Rozdział 67

2.6K 210 59
                                    

   — Naprawić... mnie? — Byłam zdziwiona pytaniem Jasona. Natarczywie wpatrywałam się w oczy czerwonowłosego, które wypełnione były szaleństwem. Zdawałam sobie sprawę, że przede mną stał niebezpieczny psychopata, lecz nie bałam się.

   — Jesteś taka zimna — powiedział, przechylając głowę w bok. Zaczął cicho chichotać. Jego twarz została zakryta przez burzę czerwonych, potarganych włosów, drgających razem z całym jego ciałem podczas śmiechu, który po chwili przemienił się w złowieszczy rechot. Uśmiechnął się ukazując szereg śnieżno-białych, ostrych zębów. Spod krwisto-czerwonych kosmyków jego włosów dostrzegłam tęczówki, przy których blasku intensywnej zieleni wszystko dookoła traciło kolory.

   — Jestem zimna. — Moja broda zaczęła drzeć. — W takim razie... — Lodowate łzy spłynęły mi po policzkach. — Podaruj mi ciepło. — Emocje, których nazwać nie umiałam, zaczęły targać moim umysłem. Mój oddech przyspieszył, a słona ciecz wpłynęła mi do ust. 

   — Napraw mnie! — krzyknęłam. Frustracja przejmowała nade mną kontrolę, a ja nie miałam zamiaru tłumić jej w sobie. Jason zaśmiał się jeszcze głośniej.

   — Pokaż mi swoje prawdziwe ja. — Te słowa sprawiły, iż świat w moim odczuciu zatrzymał się, a mój mózg zaczął dokładnie analizować słowa wypowiedziane przed chwilą przez zielonookiego.

   — Moje prawdziwe... ja? — zapytałam szeptem. Domyślałam się o co mu chodziło, lecz nie chciałam tego robić.

   — Będziesz wolna — powiedział. To zdanie błądziło po moim umyśle, sprawiając, że nie byłam w stanie się poruszyć. Mężczyzna zrobił kilka kroków w moją stronę. Odległość między nami z każdą sekundą zmniejszała się. — Skrzydła, rogi, ogień... — wyszeptał mrocznie. Moje usta mimowolnie otworzyły się, a oczy z wyglądu przypominały zapewne spodki.

   — Nie... nie zrobię tego... — mówiłam, lecz słowa te wypowiedziałam do siebie, nie do zielonookiego. 

   — Dalej — mruknął.

   — Ale...

   — Zrób to — przerwał mi. Nie umiałam się oprzeć. Nie wiedziałam dlaczego, ale po prostu nie potrafiłam. Zrobiłam krok w tył, po czym zamknęłam oczy. Próbowałam odwzorować w swojej głowie wygląd skrzydeł. Za każdym razem, gdy obraz był prawie gotowy, wszystko rozmazywało się i musiałam zaczynać od nowa. Trwało to kilka minut aż Jason w końcu głośno westchnął, a ja otworzyłam oczy.

   — Dlaczego nie mogę tego zrobić? — spytałam.

   — Wydaję mi się, że przemieniasz się, gdy emocje przejmują nad tobą kontrolę lub masz określony cel, który chcesz za wszelką cenę wypełnić — powiedział zamyślony. Z jego twarzy nie schodził tajemniczy, nieco niepokojący uśmiech.

   — W takim razie mogę zrobić tylko jedną rzecz — wyszeptał. Nie wiedziałam, co chciał uczynić. Właśnie to było w tym wszystkim najgorsze. Ta niepewność. Nie miałam pojęcia czy powinnam uciekać, walczyć, powiedzieć coś, czy po prostu stać w miejscu jak kołek. 

Z zamyślenia wyrwał mnie czerwonowłosy, robiąc coś niespodziewanego. Zacisnął prawą dłoń w pięść, podbiegł do mnie, a następnie uderzył mnie z całej siły w twarz. Straciłam równowagę i upadłam z łomotem na podłogę. Zakaszlałam kilka razy, wypluwając ślinę wymieszaną z krwią. Następnie pomasowałam się po obolałym policzku, na którym już zapewne widniał ogromny siniak. Spojrzałam gniewnie na Jasona, który widocznie czegoś wyczekiwał.

   — Dlaczego to zrobiłeś? — warknęłam.

   — Zdenerwowałaś się, prawda? Nie chcesz mi oddać? — zapytał wyzywająco. Dopiero teraz zrozumiałam, jaki cel miało mieć uderzenie mnie. On chciał sprawić, abym straciła nad sobą kontrolę. 

Moi najlepsi przyjaciele || Historia RosallieWhere stories live. Discover now