdejmując obuwie-Co czytasz?-spytał, spoglądając chłopakowi przez ramię, próbując skojarzyć w pamięci cytat, który tam zobaczył.
-Nic ciekawego, jakiś kryminał-ziewnął i odłożywszy na stolik do kawy, pusty już kubek po zielonej herbacie i niedoczytaną do końca lekturę, przeciągnął się niczym kocur, aż strzyknęło mu w kościach-W garnku masz przygotowany Ramen, więc jeśli jesteś głodny, odgrzej sobie. A tak poza tym, to jak Ci minął dzień? Coś ciekawego dzieje się ostatnio w Portówce?-mimo traumy, powoli zaczynało mu brakować roboty, nawet tej papierkowej! W domu zaczynał się potwornie nudzić, poza tym, gdyby wrócił już z przymusowego urlopu, mógłby spędzać więcej czasu z Dazaiem, którego najzwyczajniej w świecie mu brakowało. Czuł się samotny w tych czterech ścianach, lecz nadal nie był na tyle pewny siebie, by samemu opuścić bezpieczny kąt. Z tą decyzją wiązała się przecież jego praca-z misjami, w których czasie niejednokrotnie musiałby narażać swoje życie, niekiedy bez wsparcia partnera. W końcu obaj byli wysoko postawionymi członkami Mafii i każdy z nich miał swoje obowiązki, z których musiał się wywiązać-tym bardziej, że przez przymusowe zwolnienie Nakahary, Dazai był zmuszony przejąć część jego zleceń.
-Właściwie to nic ciekawego. Domknęliśmy niedawno sprawę Szczurów, przedtem dokładnie się upewniając, iż żaden z tych gnoi nie będzie Nam już zagrażał-w tym krótkim stwierdzeniu, tak naprawdę pomiędzy wierszami kryło się "Jesteś bezpieczny Chuu, już nic Ci nie zagraża", choć sama wzmianka o znienawidzonej przez drugiego kierownika organizacji, wywołała u niego dreszcze-Dobrze się czujesz, Chuu?-spytał wyraźnie zmartwiony, zerkając na chłopaka, który wyraźnie zbladł.
-Tak, nic mi nie jest gnido. Zrobię nam cóś do picia-wydusił z siebie, podchodząc do zlewu i napełniając czajnik wodą. Przymrużył nieznacznie powieki, nerwowo stukając palcami o drewniany blat. Z zamyślenia wyrwał go odgłos gotującej się wody i niespodziewany uścisk. Dobrze mu znane ramiona owinęły się wokół drobniejszej talii, a ciepły oddech partnera delikatnie łaskotał go, wywołując przyjemne dreszcze.
Wstrzymał oddech, próbując opanować szybsze bicie serca, jednak gesty za strony szatyna, który wzmocnił swój uścisk, wcale mu nie pomagały.
-Dazai-wyszeptał z trudem, przełamując tę nieznośną gulę w gardle. Jego głos był tak cichy, że miał wrażenie, iż były detektyw go nie usłyszał. Cóż niestety albo i stety jego współlokator miał bardzo dobry słuch.
-Tak Chibi?
-Możesz mnie już puścić, wszystko w porządku-w tym momencie rudzielec chyba uznał, że podłoga jest najciekawszą rzeczą we wszechświecie, gdyż z pełną zawziętością świdrował ją wzrokiem.
-A...tak, przepraszam-mruknął zmieszany, po chwili odwracając chłopaka w swoją stronę-Po prostu nie mogłem patrzeć, jak się martwisz. Przynajmniej twoja twarzyczka na nowo nabrała kolorów-zachichotał cicho, dostrzegając rumieniec na twarzy błękitnookiego, który jeszcze mocniej się zaczerwienił.
-Ogółem mam też dobrą wiadomość, Chuu. Mori dał mi kilka dni wolnego, więc co ty na to, aby w międzyczasie wybrać się na wiosenny festiwal z okazji kwitnącej Sakury(wiśni)?-wyraźna nadzieja, nie dała się stłamsić mimo chłodnej odpowiedzi niskiego choleryka.
-Nie Dazai, nigdzie nie idę. Jak chcesz, to idź sam. Z pewnością ktoś od nas też się tam wybiera.
-Ale...-zaczął, jednak kapelusznik przerwał mu, nim dokończył wątek.
-Nigdzie nie idę-początkowa obojętność. ustąpiła miejsca irytacji, ale Osamu jakoś się tym nie przejął. W jego umyśle już dawno zrodził się pewien pomysł i nie zamierzał się teraz poddać pod wpływem humorków jego ukochanego.
-Posłuchaj Nakahara-wymieniony mężczyzna od razu się wzdrygnął. Dazai rzadko kiedy zwracał się do niego po nazwisku. Praktycznie nie miało to miejsca, jednakże jeśli szatyn zwrócił się do niego w ten sposób, to znaczy, że musi mu na tym zależeć. Dlatego Chuuya mimo wyraźnej niechęci, postanowił wysłuchać go do końca-Chcę iść z Tobą na ten festiwal. Nie z innymi, ponieważ nie zależy mi na ich obecności, tylko na Twojej. Oczywiście nie będę Cię do niczego zmuszał, ale nie sądzisz, że moglibyśmy fajnie się bawić, zupełnie jak dwójka zwyczajnych ludzi? Proszę Chuu, to dla mnie ważne. Przyrzekam, że jeśli tylko poczujesz się gorzej, to od razu wrócimy do domu. Proszę Chibi, nie daj się prosić-rudowłosy pod naporem tego pełnego nadziei spojrzenia, po prostu uległ. Oczywiście był też inny powód, a jednym z nich było stwierdzenie, że jest ważny dla niedoszłego samobójcy.
-Niech Ci będzie-westchnął i nim zdążył się obejrzeć, ta żywa replika mumii dusiła go już w swym uścisku, przez co z każdą chwilą musiał walczyć o choćby odrobinę tlenu i dobry stan swoich żeber.
-Jesteś najlepszy!-przyjemne ciepło znów zalało jego serce.

~*~

Kątem oka zerkał co rusz na niższego mężczyznę, sprawdzając, czy nie ma żadnych niepokojących objawów związanych ze stresem pourazowym. Na szczęście nic na to nie wskazywało, a rudzielec nawet sam go zaciągnął do kilku stoisk z przekąskami, maskami czy nawet kapeluszami, gdzie zakupił nowy model podobny do jego ukochanej fedory.
Wręcz zapatrzył się na rudowłosego, jak na najpiękniejszy obrazek, gdy lekki wiatr rozwiał płomienne loczki, a błękitne oczy niesamowicie błyszczały, odbiwszy od tęczówek światło księżyca. Delikatnie rozchylone, malinowe usta jakby błagały o złożenie na nich pocałunku i ten lekki rumieniec na bladych policzkach dodawał chłopakowi niewinności i uroku.
-Oi Dazai, co się tak gapisz?-zagaił, zakładając ręce na biodrach owiniętych w pas obi o delikatnych zdobieniach. Sama tkanina kimona była błękitna z pięknie wyszywanymi kwiatami kamelii japońskiej czerwono-złotymi nitkami. Również ten "obrzydliwy" kapelusz z pewnością nie psuł efektu, a raczej dodawał kreacji swoistego charakteru.
Miał wrażenie pustki. Nie wiedział co odpowiedzieć, aby nie zepsuć chwili i nie zdenerwować kapelusznika, a sam czuł, iż brakuje mu słów do opisania piękna w żywej postaci przed sobą.
-Ja nieee-zaczął się jąkać, na co niebieskooki zrobił zmartwioną minę.
-Wszystko w porządku?-dopiero pytanie z ust egzekutora, jakoś go otrzeźwiło. Wymierzył sobie mentalnego policzka, odzyskując nieco fason.
-Tak sobie pomyślałem, Chuu... zaraz odbędzie się pokaz fajerwerków. Chodźmy go obejrzeć!-to zakrzyknąwszy, chwycił drobniejszą dłoń w czarnej rękawiczce, kierując się ze zdezorientowanym towarzyszem w stronę oddalonego na uboczu pagórka.

~*~

Siedzieli oddaleni od tłumu pod kwiatem wiśni, obserwując pokaz świetlny.
-Piękny widok-westchnął z zachwytem Nakahara, a kilka płatków różowych kwiatów opadło na jego kimono.
-Masz rację-odparł po chwili szatyn, jednak wcale nie obserwował iluminacji świetlnej, a swój mały, osobisty i unikatowy cud. Dopiero po chwili zorientował się, że został przyłapany na bezwstydnym wgapianiu się w partnera.
-Dziwnie się zachowujesz Dazai. Na pewno dobrze się czujesz?-troska pobrzmiewała w głosie drobnego chłopaka. Były detektyw odwrócił w bok skruszone spojrzenie. Cholera...nie chciał martwić swojej sympatii, jednak stres zżerał go od środka. Dopiero po kilku sekundach skarcił się w myślach. Nie mógł teraz stchórzyć. Co najwyżej zostanie odrzucony, ale nie może już dalej trzymać ich w niepewności.
Chwycił delikatnie podbródek rudowłosego, skupiając całą jego uwagę na sobie. Co prawda niezwykle trudno było się nie rozproszyć, patrząc w te hipnotyzujące tęczówki o nietypowym zabarwieniu, ale musiał próbować się skupić.
-Wiesz Chuu... Ostatnio zdałem sobie sprawę z wielu rzeczy. Przez wiele lat byłem głupi, nie umiejąc tego wyrazić, za co bardzo Cię przepraszam, ale nie chcę już dłużej przed tym uciekać. Oczywiście zrozumiem odmowę, ale nie chcę więcej zwlekać...-rozpoczął, nie widząc za bardzo, jak rozpocząć tę rozmowę. W jego głowie jakoś wszystko wydawało się prostsze, a teraz najzwyczajniej w świecie zżerała go niepewność i strach przed popsuciem wieloletniej przyjaźni.
-Osamu-mruknął Chuuya, jednak widząc rozbiegany wzrok młodszego, złapał w swe delikatne dłonie jego rękę, kreśląc kciukiem małe kółeczka na skórze-Osamu spójrz na mnie. Powiedz prosto z mostu, to co Ci leży na sercu, a nie owijasz w bawełnę. Znamy się tyle lat, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Chcę Ci pomóc, bo widzę, że coś Cię trapi.
-To mnie właśnie męczy, że jesteśmy TYLKO przyjaciółmi. Chuuya, ja zakochałem się w Tobie-odparł na jednym wdechu, odwracając zawstydzony wzrok. Czując, jak z nerwów zapewne trzęsą mu się ręce, jednak kontynuował dalej, przy każdym słowie ściszając coraz bardziej łamiący się głos-Wiem, że moje uczucie może być samolubne i możesz go nie odwzajemniać, ale zawsze mi na Tobie zależało, a kiedy w końcu pojąłem, jak niewiele brakowało, abym Cię stracił...przyrzekłem sobie, że zawsze będę Cię chronić, jednakże moje uczucia są silniejsze i nie potrafię dłużej tego ukrywać przed Tobą. Nawet jeśli Ty czujesz inaczej, to nie szkodzi. Pozwól mi po prostu się kochać.
-Och Osamu-westchnął z pewnym rozczuleniem, przenosząc swoje dłonie na policzki wyższego herszta i skierował jego twarz na wprost swojej, wycierając kciukiem kilka pojedynczych łez z zaróżowionych policzków-Zauważyłem to już wcześniej. Co więcej, nawet sam zacząłem to odwzajemniać. Jesteś najbliższą mi osobą. To dzięki Tobie przetrwałem niewolę u Dostojewskiego. Nadzieja, że jeszcze kiedyś Cię ujrzę i usłyszę Twój śmiech, dawała mi siłę. Żaden z Nas nigdy nie umiał mówić o swoich uczuciach, ale tak gnido. Ja też Cię kocham i nie wyobrażam sobie życia bez Ciebie-oznajmił z uśmiechem, czując, jak ciało ukochanego rozluźnia się. Ich twarze dzieliły dosłownie milimetry, by po chwili skrócić ten zbędny dystans i złączyć ich usta w delikatnym, a później namiętnym pocałunku.
Nastał czas, gdzie dwa oddzielne byty skąpane w mroku-odnalazły się, aby na powrót stać się jednością.
W ich życiu nie było już miejsca na tragedie-teraz mieli zacząć nowy rozdział w ICH wspólnym, pełnym nadziei i miłości życiu.

BSD One-ShotsWhere stories live. Discover now