Osiemdziesiąt sześć

60 5 0
                                    

Renesmee

Hoppla! Dieses Bild entspricht nicht unseren inhaltlichen Richtlinien. Um mit dem Veröffentlichen fortfahren zu können, entferne es bitte oder lade ein anderes Bild hoch.

Renesmee

Wieczór nadchodził powoli, jak zawsze w okresie lata. Dni wydłużały się coraz bardziej, kosztem nocy, co może byłoby przyjemne, gdyby na co dzień nie było aż tak gorąco. Co prawda odkąd mieszkałam w Mieście Nocy, przeżyłam już kilka upalnych miesięcy, ale nigdy nie doświadczyłam czegoś podobnego i teraz momentami tęskniłam za wiecznie deszczowym Forks; co prawda nigdy nie przepadałam za wilgocią, ale to na pewno było lepsze od z góry skazanych na niepowodzenie prób szukania chociaż skrawka cienia.

Przemykałam ulicami, podobnie jak i inni mieszkańcy, oczywiście pod warunkiem, że byli na tyle zdesperowani, żeby z przemieszczaniem się czekać do wieczora. Upały skutecznie wykurzyły tych, którzy byli wrażliwi na temperaturę i w efekcie nawet centrum miasta było opustoszałe. Wrażenie było takie, jakby tegoroczne lato zamierzało pobić jakiś szczególny rekord i dopiero zaczynało się rozkręcać. Powietrze było ciężkie i chociaż spacer kosztował mnie jakieś półgodziny, to wystarczyło, żebym się zgrzała i miała problemy ze złapaniem oddechu. Co prawda przez wzgląd na zachód słońca i tak było lepiej, ale jakoś nie zapowiadało się na szczególną ulgę od gorąca, przynajmniej w najbliższym czasie.

Szlag, co się działo z tą pogodą? Powoli zaczynałam zapominać, jak wygląda deszcz i nawet widok przelewanej przez fontannę w środku miasta wody, nie przyniósł mi jakiegoś szczególnego ukojenia. Nie zatrzymałam się nawet na chwilę, żeby się przyjrzeć, zbyt skoncentrowana na miejscu, gdzie – mimo wszystko – chciałam się teraz znaleźć.

To się chyba nazywa ironia losu, stwierdziłam z przekąsem, kiedy znalazłam się w zacienionym przedsionku szpitala. Zabawne, bo jeszcze kilka lat wcześniej, nic nie zmusiłoby mnie do dobrowolnego przekroczenia progu tego miejsca, ale w ostatnim czasie zmieniło się dość. To zresztą nie był typowy szpital, więc nie musiałam obawiać się, że przypadkiem ktoś zorientuje się, że coś jest ze mną nie tak. Nie żeby świadomość obecności wampirów czy innych nadnaturalnych stworzeń była kojąca, ale czułam się zdecydowanie pewniej, niż kiedy ostatnim razem byłam w konkretnym celu w zwykłym szpitalu. Tak swoją drogą, dla chociażby skrawka cienia byłabym w stanie zrobić naprawdę wiele, więc moja paranoja nie miała w tym momencie jakiejś szczególnej racji bytu.

– Cześć, Blear – rzuciłam pogodnym tonem, dostrzegłszy wymęczoną, ale jak zwykle prezentującą się dobrze recepcjonistkę.

Blear uniosła głowę, odrywając się od jakże fascynującego zajęcia, jakim było układanie zaostrzonych ołówków w równym rządku. Nie była pedantyczna, ale upał działały na wszystkich, więc nie dziwiło mnie specjalnie, że jedynie stwarzała pozory tego, że jest zajęta. Ciemne, sięgające ramion włosy, kleiły się jej do czoła i policzków, więc odgarnęła je niedbałym ruchem. Usta wygięły się w szczery, chociaż nieco wymuszony uśmiech, który postarałam się odwzajemnić. Blear była w porządku, choć wiedziałam, że potrafiła być złośliwa – jako człowiek w miejscu, gdzie regularnie pojawiały się wampiry, musiał być twarda.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 1/2)Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt