Addicted #32 [Soukoku]

392 29 8
                                    

MACIE COŚ SŁODKIEGO DO PORZYGU. NASTĘPNYM RAZEM, JEDNAK ZAPLANUJĘ COŚ CO BĘDZIE JEDYNIE TOKSYCZNE I NIE WAŻNE, CO TO BĘDZIE ZA SHIP. TEŻ WZIĘŁAM SIĘ ZA PISANIE TEGO ZAPCHLONEGO ROZDZIAŁU W SWOJEJ DRUGIEJ KSIĄŻCE O SOUKOKU. 

BOŻE, AŻ MI NIEDOBRZE, GDY  ZROBIŁAM KOREKTĘ TEGO-CHOĆ PEWNIE NIE UDOLNĄ. MIAŁO TO BYĆ TYLKO PRZEDSTAWIENIE TOKSYCZNEJ RELACJI, ALE JAK WIDAĆ NIE WYSZŁO

NO CÓŻ... DOBRANOC/MIŁEGO DNIA. ZALEŻY KIEDY BĘDZIE, KTOŚ TO CHCIAŁ PRZECZYTAĆ 

BYE~


~Czuję, jakbyś był narkotykiem

Jest tak, jakbyś był demonem, któremu nie potrafię się oprzeć
Jest tak, jakbym utknął w tym gównie na własne życzenie
Mimo iż cały czas próbuję uciekać od Ciebie, Ty i tak mnie znajdujesz~


Stali naprzeciwko siebie, rzucając rywalowi nieme wyzwanie. Żadne z nich nie zamierzało odpuścić, tym bardziej, iż sprawy przybrały taki, a nie inny obrót.
Byli na siebie skazani i obaj doskonale zdawali sobie z tego sprawę. I o ile Dazai zdążył już przywyknąć do tej myśli dawno temu i nie przeszkadzał mu obecny układ panujący między nim a rudzielcem-to Nakahara nie chciał zaakceptować swego losu.
Pluł sobie w twarz, że też zakochał się w tym wariacie, który czerpał niewymowną przyjemność z zabawy uczuciami kapelusznika, powoli i cyklicznie uzależniając go od siebie.
Niestety albo i stety Osamu zapomniał, iż uzależnienie działa w dwie strony. Narkotyk potrzebuje swojego narkomana, aby miał po co istnieć.

~Wiem, że pozwoliłem Ci przejąć całą władzę.
To tak, jakby jedynym towarzystwem jakiego szukam, było cierpienie, związane z Tobą
To tak, jakbyś był pijawką, która wysysa ze mnie życie.
Powoli czuję, jakbym tracił oddech.
Racjonalne myślenie uciekło gdzieś w dal, tak jak Ty opuściłeś mnie.
Jestem jak narkoman na głodzie.
Jesteś Moim jedynym przekleństwem i również lekarstwem.
Umieram wewnętrznie, gdy brak mi Ciebie~


Mimo tylu lat rozłąki dalej nie uporał się z poczuciem straty, ale też nie był w stanie wyzbyć się miłości do tego zdrajcy.
Tu nie chodziło o Mafię. Tu chodziło o niego-o to, jak dzień wcześniej gorąco wyznawali sobie uczucia, zarzekając się, iż tylko śmierć będzie w stanie ich rozdzielić. W końcu tworzyli niepokonany duet. Razem stanowili jedność, lecz ten porzucił go w najbardziej perfidny sposób.
Wszystkie pozytywne uczucia względem szatyna powinny zniknąć, wraz z jego odejściem, a jednak tak się nie stało.
Nie umiał go znienawidzić. Oczywiście-czuł żal, smutek, złość, ale nie potrafił przestać go kochać.
Zapewne, gdyby ten tylko go przeprosił i wytłumaczył się, to wcześniej uderzywszy go w twarz, zamknąłby go w szczelnym uścisku, jakby nie chcąc pozwolić mu już nigdy na ucieczkę.
Natomiast sprawy miały się nieco inaczej, niż wyobrażał to sobie Nakahara, jednak czuł, iż to nie on powinien pierwszy zainicjować tę nieuniknioną rozmowę.
Mimo wszystko bał się jak diabli. Bał się, że Osamu znalazł już sobie kogoś innego, w końcu mimo wkurzającego usposobienia, zawsze miał powodzenie u obu płci.
Na tę myśl zachciało mu się płakać i pozwolił nawet jednej samotnej łzie, spłynąć po rumianym policzku.
Nie zorientował się, kiedy detektyw podszedł do niego i zabrał mu jego ukochaną fedorę, nakładając ją na siebie.
-I jak wyglądam ślimolu? Na pewno lepiej od Ciebie, chociaż ten kapelusz tak jak był, tak i jest obrzydliwy-uśmiechnął się głupio, by po chwili ująć podbródek herszta i zmusić go do spojrzenia na siebie, mimo iż ten usilnie próbował odwrócić wzrok w inną stronę, byle by nie patrzeć w te hipnotyzujące, czekoladowe tęczówki.
-Nie płacz Chuu, nie warto-mruknął, wlepiając w drobnego kapelusznika zmartwione spojrzenie.
-Spierdalaj i mów, czego chciałeś, zanim Cię zabiję śmieciu-warknął, próbując odepchnąć natarczywą dłoń detektywa, który jednak zdążył przewidzieć, taki obrót spraw i pochwycił drobny nadgarstek w żelaznym uścisku, by po chwili pchnąć niebieskookiego na pobliską ścianę starego magazynu w porcie, gdzie mogli spokojnie zamienić kilka słów bez niepotrzebnych im teraz słuchaczy.
Chuuya jęknął cicho z bólu, natrafiając plecami na chłodną powierzchnię, a jego oba nadgarstki zostały zakleszczone w silnym uścisku nad jego głową.
Przełknął nerwowo ślinę, czując, iż jest stanowczo za blisko byłego partnera, jednocześnie nie mogąc użyć Zdolności przez to z kim miał do czynienia.

~To tak, jakbym nie mógł oddychać
To tak, jakbym nie był w stanie ujrzeć niczego
Niczego innego prócz ciebie

Jestem od ciebie uzależniony
Nie mogę przestać o Tobie myśleć
Zajmujesz mój każdy, nawet najbardziej intymny kawałek
Przez, co nie mogę przestać o Tobie myśleć

Czuję się już zagubiony w tym wszystkim,
Pozwalam ponownie wplątać się w tę Twoją grę
Tylko po to, abyś uwzględnił mnie w swoich planach
Abym znów mógł stać się częścią Ciebie

Jesteś jak cień, który mnie dręczy
Zostaw mnie do cholery w spokoju!
I wiem, że te głosy w mojej głowie, to tylko moje głosy.
I wiem, że nigdy się nie poprawisz,
Nawet jeśli teraz z tobą nie zerwę~


Zamarł, czując, jak ich twarze dzielą dosłownie centymetry, a i ten dystans stopniowo się pomniejszał. Stykali się niemal nosami.
Nie był w stanie uciec od tego toksycznego i zarazem uzależniającego dotyku.
Bez zbędnych słów ich wargi zetknęły się ze sobą, pokonując te ostatnie milimetry.
Z początku niepewne muśnięcie, zmieniło się w namiętny taniec ich języków, gdy obaj walczyli w tym prostym geście o dominację.
Uścisk na rękach stracił na sile, co starszy z mężczyzn od razu wykorzystał, przyciągając bliżej Dazaia za kołnierz jego koszuli, w desperacji przedłużając pieszczotę.
Oderwali się od siebie, gdy obu zabrakło już tlenu w płucach, zaś egzekutor w porę przytomniejąc, odepchnął od siebie dawnego kochanka.
-Jeśli zamierzasz znów mnie wykorzystać, tylko po to, aby zaspokoić swoją żądzę i zniknąć, to wiedz, iż nie pozwolę Ci na to-wycedził przez zaciśnięte zęby, choć jego głos z każdym wypowiedzianym słowem załamywał się coraz bardziej.
-Nie zamierzam tego zrobić. Już nigdy więcej, partnerze-przypieczętował swe słowa, zamykając drobne ciałko w żelaznym uścisku, kładąc głowę w zagłębieniu szyi rudzielca.
Ten natomiast drżącymi z nadmiaru emocji rękami, odwzajemnił delikatnie uścisk, nie będąc jednak pewnym swojej decyzji.
-Nie wierzę w ani jedno Twoje słowo, draniu-wychrypiał, dalej się trzęsąc.
-To wiedz, iż tym razem udowodnię Ci prawdziwość swych słów, ukochany~

BSD One-ShotsWhere stories live. Discover now