Rozdział 23

3.3K 300 31
                                    

Per. Jeffa

   — Slender, dlaczego nie? — zapytałem, spoglądając na niego z wyrzutem.

   — Bo nie — powiedział.

   — No weź no — mruknąłem.

   — Nie — powiedział stanowczo. Właśnie prosiłem go o to, żeby naprawił mój nóż. Był do połowy roztopiony. Rosallie to zrobiła.

   — Jak mogła zniszczyć mój jedyny nóż?! To, że chciałem ją zabić, nie znaczy, że musiała mi psuć zabawkę! Co za wredna baba — pomyślałem. — No napraw mi go. — Od wczoraj bez przerwy mu marudziłem. Byłem pewien, że niedługo się zgodzi.

   — Nie — powtórzył.

   — Dlaczego? — spytałem po raz kolejny.

   — Sam go sobie popsułeś, więc teraz radź sobie sam — powiedział.

   — Rosallie mi go popsuła — mruknąłem, a Slender znieruchomiał. — Kurde, zaciął się czy co? Mózg mu się przegrzał? Poprawka, on ma mózg w ogóle? — pomyślałem szczerząc zęby w złośliwym uśmiechu. — Hej, Slender, żyjesz? — Zapytałem po chwili i pomachałem mu dłonią przed głową.

   — Dziewczyna cię pokonała? — zapytał nagle ze zdziwieniem.

   — Wcale mnie nie pokonała. Nie wiem, jak ona to zrobiła, ale wokół niej pojawił się ogień i mi nim połowę noża roztopiła, a na koniec policja przyjechała i musiałem się wycofać — powiedziałem w miarę spokojnie.

   — Ty się lepiej nie tłumacz — zaśmiał się beztwarz.

   — To naprawisz mi ten nóż? — spytałem z nadzieją w głosie.

   — Ech... niech ci już będzie — mruknął Slender.

   — Hehe... wiedziałem, że się zgodzi — pomyślałem. Mój triumf był pewny.

   — Dawaj ten nóż — powiedział niezadowolony. Zrobiłem co chciał. — Będziesz musiał wytrzymać bez niego kilka dni. — Gdy zdanie to zostało przetworzone w moim mózgu, szeroko otworzyłem buzię.

   — Co?! Kilka dni?! To wiesz, ja chyba pójdę do Trendera czy coś. Oddaj mi to — powiedziałem nerowo i sięgnąłem ręką po mój nóż, ale Slender podniósł go na tyle wysoko, że nie mogłem go dosięgnąć.

   — Za późno — powiedział i zniknął.

   — No nie! Slender, zabiję cię! Masz się pospieszyć z tym rozumiesz?! Bo jak nie to skopę ci tą białą japę... której nie masz, ale i tak ci ją skopę. — Dosłownie kipiałem ze złości.

   — On i tak cię nie usłyszy, idioto — powiedział Jack zza moich pleców.

   — Sam jesteś idiotą — mruknąłem.

   — Jeff, chodź na chwilę — powiedział chłopak tym razem poważnym tonem. Wiedziałem już, że coś się święci.

   — Co jest? — zapytałem zaniepokojony.

   — Musisz coś zobaczyć i chyba ci się to nie spodoba — powiedział szatyn. Poszliśmy do małego pokoju na parterze, w którym było kilka pralek.

   — Po co mnie tu zaprowadziłeś? — spytałem, rozglądając się po pomieszczeniu.

   — Eeeee no, bo... no, bo... — Teraz byłem pewien, że coś się stało.

   — No, bo co? — zapytałem.

   — Patrz — powiedział szybko i wyjął z pralki moją bluzę. W tej chwili byłem w jakiejś czarnej podkoszulce. Jak zobaczyłem moją bluzę, to pomyślałem, że zamorduję każdą żywą istotę na Ziemi. Moja ukochana bluza, która już tyle razy była ubrudzona krwią, w tej chwili była cała różowa. Na sam jej widok chciało mi się rzygnąć tęczą.

   — Kto to zrobił?! — krzyknąłem wkurzony.

   — Nie wiem. Jak przyszedłem tu z Benem, już taka była — powiedział Jack.

   — Zamorduję tego, kto to zrobił! — wydarłem się na cały głos. Bezoki zaczął cicho chichotać.

   — Z czego się śmiejesz?! — spytałem zdziwiony. Jack wybuchł śmiechem.

   — Ha! Jaki z ciebie idiota hahaha — powiedział, śmiejąc się. Nie wiedziałem, o co mu chodziło.

   — Ben, możesz już wyjść — zaśmiał się szatyn. Po chwili zza pralki po lewej stronie pokoju wyszedł Ben z kamerą w ręce.

   — Chyba zrobimy sobie wieczór z filmami — powiedział roześmiany blondyn.

   — Co to ma być?! To przez was moja bluza jest różowa?! — wydarłem się.

   — Pożyczyliśmy sobie trochę ubrań Sally i wrzuciliśmy je do pralki razem z twoją bluzą — powiedział Jack.

Żyły na czole zapewne wyskoczyły mi na wierzch. Najpierw mój nóż, teraz moja bluza. Tego było już za wiele. Wziąłem w ręce łom leżacy na pralce (nie wiem, skąd ten łom się tam wziął) i rzuciłem się na Bena. Elf i Jack zaczęli uciekać.

   — Zabiję was! — krzyczałem, a Ben i brązowowłost znowu zaczęli się śmiać.

Dwie godziny później

   — Pora zrobić pranie — powiedziałem zadowolony i włączyłem dwie pralki na najwyższe obroty. Moją bluzę dałem Trenderowi. Powiedział, że jutro będzie taka jak kiedyś.

Jeśli chodzi o Jacka i Bena to zająłem się nimi. Właśnie siedzą w pralkach, które przed chwilą włączyłem. Ben schował gdzieś kamerę z nagraniem, ale ja ją znajdę. Znajdę i rozwalę. Spojrzałem na kręcących się Bena i Jacka.

   — Przynajmniej raz do roku nie będą walić starym mopsem — powiedziałem z dumą w głosie i wybuchłem śmiechem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Taki trochę krótki ten rozdział i są same dialogi, ale nie miałam pomysłu, co napisać. Postanowiłam napisać coś śmieszniejszego, bo z tej książki się kurde dramat robi. To teraz wiecie, co robią Creepypasty, kiedy nie zabijają xD.

Moi najlepsi przyjaciele || Historia RosallieUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum