Alessia nigdy nie była zakochana. Wraz z bliskimi mieszka w niezwykłym, choć niebezpiecznym Mieście Nocy, uczęszczając do jedynej w swoim rodzaju Akademii.
Wraz ze zbliżającym się zakończeniem szkoły oraz tradycyjną dla telepatów ceremonią, wszystko...
Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.
Renesmee
Marco zaatakował, bez chwili wahania rzucając się w stronę Gabriela.
Zaklęłam i natychmiast zaczęłam wyrywać się Dimitrowi, który chwilę wcześniej pomógł mi się wydostać na zewnątrz. Zmrużyłam oczy w jasnym, chociaż wciąż mocno przytłumionym blasku wschodzącego słońca. Nie byłam pewna, która jest godzina, ale czułam się wykończona – a przynajmniej tak było do momentu, kiedy bieg przez korytarze, znalezienie wyjścia i kolejna walka mojego ukochanego z ojcem nie wytrąciły mnie z równowagi, dodając energii.
– Gabriel! – krzyknęłam, dobrze wiedząc, że nie będę w stanie w porę dotrzeć do niego i do Marco. Chciałam po prostu zrobić cokolwiek, żeby się opamiętali.
Gabriel uskoczył dosłownie w ostatnim momencie, jakby chcąc popisać się przed atakującym wampirem. Jego usta po raz kolejny wykrzywił szyderczy, pozbawiony radości uśmiech, kojarzący mi się z tym pobłażliwym gestem, który widywałam na początku naszej znajomości, gdy chłopak starał się trzymać mnie na dystans. Ta wersja była zdecydowanie gorsza, bo i intencje wobec Marco były inne, ale i tak mi się to nie spodobało.
Ojciec Gabriela warknął cicho, ale – co mnie zaskoczyło – nie zaatakował ponownie. Zatrzymał się w miejscu, w milczeniu wpatrując się w bruk pod swoimi stopami i jakby zastanawiając się nad tym, co robił w tym miejscu. Gabriel stał kilka metrów dalej, wyprostowany i zagniewany, z tą samą pewnością siebie i wyzwaniem w oczach spoglądając na Marco. Chciał go sprowokować; nie miałam co do tego najmniejszych wątpliwości.
– Czy naprawdę musimy to ciągnąć? – zapytał bezbarwnym tonem Marco, unikając spoglądania na Gabriela. Nie bał się go, nie wspominając o obecności któregokolwiek nieśmiertelnego na placu; jeśli już coś napawało go wątpliwościami, to tylko to, co mógł zrobić w pojedynkę. – Nie chcesz przekonać się do czego jestem zdolny, Gabrielu.
– Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, co potrafisz – odparł natychmiast mój mąż, robiąc stanowczy krok do przodu. Poruszał się powoli, ale to nie miało znaczenia. W każdym jego ruchu widziałam coś gniewnego i zwierzęcego, co przyprawiało mnie o dreszcze. – Właśnie dlatego sądzę, że jesteś tchórzem. Jesteś...
– Przestań – wymamrotał wampir, zaciskając obie dłonie w pięści. – Po prostu już przestań.
Z tym, że Gabriel nie miał takiego zamiaru.
– Tchórz – powtórzył raz jeszcze. – Pieprzony, tchórzliwy sukinsyn, któremu wydaje się, że jest silny tylko wtedy, kiedy może nad kimś dominować. Masz może ochotę mnie uderzyć, tak na przypomnienie starych, dobrych czasów, tatusiu?
– Powiedziałem ci: przestań! – powtórzył gniewnie Marco, w jednej chwili tracąc cierpliwość. Jego oczy zabłysły, ton głos podniósł się o oktawę, a mięśnie napięły się do tego stopnia, że przez moment byłam przekonana, że ponownie zdecyduje się na to, żeby Gabriela zaatakować.