- Nie przesadzajcie – odezwała się Allie. - Przecież chodzę na masę zajęć dodatkowych.

- A możesz podać jakiś przykład? Bo ja nie pamiętam, żebym cię gdzieś zapisywała – powiedziała Adriana.

- Kojarzysz może taki jeden sklep z bronią u nas w mieście? - spytała. - Nazywa się Quick Shot.

- Quick Shot? - zdziwiła się Adriana.

- Tak... - przytaknęła.

- Beznadziejna nazwa – stwierdziła jej rodzicielka.

- Ale chcę też podkreślić, że to też najlepszy sklep z komputerami i gdzie je najszybciej naprawiają.

- Zaraz, zaraz – odezwał się tata Allie. - Czy ten sklep prowadzi Ethan Smith, a pracuje dla niego Dennis Argent?

- Tak, to ci. Chociaż Dennis bardziej uważa się za wspólnika Ethana niż pomocnika, ale zwał jak zwał – Allie odgarnęła włosy wlatujące jej do oczu.

- I czego oni cię tam uczą? - spytała Adriena.

- Mianowicie sztuki przetrwania, w każdą środę i samoobrony – oraz hakowania serwerów różnych wielkich korporacji, ale o tym nie wolała wspominać. Było to nielegalne i to bardzo, ale to byli Dennis i Ethan. Oni co chwile robili coś nielegalnego, a Allie nie chciała o tym mówić tacie – czyli pracownikowi FBI. Też nie chciała mówić, że jest wyśmienitą hakerką i mogłaby nawet zhakować komputery NASA. Wielu hakerów mogłoby jej tego pozazdrościć.

- Więc to do nich chodzisz zawsze w środy – stwierdziła mama dziewczyny. - Ale nie robicie nic nielegalnego, prawda?

- Taa. Jasne – rzuciła Allie. - A tak w ogóle, były jakieś wieści na temat Lucasa?

- Niestety nie – powiedział Blake.

- Aha – odparła krótko i zwiesiła głowę. Wstała od stołu i podeszła do lodówki, z której wyciągnęła sok pomarańczowy i nalała sobie go do szklanki.

A jeśli nie znajdą Lucasa albo on nie żyje? - pomyślała i napiła się soku, opierając się o blat kuchenny. Co się stało z jej bratem? Nawet policja nie wiedziała. Zniknął miesiąc temu. Jej ukochany starszy brat.

Kiedy wracała na swoje miejsce, na jej krześle już siedział jej Golden Retriever, Smufi. Jej pies wyjadał resztki owsianki.

- Smufi! Ja to jeszcze jadłam! - powiedziała nieco zła, a pies zeskoczył z krzesła i podbiegł do niej i zaczął się do niej łasić niczym kot. Dziewczyna pogłaskała go po głowie i usiadła na krześle.

- Córciu zawieźć cię do szkoły? - zapytał tata Allie.

- Nie trzeba tato. Przejdę się.

- Na pewno?

- Tak na pewno – upierała się.

- Dobrze. Mam cię odebrać po lekcjach? Potem mogę cię zabrać do kina. Pojedziemy do galerii handlowej. Wybierzesz sobie prezent na urodziny.

- Dobra, ale zaraz... na urodziny? – powiedziała zaskoczona.

- Tak na twoje urodziny. Przecież masz je osiemnastego, a jest już dwunasty. A wiesz, że ja i mama wyjeżdżamy piętnastego, więc trzeba byłoby pojechać dziś lub jutro.

- Kompletnie zapomniałam. Dziękuje za wszystko, ale nie musisz mnie odbierać po lekcjach. Przejdę się może z Mary. Kocham was. - Wstała od stołu i wzięła plecak. Ubrała czerwone trampki typu converse, a na prawe ramię zawiesiła torbę i otworzyła drzwi.

Naznaczeni ||𝕋𝕣𝕪𝕝𝕠𝕘𝕚𝕒||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz