Trzydzieści jeden

21 6 0
                                    

Layla

Ups! Tento obrázek porušuje naše pokyny k obsahu. Před publikováním ho, prosím, buď odstraň, nebo nahraď jiným.

Layla

Milczenie miało w sobie coś przytłaczającego. Czas zdawał ciągnąć się w nieskończoność, jakby już wcześniej wędrówka przez ciemne korytarze nie była wystarczająco trudna i nużące. Uparcie wpatrywała się w ziemię, obserwując niewielki, oświetlony blaskiem jej ognia fragment podłoża. Starała się stawiać stopy jak najostrożniej, instynktownie woląc poruszać się bezszelestnie, chociaż sama nie była pewna dlaczego. Może chodziło o to, żeby dostosować się do Marco, który wydawał się płynąć w powietrzu, opanowany i przypominający ducha.

Szła z nim, chociaż sama nie rozumiała dlaczego tak po prostu zdecydowała mu się ulec. Przecież nie krzyczał na nią, nie uderzył jej ani nie próbował ciągnąć za sobą na siłę. W zasadzie gdyby ktoś ją zobaczył, pewnie doszedłby do wniosku, że jest z nim z własnej, nieprzymuszonej woli. Kiedy się nad tym głębiej zastanowiła, musiała przyznać, że tak jest w istocie, a przynajmniej na obecną chwilę. Nie próbowała sprawdzać, co stałoby się, gdyby jednak zdecydowała się uciec i – chociażby – pobiec w przeciwnym kierunku, ale wciąż brakowało jej odwagi na to, żeby się na to zdobyć. Marco miał niezwykły refleks, a to, że w zasadzie nie zwracał na nią uwagi, wcale jeszcze nie znaczyło, że nie jest czujny. Sam od zawsze ich uczył, że niezależnie od sytuacji należy mieć oczy i uszy szeroko otwarte, więc powinna być przygotowana dosłownie na każdą ewentualność. Prawdopodobnie gdyby zacząła biec, natychmiast by ją dogonił i jakoś obezwładnił. Nawet gdyby zdążyła w porę rzucić się do ucieczki i znalazła się poza zasięgiem jego rąk, mógłby wykorzystać moc. W końcu telepatia była bezużyteczna tylko wtedy, gdy w grę wchodziło komunikowanie się ja odległość. Korytarz, którym szli, był wyjątkowo prosty, więc fala mocy miała swobodne pole popisu, przynajmniej tak długo, aż na jej drodze nie stanęłaby ściana – albo Layla.

No tak, ale ona również miała moc – i ogień, chociaż do tego drugiego wciąż nie potrafiła dotrzeć. Nie rozumiała dlaczego w takim razie płomień, który stworzyła, wciąż posłusznie się palił, powoli podążając przed nimi, ale to nie zmieniało faktu, że nie była zdolna do tego, żeby zrobić cokolwiek więcej. Czuła się trochę tak, jakby stała przed wyimaginowanymi, zamkniętymi drzwiami za którymi wiedziała, że coś jest, ale nie potrafiła ich otworzyć. Wiedziała, co jest przyczyną. To strach był zamkiem, który przerastał jej siły, ale chociaż miała klucz – w końcu znała rozwiązanie, sposób na to, żeby się uwolnić – za nic w świecie nie potrafiła zdobyć się na to, żeby go użyć.

– Uważaj – syknął Marco, nagle chwytając ją za ramię. Cała zesztywniała, kiedy jej dotknął i omal nie straciła równowagi, gdy wampir nagle szarpnął nią do tyłu. – Ech, co z tobą? Jesteś jakaś rozkojarzona – zarzucił jej, kiedy jęknęła i spojrzała na niego nierozumiejącym wzrokiem.

Nie odpowiedziała, tylko uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Skorzystała z tego, że natychmiast puścił jej ramię i machinalnie odsunęła się, chociaż niewiele brakowało, żeby przy okazji otarła się ręką o ścianę. Z opóźnieniem uświadomiła sobie, że tunel ostro zakręca, a w zamyśleniu omal nie zderzyła się z murem przed sobą. Marco powstrzymał ją w porę i to odkrycie zdezorientowało ją bardziej niż sam fakt tego, jak mogła być do tego stopnia rozkojarzona.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 1/2)Kde žijí příběhy. Začni objevovat