Letnie wieczory #10 [Soukoku]

597 50 9
                                    

MACIE TAK Z OKAZJI URODZIN TEGO DUPKA W BANDAŻACH. 
DAZAI Z PEWNOŚCIĄ WSZYSCY CI ŻYCZYMY, ABYŚ JEDNAK ZNALAZŁ SWÓJ SENS ŻYCIA (YHYM, OCZYWIŚCIE JEST NIM CHUUYA, NIEPRAWDAŻ?) I ZAPRZESTAŁ SWOICH PRÓB SAMOBÓJCZYCH. TEŻ MIMO LAT, NIE PRZESTAWAJ BYĆ CZASEM TYM UROCZYM ZDZIECINNIAŁYM IDIOTĄ, KTÓRYM JESTEŚ, BO ZA TO CIĘ KOCHAMY, ALE TEŻ I ZA TWOJĄ SOCJOPATYCZNĄ ODSŁONĘ <3

MIEJMY TEŻ NADZIEJĘ, ŻE UDA CI SIĘ PRZEKONAĆ CHUU DO ZAŁOŻENIA SUKIENKI!

Lato-to chyba ulubiona pora roku każdego ucznia, studenta, ale też dorosłych, pracujących ludzi, emerytów czy zatroskanych rodziców. Właściwie jest to czas odpoczynku od codziennych obowiązków dla każdego z nas, co powoduje, że sympatia dla tego okresu wzrasta. No prawie u każdego. Niektórzy, tak jak pewien niski awanturnik nie znosi wręcz tej sielankowej atmosfery, wysokich temperatur, dłuższych dni i krótszych nocy-szczególnie, gdy zdajesz sobie sprawę, że półświatek nie zna takiego słowa jak "urlop", dlatego rudowłosy całym sercem nie znosił tej pory roku. Co więcej-nienawidził jej jeszcze bardziej od momentu, gdy za towarzyszy niedoli robiły mu stosy teczek z raportami i irytujący partner, który nie wiadomo skąd i kiedy zjawił się w ich mieszkaniu.

Bo tak się składa moi mili, że ta uwielbiana przez wszystkich dwójka, od jakiegoś czasu była w formalnym związku. I teraz pewnie czekacie, aż ktoś wyskoczy zza rogu z cisnącym się na usta okrzykiem "It's a prank, bro!", a z pewnością najmocniej liczył na to Nakahara, ale jak już wszystkie duże dzieci widzą-marzenia się nie spełniają, tak więc nasz kochany mafioso, nie ma nawet co liczyć, na taki obrót spraw.

-Ej Chuu, dużo Ci jeszcze zostało?-zapytał na wstępie szatyn, opierając się podbródkiem o głowę niższego mężczyzny, zaś jego dłonie spoczęły na spiętych barkach herszta, który nawet nie silił się na krótki komentarz, tej jakże idiotycznej wypowiedzi.

-Nee, nie ignoruj mnie!

-Zamknij się, nie widzisz tego cholernego stosu przede mną, ty detektywistyczna szumowino?-warknął już wyraźnie zirytowany. Naprawdę nie spotkał bardziej wkurwiającej osoby w całym swoim życiu niż Osamu. Według rudzielca ta jednostka powstała wyłącznie po to, aby irytować wszystkich w swoim otoczeniu, marnować zwoje bandaży, które z pewnością mogłyby się bardziej komuś przysłużyć i zużywać drogocenne powietrze. Innymi słowem, cała jego osoba powstała, żeby wkurwiać, a w szczególności wybrała sobie za cel Nakaharę, który teraz całym swoim jestestwem powstrzymywał się przed rzuceniem na szatyna, nie ulegając tym samym zamierzonej prowokacji. Z pewnością drugi mężczyzna tylko na to czekał. W końcu osiągnąłby sukces, odciągając kapelusznika od pracy.

-Boże, jak ty mnie ranisz!

-Bogów może w to nie mieszajmy i tak zapewne już wystarczająco ich ranisz swoją twarzą-aż na usta sama cisnęła się ta jakże sympatyczna uwaga-I jak widzisz, w przeciwieństwie do Ciebie leniwcu, zawsze wykonuję swoje obowiązki na czas-dodał już spokojniej, czując jak poprzez czuły dotyk ukochanego, jego napięte mięśnie ramion, delikatnie się rozluźniają. Bo prawda była taka-mimo iż żyli jak pies z kotem, to byli nie tylko od siebie zależni, ale też idealnie uzupełniali się i razem stanowili swoistą, wręcz perfekcyjną jedność.

-Twoje poczucie humoru, jest takie jak ty Chuu. Niewielkie-odpowiedział na tę specyficzną czułość, wykrzywiając usta w złośliwym grymasie, którego niebieskooki tak bardzo nienawidził.

-Jeśli próbujesz mnie sprowokować, to wiedz, że Ci się to nie uda. Z tego, co pamiętam, już w podstawówce uczy się dzieci, aby nie rozpraszały się na lekcji przez brzęczenie muchy, więc wiedz, iż tutaj mamy bardzo podobną sytuację. Już zdążyłem przywyknąć do twojego pierdolenia-skontrował, przeglądając dalej teczki. Być może nawet by się przejął, błądzącymi po jego plecach chłodnymi dłońmi, ale przez znużenie papierkową robotą i panującym mimo klimatyzacji skwar, niezbyt miał na to siłę. Dodatkowym czynnikiem, dla którego nie przerwał tego kontaktu, był chłód bijący od drugiego ciała, co z pewnością ratowało go przed dotkliwym pobiciem.
Z zawziętością wpatrywał się dalej w literki, próbując ignorować obecność szkodnika, którego nie wiadomo czemu nazywał swoim chłopakiem. Natomiast Dazai nie lubiąc być ignorowanym, postanowił zabrać mu te przeklęte raporty i rzucić nimi przez długość całego gabinetu.

-Pojebało Cię?!-wrzasnął mu do ucha rudowłosy, momentalnie wstając i odpychając wyższego chłopaka od siebie-Teraz kurwa będę nad tym siedział jeszcze dłużej, a Ty razem ze mną!

-Mam lepszy pomysł. Zamiast siedzieć i tępo wpatrywać się w tę durną makulaturę, pójdziemy razem do portu, a później na plażę. No dalej Chuuya, nie daj się prosić!-zaczął, jednak widząc, że jego chłopak przymierza się do ataku, kontynuował z minką zbitego szczeniaczka-Proszę kochanie. Obiecuję, że później pomogę Ci z raportami.

Przez chwilę zapadła cisza, w której czasie egzekutor rozważał wszystkie za i przeciw. Odetchnął głęboko, zakładając ręce na wysokości klatki piersiowej.

-Niech Ci będzie, ale uzupełnisz te wszystkie papiery za mnie.

~*~

-Wiesz co, gnido? Kiedy zgadzałem się na to wyjście, nic nie wspominałeś, że odbędzie się tutaj jakiś pieprzony zlot Agencji i Mafii-prychnął, patrząc wyraźnie poirytowanym spojrzeniem to na Dazaia, to na resztę grupy.

-No kto by się spodziewał, że ich tutaj spotkamy?-oczywiście musiał palić głupa, jednocześnie uśmiechając się w ten durny sposób, aż do momentu spotkania trzeciego stopnia jego policzka z pięścią.

-Naprawdę Cię kiedyś zabiję-wysyczał przez zęby, jednak teraz on nie dał rady uchylić się  przed dłonią Ozaki.

-Ładnie to się tak odzywać, Chuu?-spytała rudowłosa groźnym tonem, by po chwili przyciągnąć byłego wychowanka do siebie.

-Ane-san on zasłużył! Przez niego nie mogłem dokończyć swojej roboty!-lamentował, zaś miniona kobieta tylko uśmiechnęła się pod nosem.

-Sama go o to poprosiłam. Zawsze tak ciężko pracujesz, więc wraz z Morim uznaliśmy, iż powinieneś trochę odpocząć, plus był to świetny pretekst do zorganizowania integracyjnego ogniska dla wszystkich, tym bardziej że od niedawna Agencja i Mafia współpracują ze sobą-wyjaśniła, wskazując gestem dłoni na Akutagawę i Atsushiego-Poza tym nie jesteście jedyną tutaj parą, więc ciągły stan konfliktu nie tylko Wam utrudnia życie-dodała, puszczając oczko do zaczerwienionego ze wstydu rudzielca.

-No właśnie, może kiedyś powinniśmy iść na podwójną randkę?-widać było, że Dazaiowi chyba wybitnie śpieszyło się na oddział ratunkowy w najlepszym wypadku. W najgorszym mógł już spisywać testament.

-Z pewnością wszyscy o tym marzymy-ironia była nad wyraz wyczuwalna, ale szatyna jakoś nie specjalnie, to zrażało do dalszych gierek. Poza tym on uwielbiał irytować te rude, niskie stworzonko, tylko po to, aby móc go później przytulić, bądź pocałować. Zazwyczaj, jeśli dobrze to rozegrał, to rudzielec stawał się bardziej potulny i skory do współpracy w tej sprawie.

~*~

Po jakimś czasie, gdy sytuacja stawała się niebezpieczna, bo ich towarzysze stanowczo przesadzili z procentami, Osamu odciągnął herszta na bok, spotykając się z lekkim oburzeniem starszego mężczyzny. Ten jednak nie oponował i z cichym westchnięciem, odstawił naczynie z jego ulubionym, wytrawnym trunkiem, na niedaleko postawiony obok ogniska stolik, po czym pozwolił chwycić się za dłoń.

Przez chwilę spacerowali w ciszy, rozkoszując się chłodną bryzą i odgłosem uderzenia fal. Kapelusznik zdawał się już nawet rozluźniony. Przymknął nieznacznie powieki i przystanął na moment, zerkając tęskno za zachodzącym słońcem.
Zdziwiony tym nietypowym jak na drobnego choleryka zachowaniem, przyglądał mu się przez moment, by zapytać zmartwiony.

-Coś się stało, maluszku ?

-Co ? Nie nic, po prostu...-zwrócił swe lazurowe oczy na detektywa, który zdawał się wręcz topić w tych piękniejszych od oceanu tęczówkach-Dziękuję, Osamu-o ile to było możliwe, uśmiech na twarzy brązowookiego poszerzył się, jednakowoż ten był zupełnie szczery.

-Nie ma za co, Chuu-momentalnie, jego dobry humor stał się jeszcze lepszy, gdy poczuł na swych ustach, dotyk warg ukochanego.

BSD One-ShotsWhere stories live. Discover now