Sześćdziesiąt cztery

34 6 0
                                    

Gabriel

Hoppla! Dieses Bild entspricht nicht unseren inhaltlichen Richtlinien. Um mit dem Veröffentlichen fortfahren zu können, entferne es bitte oder lade ein anderes Bild hoch.

Gabriel

Stał tam – w czarnej koszulce, czarnych spodniach, z czarnymi włosami opadającymi na czoło i mocno kontrastującymi z jego nienaturalnie bladą skórą. Wyglądał na chorego i tak właściwie się czuł, zwłaszcza w momencie, w którym jego ciemne oczy spoczęły na siedzącym w fotelu Marco. Widok ojca po raz kolejny sprawił, że krew zawrzała mu w żyłach, ale nie dał nic po sobie poznać, siląc się na obojętność. Sądząc po wyrazie twarzy wampira i jego sióstr, udało mu się to aż nazbyt dobrze, ale wcale nie czuł z tego powodu euforii.

– Gabriel...

Zacisnął usta, żeby nie warknąć, słysząc to jedno słowo w ustach Marco.

– Tak, dokładnie tak mam na imię – mruknął chłodno. – Czy tylko tyle masz mi do powiedzenia? – dodał, zaciskając dłonie w pięści.

Starał się koncentrować na oddychaniu i na tym, żeby jakoś rozluźnić napięte do granic możliwości mięśnie, ale nie był w stanie. Mimowolnie pomyślał o Renesmee i o tym, co wyprawiali zaledwie kilka godzin temu, ale nawet te wspomnienia nie przynosiły ukojenia, którego mógł się spodziewać. Co prawda seks okazała się nadzwyczaj dobrym środkiem zwalczającym stres, ale nic ponadto. Gdyby miał swojego anioła przy sobie, pewnie byłoby mu łatwiej, ale nie wyobrażał sobie tego, że miałby ją tutaj przyprowadzić. Nie tylko dlatego, że chciał chronić ją przed potworem, który – niestety – wciąż pozostawał jego ojcem, ale z powodu czysto egoistycznych. Wystarczyło, że Renesmee już raz miała okazję dostrzec, że sam jest niewiele lepszy od Marco Licavoli. Gdyby była z nim teraz, sam nie był pewien do jakich wyszłaby wniosków, ale nie zniósłby myśli o tym, że mógłby dostrzec w jej czekoladowych oczach rozczarowanie.

Czuł na sobie spojrzenie Layli i Isabeau, ale z premedytacją ją ignorował. Wciąż był zły na swoją bliźniaczkę, jeśli zaś chodziło o Beau, zdecydowanie nie miał nastroju na to, żeby zetknąć się z jej upierdliwością. Oczywiście, kochał obie swoje siostry, ale w tym momencie chyba łatwiej byłoby mu, gdyby stały się dla niego kimś odległym, najlepiej obojętnym. Uczucia bywały zawodne, nie wspominając o tym, jak bardzo potrafiły być niszczycielskie. Teraz z kolei to właśnie miłość do sióstr potęgowała gniew jaki odczuwał na myśl o tym, że w ogóle zdecydował się rozmawiać z Marco, obojętne na wszystko, co wydarzyło się w przeszłości.

Pewnie w tym momencie przesadzał, ale to akurat nie było dla niego ważne. W zasadzie od momentu pojawienia się ojca miał wrażenie, że wpada ze skrajności w skrajność. Wciąż wszystko w nim wyrywało się do tego, żeby w ułamku sekundy do wampira doskoczyć i spróbować skrócić go o głowę. To nic, że był zdecydowanie słabszy od w pełni nieśmiertelnego; mógł przynajmniej spróbować, ot tak dla sportu i po to, żeby uprzykrzyć wampirowi życie. Kto wie, może wtedy Marco zastanowiłby się nad tym, czy próba ponownej ingerencji w ich życie ma jakikolwiek sens.

Może gdyby Marco zniknął, wszystko wróciłoby do normy.

Może w końcu uciszyłby swoją drugą naturę, tego potwora wewnątrz, który szeptał mu straszne rzeczy, starając się popchnąć do zrobienia rzeczy do których w normalnych warunkach by się nie posunął.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 1/2)Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt