Pięćdziesiąt sześć

26 7 0
                                    

Layla

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Layla

Layla z jękiem wyrwała się z objęć Carlisle'a, zrywając się na równe nogi. Jej włosy zafalowały, w pierwszym odruchu opadając na twarz i utrudniając widoczność. Błyskawicznie odrzuciła je na plecy, chociaż nawet bez tego była aż nadto świadoma obecności stojącej przed nią postaci.

Poczuła, że zaczyna jej wirować w głowie. Przed oczami tańczyły jej czarne plamy, a żołądek buntował się, grożąc zwróceniem całej zawartości, jakby jej organizm nie potrafił spożytkować krwi, którą chwilę wcześniej wypiła. Za wszelką cenę starała się nie myśleć o tym, że to krew Dylana – że go zabiła – ale dopiero w momencie, kiedy popatrzyła przed siebie, w pełni skoncentrowała się na czymś innym prócz mordu, którego dokonała.

Bo przed nią stał Marco.

– Na litość bogini... – wyrwało jej się. Chciało jej się krzyczeć, ale nawet do tego nie była zdolna, zbyt oszołomiona, żeby zdobyć się na jakąkolwiek sensowną reakcję.

Otępienie ustąpiło miejscu niedowierzania, a potem palącej złości, kiedy dostrzegła stojącego przed nią wampira. Marco opierał się o ścianę korytarza, spoglądając na nią w niemal łagodny sposób, chociaż w jego oczach dostrzegła zwyczajowe, złośliwe błyski. Ubranie miał w strzępach, a na jego skórze dostrzegła krew, ale była pewna, że osoka nie mogła należeć do niego, skoro był martwy – tak jak na wampira przystało.

Kiedy zamilkła, zrobił krok w jej stronę, ale nie pozwoliła mu podejść. Machinalnie cofnęła się o krok, odsuwając do tyłu, mimo szalejących za jej plecami płomieni. Pomyślała, że teraz mogłaby bez większego wysiłku kazać płomieniom odejść, ale nie potrafiła się skoncentrować. Była w stanie co najwyżej w milczeniu wpatrywać się w stojącego przed nią wampira, walcząc z idiotycznym pragnieniem, żeby podejść i sprawdzić, czy jest prawdziwy, czy może jednak postradała zmysły.

– Laylo, powiesz coś w końcu? – odezwał się Marco, wyraźnie zakłopotany. Jego głos zabrzmiał tak jak zawsze, w niemożliwie normalny sposób, który doprowadzał ją do szaleństwa.

– Czy coś powiem...? – Z niedowierzania aż zachłystnęła się powietrzem. – Czy coś...?

W zasadzie chciałam powiedzieć wiele rzeczy, ale kiedy przyszło co do czego, uświadomiła sobie, że nie jest w stanie znaleźć słów, które wydałyby jej się odpowiednie. Gdyby mogła, krzyczałaby z frustracji, ale i na to nie potrafiła się zdobyć. Wiedziała jedynie, że czuła się w okropny sposób, a na dodatek znów obezwładniał ją gniew, chociaż sądziła, że jest w stanie nad nim zapanować.

Zabiła Dylana. Ta myśl brzmiała dziwnie, Layla zresztą uprzytomniła sobie, że nie jest jej z tego powodu przykro – a przynajmniej nie w taki sposób, jakiego mogłaby się spodziewać. Czuła żal, może nawet pustkę, ale to było tyle. Dylan był martwy – leżał tam, w kałuży własnej krwi – ale Layla nie czuła się źle z tym, że go zabiła. W pierwszym odruchu wpadła w histerię, ale teraz, kiedy szok minął, zaczęła zastanawiać się, dlaczego miałoby być jej przykro? Przecież już dawno pogodziła się z jego śmiercią; teraz po prostu stała się ona faktem.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now