Pięćdziesiąt jeden

28 7 0
                                    

Layla

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

Layla

Layla biegła przed siebie, nie zastanawiając się nad tym, co właściwie robi. Gdzieś za sobą słyszała zbliżające się, nieustające kroki. Czuła, że podążający za nią wampir jest coraz bliżej, dosłownie na wyciągnięcie ręki. Wręcz czuła jego zapach, obezwładniający i słodki, chociaż wyczuwała w nim również znajomą już nutę stęchlizny, jakby miała do czynienia z czymś, co przez bardzo długi czas przetrzymywano w zamknięciu. Sama również pachniała podobnie, wiedział zresztą, jak można określić ten rodzaj zapachu.

Tak pachniała śmierć.

Biegła przed siebie, ale tak naprawdę zdawała sobie sprawę z tego, że nie powinna tego robić. Nie chodziło już nawet o to, że zostawiła Marco, bo to zrobiłaby bez wahania, gdyby tylko miała po temu okazję. Wmawiała sobie, że ucieczka i zostawienie ojca z rozszalałymi wampirami, jest najlepszym, co tylko mogłaby zrobić i że nie powinna się czuć z tą myślą źle. W końcu kilkanaście godzin wcześniej (tak przynajmniej sądziła, chociaż miała wrażenie, że błąka się tunelami już całą wieczność) była gotowa zrobić wszystko, byleby uwolnić się od najgorszego koszmaru swojej przeszłości. Gdyby to było możliwe, zabiłaby Marco nawet bez mrugnięcia okiem, a potem jeszcze odtańczyłaby taniec zwycięstwa wokół jego doszczętnie zwęglonych szczątków. Tak przynajmniej sądziła do tej pory, a może sądziłaby nadal, gdyby wszystko nie skomplikowało się wraz z pojawieniem Carlisle'a, a później Alessi, którzy...

Alessia. Carlisle. Mogła nie martwić się o Marco, ale na pewno nie powinna była ich zostawiać, zwłaszcza wtedy, kiedy byli praktycznie bezbronni, otoczeni przez płomienie. Teraz wydawało jej się, że takie zachowanie nawet wobec ojca było świństwem, chociaż sama nie rozumiała, dlaczego czuła się z tym źle. Przecież gdyby umarł, wszyscy by odetchnęli – nie tylko ona, ale również Gabriel. Przecież tak naprawdę pewne sprawy już dawno powinny były zostać uregulowane i zamknięte, zwłaszcza, że Marco tak naprawdę był z jej punktu widzenia martwy przez te wszystkie lata. Łatwiej było o nim myśleć jako o trupie, zwłaszcza, że dzięki temu może jednak miała szansę na to, żeby uwolnić się od wspomnień i żyć przynajmniej względnie normalnie, jeśli oczywiście w przypadku kogoś takiego jak ona można było jeszcze mówić o „normalności". Chciała przynajmniej wierzyć, że to możliwe... Jeśli by się jej to udało, może nawet mogłaby uwierzyć w to, że ktoś, kto krzywdzi swoje dzieci, naprawdę zasługuje na śmierć.

Teraz zresztą jej uczucia względem Marco czy rodziny nie miały najmniejszego znaczenia. Nie ważne było już to, jak powinna się zachować albo czy zostawianie kogoś jest dobre, czy może raczej złe. Z punktu widzenia kogoś niewtajemniczonego, fakt, że uciekła, zostawiając całą trójkę samych sobie, mógłby się wydawać bardzo egoistyczny, ale Layli to nie obchodziło. Ona chciała po prostu biec, bez względu na konsekwencje i to, co mogło się z nimi wiązać. Chciała biec, żeby uciec od przeszłości, tej złej przeszłości, nie mającej jednak żadnego związku z ojcem. Już i tak miała wrażenie, że wylądowała w piekle, gdzie te najgorsze wspomnienia i uczucia będą ją przez cały czas dręczyć, doprowadzając do szaleństwa, więc może nawet nie powinna być zdziwiona, że powrót ojca nie był jedynym koszmarem, który czekał na nią w tych tunelach.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 1/2)Where stories live. Discover now