Pięćdziesiąt pięć

28 6 0
                                    

Dimitr

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Dimitr

– Mogę wiedzieć, co wyście sobie wyobrażali? Znikacie tak nagle, nie mówiąc ani słowa o tym, że... Ach, co ja gadam! Oczywiście, że nie powiedzieliście ani słowa, bo doskonale wiedzieliście, że natychmiast wybiłbym wam ten idiotyczny pomysł z głowy! Szlag! Mam wrażenie, że chcecie jakim cudem przyprawić mnie o zawał serca, chociaż to fizycznie niemożliwe. Ale wiecie co? Mam wrażenie, że jesteście na dobrej drodze, żeby uczynić mnie prawdziwym ewenementem! – jęknął Dimitr, w końcu przestając bezsensownie krążyć.

Biblioteka wyglądała jak zawsze, przynajmniej pod względem liczby książek, regałów oraz dużego, drewnianego stołu, który zajmował centralną część pomieszczenia. Aldero nie był pewien, dlaczego król wybrał właśnie to miejsce, ale podejrzewał, że miał nadzieję, iż dzięki obecności książek jednak powstrzyma się od rękoczynów... Albo dlatego, że ciężkie, oprawione w skórę księgi mogły okazać się idealne, żeby wyrządzić krzywdę. A perspektywa wydawała się niepokojąca, a Dimitr jak najbardziej sprawiał wrażenie coraz bliższego tego, żeby zacząć czymś rzucać, chociaż jak na razie wciąż udawało mu się powstrzymać.

Wampir w końcu przestał krążyć. Wcześniej bezustannie przemieszczał się wokół stołu, wyglądając tak, jakby miało spotkać go coś złego, kiedy tylko się trzyma. Teraz – tak dla odmiany – zastygł w bezruchu, obiema dłońmi opierając się o blat stołu i nachylając się do przodu, żeby lepiej widzieć zgromadzonych przed nim nieśmiertelnych. Gdyby wzrok mógł zabijać, wszystko i wszyscy pewnie już dawno doznaliby samozapłonu.

– Więc? – zapytał, siląc się na zachowanie resztek cierpliwości. Nieobecność Isabeau i kolejny problem z którym zmuszeni byli się borykać wyraźnie mu nie służyły. – Macie mi coś do powiedzenia, czy od kwadransa produkuję się bez sensu.

– Oj, tato... – westchnął Aldero, decydując się zaryzykować, zwłaszcza, że jakby nie patrzeć to był jego pomysł.

Dimitr momentalnie zwrócił na niego spojrzenie krwistych, błyszczących gniewem oczu. Al natychmiast zamilkł, lekko oszołomiony. Zły Dimitr zawsze zwiastował kłopoty, zwłaszcza, że wtedy naprawdę wyglądał jak krwiożerczy wampir, którym przecież był.

– Tak, Aldero? – zapytał cichym, hipnotyzującym tonem. – Wydaje mi się, że zaczynałeś coś mówić. Z góry uprzedzam, że za cholerę nie mam ochoty na słuchanie twoich żartów, więc nawet nie próbuj mnie uspokajać.

– Jestem poważny – zapewnił pośpiesznie, udając, że nie dostrzega pełnego powątpienia spojrzenia wampira. – Posłuchaj, możesz się wściekać i proszę bardzo, ale oboje wiemy, że coś trzeba było zrobić, a ja...

– I właśnie dlatego znikacie mi całą grupą, nie mówiąc nawet słowa?! – wybuchnął sfrustrowany Dimitr. Aż drżał ze złości; oczy mu pociemniały, a rysy twarzy stężały, wyrażając czystą furię. – Cholera, Aldero, ty w ogóle myślałeś o tym, co takiego czułem, kiedy zorientowaliśmy się z Allegrą, że nigdzie nie ma ani was, ani Esme? Miałem tysiąc myśli na minutę, a najczęściej powtarzającą się była ta, że jednak mnie nie posłuchaliście i weszliście do tuneli. Tak bardzo prosiłem, a wy... Na dodatek do Egiptu? Do jasnej cholery! – zaklął, zaciskając dłonie w pięści tak mocno, że gdyby było człowiekiem, pewnie już dawno połamałby sobie kości.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz