Rozdział 49

2.8K 244 40
                                    

Per. Rosallie

Stałam w niewielkim pokoju. Jego ściany były koloru jasnego brązu, a na podłodze leżał czarny, miękki dywan. Na środku pomieszczenia stał natomiast stół z ciemnego drewna, a po jego dwóch stronach ustawione były krzesła z tego samego tworzywa. Pokój oświetlała małą lampka, wyglądająca jakby za chwilę miała zgasnąć oraz zapalona świeczka, stojąca na stole. Okna były zasłonięte czarnymi zasłonkami, które skutecznie zatrzymywały światło z zewnątrz. 

Nagle do pokoju weszli dwaj mężczyźni. Jeden miał na głowie burzę brązowych włosów i duże, zielone oczy. Kogoś przypominał mi ten facet.

   — Dlaczego mnie pan tu przyprowadził? Muszę wracać do Maddie, proszę pana — powiedział niepewnie brązowowłosy.

   — To... tata? — zapytałam samą siebie z niedowierzaniem. Drugi mężczyzna miał kruczoczarne włosy, a także był o głowę wyższy ode mnie. Nie mogłam zobaczyć jego twarzy, gdyż coś rozmazywało ją.

   — Proszę pana? Co tak oficjalnie? Mów mi (niezrozumiały szum) — odparł, a moją głowę przeszył ostry ból. Zacisnęłam zęby, przyciskając palce do skroni.

   — Co jest? — zapytałam zdziwiona. Uciążliwy ból nie pozwalał skupić mi się na rozmowie mężczyzn.

   — Mam dla ciebie pewne pytanie, Peterze. — Czarnowłosy rozsiadł się wygodniej na krześle, natomiast zielonooki wyglądał na dość spiętego, jednak po chwili także usiadł.

   — Peter... tak, to na pewno tata — stwierdziłam po krótkim zamyśleniu.

   — Jakie? — spytał brązowowłosy.

   — Co byś zrobił gdybyś był nieśmiertelny? — zapytał mężczyzna, którego twarzy nie widziałam. Peter spojrzał na niego nieco rozbawionym wzrokiem.

   — To nie jest możliwe — odpowiedział mój tata, śmiejąc się cicho pod nosem.

   — A gdyby było? Co byś zrobił z taką mocą? — Wyższy oparł łokcie o blat stołu i spokojnie wyczekiwał odpowiedzi, siedzącego naprzeciw niego zielonookiego.

   — Nie mam pojęcia — mruknął brązowowłosy.

   — Gdybyś mógł się z kimś podzielić swoją nieśmiertelnością... to kim byłaby ta osoba? — zapytał.

   — Zapewne Maddie... Och, która godzina? Chyba muszę się już zbierać — powiedział tata nerwowym głosem, po czym szybko wstał krzesła i zaczął iść w stronę drzwi, lecz na drodze stanął mu czarnowłosy.

   — Proszę, zostań jeszcze przez chwilę. Chcę tylko odpowiedzi na kilka pytań — poprosił wyższy, lekko przekrzywiając głowę. Byłam niemal pewna, iż uśmiechał się szeroko.

   — D-dobrze — mruknął Peter pod nosem. Mężczyzna wskazał na krzesło przed stołem. Tata ponownie na nim usiadł, po czym zaczął niespokojnie rozglądać się po pokoju.

   — Nie masz się czym martwić. Zaraz wrócisz do Maddie, zapewniam — powiedział czarnowłosy.

   — Zadaj mi te pytania i skończmy już — powiedział nadal zestresowany brązowowłosy.

   — Powtórzę to pytanie jeszcze raz. Co byś zrobił, gdybyś był nieśmiertelny? — spytał tajemniczy mężczyzna.

   — Zapewne prowadziłbym takie życie jak wcześniej — odpowiedział szybko tata.

   — A chciałbyś być nieśmiertelny? Pytam ogólnie — mruknął czarnowłosy.

   — Kto by nie chciał? — odpowiedział zielonooki pytaniem na pytanie, a facet naprzeciw niego parsknął śmiechem.

   — Heh.. masz rację. Zadam ci jeszcze jedno, ostatnie pytanie — rzekł nieco niższym tonem.

   — Jakie? — spytał tata tym razem z ciekawością w głosie.

   — Czy chcesz abym uczynił cię nieśmiertelnym? — Mężczyzna oparł podbródek na dłoni i po raz kolejny lekko przechylił głowę w bok.

   — Jak już mówiłem, to nie jest możliwe — mruknął tata widocznie zawiedziony pytaniem czarnowłosego. — To już wszystko? W takim razie...

   — Ależ oczywiście, że jest! — przerwał oburzony mężczyzna. Brązowowłosy chyba stracił cierpliwość.

   — Słuchaj (niezrozumiały szum), nie wiem kim jesteś ani czego ode mnie chcesz, ale ja nie mam czasu na jakieś bezsensowne pogaduchy. Muszę iść — warknął zdenerwowany tata, wstając z krzesła.

   — Mógłbym uczynić cię nieśmiertelnym. Ciebie oraz Maddie — powiedział wyższy. Peter podszedł do drzwi i otworzył je. Zrobił krok, lecz po chwili zatrzymał się. To wyglądało tak, jakby jakaś tajemnicza siła powstrzymywała go od wykonywania jakichkolwiek ruchów. Tata spojrzał ze strachem na czarnowłosego.

   — Co ty robisz? — spytał z przerażeniem wymalowanym na twarzy.

   — Ja? Ja nic nie robię. Ja tylko sobie siedzę — zaśmiał się siedzący facet, wzruszając ramionami.

   — Dlaczego nie mogę się ruszyć? — zapytał tata. Czarnowłosy się zaśmiał.

   — Musisz coś o mnie wiedzieć. Nie jestem zwykłym mężczyzną z zaburzeniami psychicznymi za jakiego mnie uważasz. Ja jestem... — zrobił pauzę, a z jego głowy zaczęły wyrastać czarno-czerwone rogi. Zaczynałam stopniowo zauważać jego twarz. Najpierw zobaczyłam usta wygięte w niezwykle szerokim uśmiechu, odsłaniały one białe, ostre jak brzytwa zęby. Potem zauważyłam prosty nos. Na koniec zaś ukazały się oczy szaleńca z czerwonymi tęczówkami.

   — To jest... Zalgo — szepnęłam zszokowana. Po chwili pomieszczenie wypełniła ciemność, a sen się zakończył.

Otworzyłam oczy, po czym zaczęłam brać głębokie wdechy i wydechy.

   — Tato, co ty narobiłeś? Gdzie ty poznałeś Zalgo? Dlaczego gdziekolwiek z nim szedłeś? — Strzelałam pytaniami jak z procy. Szkoda tylko, że nikt nie mógł wystrzelić w moją stronę odpowiedzi na przynajmniej jedno z nich. — Co się stało później? Dlaczego on nie panował nad własnym ciałem? Czy Zalgo jest aż tak silny? Skoro ma taką moc, mógł mnie zabić wcześniej bez większego problemu — powiedziałam. — Dlaczego tego nie zrobił? Dlaczego ja... wciąż żyję? — zapytałam. Z każdą sekundą do mojego umysłu wkradało się coraz więcej niepokoju, który bardzo szybko przemienił się w przerażenie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak właśnie prezentuje się kolejny rozdział. Ech, Rosallie ma zrąbane sny xD. Mam nadzieję, że się Wam spodobało. To do następnego. :*

Moi najlepsi przyjaciele || Historia RosallieWhere stories live. Discover now