Ars bene mordiendi #09 [soukoku]

737 49 4
                                    

ARS BENE MORIENDI-CO TO ZNACZY ? TO SZTUKA PIĘKNEGO UMIERANIA. CO TO OZNACZA ?CZYM JEST PIĘKNA ŚMIERĆ? CZY PIĘKNO MOŻE BYĆ UKRYTE NAWET W CIERPIENIU I STRACIE?

~*~

Czas leci nie ubłagalnie dla każdego z Nas...

~Lecz ten cholerny samobójca, mimo iż nie docenia życia, wcale nie umiera...-westchnął w myślach. Ile są już razem ? Tak długo, a zarazem zbyt krótko.

Rozległo się pukanie i skrzypnięcie zawiasów drzwi, w których pojawił się ON, Dazai Osamu-najbardziej irytująca jednostka we wszechświecie, którą Nakahara mimo wszystko naprawdę pokochał.

-Może jakieś powitanie ?-po pomieszczeniu rozległ się dźwięczny, perlisty śmiech, a ich spojrzenia skrzyżowały się. Rudzielec uśmiechnął się smutno w jego stronę, co nie umknęło uwadze szatyna.

-Cześć-odpowiedział leniwie. Brązowooki westchnął cichutko i musnął ciepłymi wargami policzek chłopaka, który mimowolnie zarumienił się.

-Słodko wyglądasz, gdy jesteś zakłopotany-szepnął lubieżnie, przygryzając lekko ucho mafiozy, jednakże ten nie zareagował. Nic. Zupełnie jakby był w innym wymiarze...

-Gnido, który dzisiaj jest ?-spytał ni z tego ni z owego, nerwowo zerkając na partnera.

-Czy wyglądam jak chodzący kalendarz ?-odpowiedział z nutą ironii w głosie i przewrócił oczyma. Po ciężkim dniu w mafii liczył na coś innego ze strony ukochanego...

-Osamu proszę-błagalny ton i użycie przez niebieskookiego jego imienia, przekonał go do odpowiedzi.

-Dwudziesty piąty sierpnia, rok 2025-westchnął z niezadowoleniem.

-Emm... dziękuję-odpowiedział. Niepokoiło go dziwne zachowanie ukochanego. Zawsze czytał z niego, jak z otwartej księgi. Teraz był dziwnie przygnębiony, spokojny, taki potulny-jak nie on. Czyżby coś ukrywał przed nim ?

-Nie jesteś dziś skory do rozmów, jak widać, ale ja znam sposób na poprawienie twojego samopoczucia-oznajmił, pochylając się nad niższym.

Chuuya stał między młotem a kowadłem. Nie chciał rozczarować kochanka i dać mu to czego oczekuje, jednocześnie samemu czerpiąc z tego wiele przyjemności, ale było to przeklęte "ale"-bowiem nie przyznał się mu do swojej choroby. Wiedział o wadzie serca, bo miał ją od urodzenia. Niestety w ostatnim czasie jego stan bardzo się pogorszył i jakiekolwiek większe obciążenie dla pompującego krew narządu, mogło go pozbawić życia, szybciej niż użycie Spaczenia.

~Co zrobić?~rozmyślał nerwowo się uśmiechając. Dazai nie czekał długo na zaproszenie i złączył ich usta w pocałunku. Szybko podjął decyzje-chce to zrobić ten ostatni raz. Chce uszczęśliwić po raz ostatni tego cholernego drania...

Odwzajemnił gest, pogłębiając tym samym pocałunek, zakładając mu ręce na kark. Nie musiał długo czekać, kiedy szatyn wziął ukochanego na ręce i zaniósł do ich sypialni niczym księżniczkę.

Gdy zaleźli się już w pomieszczeniu, delikatnie położył go na łóżku. Jego ukochany maluszek wyglądał tak niewinnie i zachęcająco. Nie mógł się już do czekać, jednak doskonale wiedział, iż tym trzeba się delektować.

Nachylił się nad kapelusznikiem, którego delikatny błysk w oku dawał wyraźnie do zrozumienia, że też tego chce. Przyciągnął wyższego za koszulę, co od razu zostało potraktowane, jako przyzwolenie na dalszą "zabawę".

Muskał ustami delikatną skórę szyi, zostawiając w niektórych miejscach wyraźniejsze ślady. Cichutkie westchnięcia ze strony chłopaka zachęcały do czegoś więcej. Lekko rozpięta koszula sama prosiła się o zdjęcie i ukazania torsu niskiego choleryka.

Błękitnooki nie pozostawał dłużny i również zaczął pozbawiać kochanka górnej części garderoby. Drugą ręką, Dazai rozpiął pasek od spodni Nakahary i wsuwając chłodną dłoń pod bokserki ukochanego.

Smukłymi palcami natrafił na wejście rudowłosego, a po pomieszczeniu rozległ się jęk pierwszy, głośniejszy jęk rozkoszy. Niestety starszy z mężczyzn zdawał sobie sprawę z nadchodzących konsekwencji swoich czynów. Czuł jak przez tak bliski, zarezerwowany tylko dla tego jedynego kontakt, jego serce wali mocniej.

Bum, bum

Było teraz jak bomba, która tylko czekała detonację, ale pomimo bólu nie zamierzał przerywać tego. Teraz ramach podziękowania za odczuwaną rozkosz, gdy wyćwiczone palce natrafiły na prostatę, wpił się w usta właściciela tych pięknych czekoladowych oczu.

-Proszę~! Nie wytrzymam dłużej, zróbmy to~!-wyszeptał, odrywając się od jego ust, chcąc nieco przyśpieszyć stosunek.

-Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem-odpowiedział, rozpinając rozporek. Och jutro będzie się z nim drażnił, "wypominając" mu tę niecierpliwość.

Leżał przed nim nagi i z lekka zawstydzony, ale pewny swojej decyzji.

Nim zdążył zareagować, to poczuł w sobie męskość kochanka. Zastygli przez chwilę w przyjemnym bezruchu. Z początku jego ruchy były wolne i spokojne, jednakże wraz z cichymi westchnieniami i jękami przyspieszyli.

Przytrzymywał chłopaka za biodra, aby nie spadł z łóżka. Chuuya czuł, że nie wytrzyma z odczuwanej przyjemności, zaś Dazai widząc rozkosz na twarzy kochanka, dawał z siebie coraz więcej.

Był w nim cały. Obydwoje doszli i opadli na łoże. Starszy oparł głowę na torsie mężczyzny, przymykając powieki, w obawie przed niechcianymi łzamo.

Bum, Bum, Bum...

Jego oddech stawał się płytki. Dochodziła północ.

~Już czas. To koniec~pomyślał zerkając na śpiącą twarz od nie dawna byłego detektywa.

-Dziękuję Ci i proszę, kochaj mnie już zawsze-wyszeptał splatając ich palce.

Bum... Buuum. Buuuu...m.

Ostatni oddech. Zasnął-na zawsze pogrążony we śnie. Czuł się spełniony przed śmiercią.

~*~

Ten poranek był deszczowy i niezwykle przygnębiający dla Osamu. Czuł jak pęka mu serce.

-Dlaczego mi nie powiedziałeś?!-wykrzyknął z rozpaczą do martwego ciała rudzielca i złożył na jego chłodnych ustach ostatni pocałunek.

-Moje serce będzie bić tylko dla Ciebie-wychrypiał. Miał marzenie... i Bogowie chyba wysłuchali tej niezwykle pięknej prośby. Uczynili, że już zawsze byli razem... jako gwiazdy na niebie.

BSD One-ShotsWhere stories live. Discover now