Siedemdziesiąt jeden

32 5 0
                                    

Renesmee

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Renesmee

Aldero odchrząknął, po czym przeciągnął się leniwie. W jakiś dziwny sposób w garniturze i z tym zawadiackim uśmiechem wyglądał niezwykle szykownie, wręcz poważnie, chociaż jego postawa stanowczo przeczyła takiemu określeniu jego osoby.

– Pewnie powinienem powiedzieć teraz coś ckliwego, powspominać sobie, a później pozwolić, żeby dziewczyny sobie popłakały. Nie mam pojęcia, bo pierwszy raz biorę udział w takiej uroczystości i jakoś niespecjalnie czuję żal z powodu tego, że... – Wywrócił oczami, podchwyciwszy czyjeś rozeźlone spojrzenie. Kiedy spojrzałam na River Song zauważyłam, że wampirzyca z niedowierzaniem kręci głową, wyglądając jakby miała zamiar natychmiast odwrócić się na pięcie. Najwyraźniej poprosiła Aldero o przysługę w przypływie desperacji i teraz zaczynała żałować. – Och, no proszę, mówię jak jest. Tak to jest, jak dało mi się na przygotowanie niecałych dziesięć minut – żachnął się, jak zwykle mówiąc z typową dla niego, przesadną szczerością.

Gdzieś w tłumie rozległy się chichoty. Sama również się uśmiechnęłam, chociaż równie dobrze mogło mieć to związek z tym, że Gabriel raz po raz bezwstydnie musiał moje odsłonięte ramię palcami, najwyraźniej chcąc za wszelką cenę mnie rozproszyć. Sam raz po raz zerkał w stronę Damiena i Alessi, co nawet mnie nie zdziwiło, bo również ledwo mogłam powstrzymać się od obserwowania naszych dzieci.

Mówiąc szczerze, czułam się dziwnie. Wszystko działo się momentami zbyt szybko, jakby niewystarczające było to, że w zaledwie jednej chwili stanęło na głowie. Chociaż od tamtego dnia, w którym znalazłam się wystraszona w lesie Columbus, minęło prawie osiem lat, zdarzało mi się, że czułam się dokładnie jak ta wystraszona dziewczynka, którą wtedy byłam. Od tamtego momentu zmieniło się wiele, również ja, ale to nie zmieniało faktu, że nad pewnymi rzeczami do tej pory nie byłam w stanie zapanować. Nie miałam nawet pojęcia, jak odnajduję się w roli matki, ale starałam się – i to tylko po to, żeby po tych siedmiu latach obserwować, jak moje dorosłe już dzieci kończą jedyną w swoim rodzaju szkołę, przeznaczoną dla istot nieśmiertelnych.

Szczerze powiedziawszy, przerażało mnie to. Co prawda byli niewiele starsi ode mnie z chwili, kiedy zaszłam w ciążę, ale przecież doskonale zdawałam sobie sprawę z tego, że dla takich jak my, jeden rok potrafi być niczym kilka ludzkich lat. Może i wciąż widziałam w nich dzieci, ale jednocześnie byłam świadoma tego, że niekoniecznie nimi są. W którymś momencie dorośli, a ja nawet tego nie zauważyłam, chociaż wydawało mi się, że będę do tego zdolna. To był jeden z tych momentów, kiedy miałam wrażenie, że życie ucieka mi między palcami i mimo perspektywy wieczności oraz tego, że zakończenie szkoły tak naprawdę niczego między nami nie zmieniało, z jakiegoś powodu zrobiło mi się przykro.

Głupia, a myślisz, że jak czuli się twoi rodzice, kiedy cię obserwowali, skarciłam się w duchu i omal nie parsknęłam śmiechem, co jedynie na swój sposób potwierdzało, że coś jest ze mną nie tak. Cholera, przecież obiecałam sobie, że nie będę płakać, a tym bardziej użalać się nad sobą tylko dlatego, że byłam kolejną z wielu matek, które nie miały okazji nacieszyć się macierzyństwem tak długo, jak mogłyby tego oczekiwać. Przecież doskonale wiedziałam, że prędzej czy później do tego dojdzie i raczej powinnam się cieszyć niż zadręczać tym, jak bardzo dziwnym doświadczeniem jest mieć dzieci, które wyglądając na twoich rówieśników. Co najlepsze, przecież przed zajściem w ciążę nawet nie myślałam o tym, że mogłabym tak szybko zostać matką, nie wspominając o wydaniu na świat bliźniąt. Co więcej, powinnam i przecież byłam cholernie dumna z tego, że teraz wszyscy znajdowaliśmy się tutaj, zwłaszcza, że jeszcze kilka lat temu miałam wątpliwości, czy zgodzenie się na Akademię Nocy jest dobrym pomysłem.

LOST IN THE TIME [KSIĘGA IV: PEŁNIA] (TOM 1/2)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz