Zależność #40 [Fyozai]

380 18 2
                                    

DOBRA-UDAŁO SIĘ. MIAŁAM CHWILOWY ZASTÓJ WENY, CO DO TEGO SHIPU, ALE JUŻ JEST W MIARĘ OK.

JEŚLI KOMUŚ ZJEBAŁAM PO RAZ KOLEJNY DZIECIŃSTWO-ZALECAM KONSULTACJĘ PSYCHIATRYCZNĄ LUB CHOCIAŻ WIZYTĘ U PSYCHOLOGA. 

MAM PYTANIE...BO NIEDAWNO PYKNĘŁO MI TUTAJ PONAD 2,5K WYŚWIETLEŃ...

JESTEŚCIE NAJLEPSI~

ZASTANAWIAM SIĘ TYLKO, CO BY NAPISAĆ Z TEJ OKAZJI LUB 3K WYŚWIETLEŃ?

DAJCIE MI ZNAĆ, CO BY TO MOGŁO BYĆ.

POZA TYM, ZASTANAWIAM SIĘ JESZCZE CZY MOŻE BY NIE NAPISAĆ JAKIEGOŚ OPOWIADANIA FYOZAI I SOUKOKU W WERSJI BEAST



~Odsiedziałem już swój wyrok i chcę "stąd" wyjść
Z dnia na dzień-blaknę. Ta dusza nie jest wystarczająco żywa
Rozrachunek, Odraza
Opakowany przewrót, pseudoświęte wypaczenie~

Jak zwykle przeszkadza mi w dokonaniu kolejnego aktu samozagłady. To śmieszne, iż ratuje mnie człowiek, który niejednokrotnie sam próbował odesłać mnie do na tamten świat.
Nasza relacja stała się złotą klatką dla nas obojga.
"Przyjemne" uzależnienie. Słodko-kwaśna tajemnica.
Nasze deficyty, wzajemnie Nas uwięziły. Brak miłości, troski, ciepła...zwykłej ludzkiej życzliwości.
Oboje na swój sposób jesteśmy wypaczeni-ale uzupełniamy się idealnie. Teraz jednak jestem nie tylko, ale i w przenośni zamknięty w pomieszczeniu bez klamek. Z kratami w oknach. Zapewne, gdybyś mógł, połamałbyś mi wszystkie kończyny, abym skończył przykuty do łóżka na stałe. Niezdolny do dalszego niszczenia siebie, Ciebie i Nas.
-Och naprawdę...rozumiem, że jesteś miłośnikiem BDSM, ale czemu pasy?-spytałem z przekąsem, z niezadowoleniem odkrywając, że raczej nie uda mi się z nich wydostać. Pozostaje czekać.
-Porzuć ten cynizm. W tej chwili kompletnie Ci nie pasuje, Dazai-obdarzasz mnie litościwym spojrzeniem, siedząc na skraju tego cholernie niewygodnego łóżka, pozostając jednak w pewnej odległości od moich uwięzionych rąk.
-Serio Dostojewski? Masz jakieś pojebane fantazje. Nie pisałem się na to!
-Mam nieco inne zdanie na ten temat. Trzeba było się powstrzymać i hamować te swoje samobójcze popędy-prycham z irytacją na tę uwagę. Mam naprawdę niewymowną chęć, zedrzeć Ci ten wkurwiający uśmieszek z twarzy.
Stop. Dazai, nie daj mu się po raz kolejny sprowokować. To tylko kolejna, głupia gra i on próbuje Cię w nią wciągnąć. Zachowaj spokój.
Wdech i wydech.
Szkoda, że to kurwa nie pomaga, ale skoro tak-zapraszam do środka, demonie. Z przyjemnością udowodnię Ci, kto w tym brudnym świecie, jest prawdziwym diabłem.
-Aleś Ty nudny! Chciałem tylko tworzyć sztukę! Cholernie nie podobała mi się ta tapeta w salonie-z rozbawieniem patrzę, jak teraz to ty, potrzebujesz chwili, aby zebrać myśli. Jestem ciekaw, ile jeszcze masz do mnie cierpliwości?
-Dlatego namalowałeś na niej te obrzydliwe wzorki z własnej krwi?
-Zawsze mógł to być inny płyn fizjologiczny-widzę, jak lekko drga Ci brew i chyba tylko siłą woli, powstrzymujesz się, aby znowu nie wbić mi w tyłek igłę z silnym środkiem uspokajającym. Mimo iż przebudzania po nim nie należą do najprzyjemniejszych, to sam moment letargu, kojarzy mi się z taką małą śmiercią-nawet nie zdajesz sobie sprawy z własnego istnienia.
-Dlaczego Ty to w ogóle robisz, co Osamu? I tak nigdy Ci nie wychodzi-stwierdzasz, próbując mnie sprowokować. Więzy na mych nadgarstkach zaciskają się mocniej, przez gwałtowny ruch i napięcie mięśni.
-Cóż powodów jest sporo. Szkoda by wymieniać. W końcu ostatecznym sensem istnienia jest śmierć. Nie należy się jej obawiać. Może próbuję ją oswoić? A może dawno temu uznałem, iż moje istnienie jest pozbawione sensu?

~Są pęknięcia na drodze, którą podążaliśmy
Tam gdzieś Nasza świątynia upadła, sekrety oszalały
To nic nowego, ale kiedy zgładziliśmy to wszystko
Miłość i Nienawiść była wszystkim co mieliśmy
Kto potrzebuje kolejnego bałaganu? Moglibyśmy zacząć od nowa

Po prostu spójrz mi w oczy i powiedz, że się mylę
Teraz jest tam tylko pustka... jadowita, bezbarwna
Myślę, że skończyliśmy na dziś
Jeszcze do tego wrócimy~

Odnalazłem wśród poduszek, jego lekko pokaleczoną przez pasy bezpieczeństwa dłoń. Niechętnie odwzajemnił uścisk, z premedytacją wbijając mi paznokcie w naskórek.
Leżeliśmy nadzy, spełnieni i "brudni". Skąpani w mroku nocy, mając tylko siebie nawzajem. Lecz gdzie można dojść, mając "ślepca" za przewodnika?
Spojrzał na mnie nadąsany. Był jak duże, rozpieszczone dziecko-tylko bardziej niebezpieczne zarówno dla siebie, jak i otoczenia. Iście wybuchowa i zabójcza mieszanka.
Byłbym skłonny rozczulić się na ten widok, gdyby nie ten irytujący głos. Naprawdę muszę go kiedyś zakneblować.
-Nie rozumiem... Powiedz mi, co jest z Tobą nie tak, Dostojewski? Najpierw ubezwłasnowolnienie, a później miłe chwile w łóżku? Słodkie, zakłamane słówka? Jeśli to był Twój sposób na podryw, to nie dziwię się, że byłem Twoim pierwszym...-na chwilę milknie, kiedy owiewam ciepłym oddechem jego skórę by... zębami po raz kolejny tej nocy wbić się w jego obojczyk-Auć! Pojebało Cię?!-próbuje się wyrwać, jednak doskonale wiem, iż to tylko gra.
Ech...dlaczego jesteśmy tak przewidywalni dla siebie?
-Och przestań. Sam cierpisz na większość możliwych odmian parafilii, wyszczególniając w tym autossassinofilię i sadomasochizm, więc nie wiem, o czym Ty do mnie mówisz?-wyrzuciwszy z siebie te ociekające ironią słowa, ponownie rozpoczynam swoją wędrówkę po zmaltretowanej skórze swojego kochanka.
-Brawo! Wyczytałeś to w spisie wszelkich zaburzeń psychicznych, czy słowniku rosyjsko-japońskim?-w odpowiedzi przewróciłem tylko oczami. Po pomieszczeniu rozległ się chichot mężczyzny.
-Oi Dazai...kiedy w końcu dorośniesz?
-Po co? Doskonale wiem, że to Cię pociąga. Gorączkowo ratujesz mnie z objęć śmierci. Nie z miłości, czy ciekawości, a ze strachu. Biedny szczurek... Boi się być sam ze swoimi słabościami na tym nudnym świecie-niekomfortową ciszę, przerwało przeciągłe westchnienie, gdy mocniej oznaczyłem jego szyję. Przywarł do mnie całym swym grzesznym ciałem. Niemo błagając o więcej. Odwrócił wzrok, przymykając powieki-Ale to dobrze, bo ja też czułbym się samotny. W końcu idealnie się uzupełniamy, czyż nie?-westchnął, chowając głowę w zagłębienie mego ramienia, zaplatając dłonie na mym karku, Próbując przyciągnąć mnie do kolejnego, brutalnego pocałunku. Ciaśniej zaplatając nogami w pasie, pozbywając się zbędnej przestrzeni między nami-No zrób żeś coś wreszcie!
-Ojej. Kocur jakiś niecierpliwy. Chce brać, nie dając nic w zamian-zaśmiałem się. Przez chwilę trwaliśmy w bezruchu. Nie trwało to jednak długo. Ten na nowo zaczął się o mnie ocierać, wzdychając cicho.
-Przestań się drażnić. Skoro masz tyle energii, wykorzystaj ją we właściwy sposób-wymruczał. Nie musiał mnie dwa razy prosić. Wręcz z nieadekwatną pasją na nowo zająłem się jego ciałem i duszą.

BSD One-ShotsWhere stories live. Discover now