Rozdział 22

3.6K 289 52
                                    

Spadałam w dół. Dookoła mnie panowała ciemność. Próbowałam się z niej wydostać, ale nie mogłam tego zrobić. Szarpałam się, lecz to nic nie dawało. Czułam się, tak jakbym tonęła.

Nie miałam pojęcia ile to wszystko trwało. Kilka minut, godzin, dni, a może miesięcy. Nie wiedziałam, co mam robić. Zaczęłam rozmyślać. Przypomniałam sobie, jak chciałam zabić Jeffa.

   — Czy ja naprawdę chcę go zabić? — zapytałam samą siebie. Przymknęłam oczy, po czym wzięłam głęboki oddech.

   — Co da mi jego śmierć? — Zaczęłam wątpić.

   — Przecież zabijanie jest złe... prawda? — Moje usta poruszały się wbrew mojej woli.

   — Ale czy zabicie kogoś kto zabija jest dobre? — zapytałam. Zrobiłabym wszystko, żeby zdobyć odpowiedź na te pytania. Otworzyłam usta, aby zadać kolejne pytanie, którego i tak nikt by nie usłyszał, lecz ostatecznie z mojego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Mocno zacisnęłam zęby, marszcząc brwi.

   — Nigdy mu nie wybaczę za to, że zranił wujka — warknęłam. 

Powoli zaczynałam słyszeć głosy z zewnątrz. Nie byłam w stanie rozpoznać, czy należały do kobiety, czy może mężczyzny. Wiedziałam tylko, że ktoś był czymś bardzo zdziwiony.

   — Co się tam dzieje? — zapytałam i uniosłam wzrok do góry. Ujrzałam światło, które zaczęło rozprzestrzeniać się na wszystkie strony.

Sekundę przed obudzeniem się usłyszałam, jak ktoś mówił cichym, prawie niesłyszalnym głosem "Będę na ciebie czekał". Tylko, że nie był to głos z zewnątrz, to był głos wewnątrz mnie.

Otworzyłam oczy. Stała przy mnie pielęgniarka z brązowymi, idealnie ułożonymi włosami.

   — Już się obudziłaś, Rosallie? — zapytała zdziwiona kobieta.

   — Skąd zna pani moje imię? — Byłam o wiele bardziej zdziwiona od niej.

   — Twój przyjaciel powiedział mi jak masz na imię - odparła, uśmiechając się do mnie przyjacielsko. 

Po chwili do pokoju wszedł Sebastian razem z Harrym.

   — No w końcu się obudziłaś — powiedział Sebastian.

   — Gdzie jest mój wujek? — zapytałam, gdy lekarz stanął obok łóżka, spoglądając na mnie.

   — Spokojnie, ma całe lewe ramię w bandażach, ale jest przytomny. Za kilka dni będzie mógł opuścić szpital — powiedział Harry.

   — A co ze mną? — zapytałam.

   — Możesz wyjść stąd już dzisiaj. Zadano ci wczoraj dość głębokie rany kłute, ale dzisiaj nie ma po nich śladu — powiedział i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. 

   — Naprawdę... nie ma po nich śladu? — zapytałam zdezorientowana.

   — Spójrz na swoją prawą dłoń. — Zrobiłam co chciał. Na zewnętrznej jak i wewnętrznej stronie nie było niczego niepokojącego.

   — Jeszcze wczoraj była przebita na wylot — mruknął Harry, a ja wytrzeszczyłam oczy za zdziwienia. Pomyślałam, że się przesłyszałam.

   — Jeszcze nigdy nie spotkałem czegoś takiego. Możesz odpowiedzieć mi na pytanie? Czy kiedyś przytrafiło ci się coś takiego? — Przyglądał mi się z ogromną uwagą.

   — Nigdy — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

   — Rozumiem... jeśli chcesz, to możesz iść już do wujka, czeka na ciebie — powiedział Harry. Szybko wstałam z łóżka przy pomocy Sebastiana.

   — Jest w sali 205 — powiedział, przeglądając jakieś papiery. Razem z Sebą skierowałam się w stronę sali numer 205. Weszłam bez pukania. Tak jak mówił mężczyzna, w środku był Henry.

   — Cześć, wujku — powiedziałam i przytuliłam go. 

   — Witaj, Rosallie. Cieszę się, że nic ci nie jest — powiedział.

   — Też ciesze się, że jesteś cały. — Uśmiechnęłam się od ucha do ucha, lecz nie trwało to długo, gdyż nagle przypomniały mi się słowa Jeffa o tym, jak chciał zrobić z wujka piniatę. Wtuliłam się w niego jeszcze bardziej. Rozmawiałam z Henry'm oraz Sebastianem jeszcze przez godzinę.

Wuj podał mi pęczek kluczy.

   — Rosallie, tu masz klucze do domu. Może tam się kręcić jeszcze policja, więc jak zapytają cię kim jesteś, to powiedz, że tam mieszkasz. Jak policjantów nie będzie, to zamknij drzwi na cztery spusty i nie otwieraj nieznajomym — powiedział wujek.

   — Okej, przecież wiem. — Przewróciłam oczami i razem z Sebastianem wyszłam na zewnątrz. Od szpitala do naszych domów na pieszo trzeba iść przez dwadzieścia minut. Sebastian chciał przejść na nogach całą drogę. Ze względu na ostatnie wydarzenia musiałam przekonać go, że lepiej będzie wrócić autobusem. Zrobiłam to bez większych trudności. Autobusem jechaliśmy z dziesięć minut.

   — To do jutra — powiedział Sebastian, przytulając mnie. Zarumieniłam się nieco i odwróciłam wzrok.

   — P-pa — wydukałam i pobiegłam w stronę domu. Rzeczywiście była tam policja.

   — Przepraszam, ale nie można tu wchodzić — powiedział jakiś policjant. Jego spojrzenie było dość... dziwne.

   — Ale ja tu mieszkam — powiedziałam niewinnie. 

   — Jak się nazywasz? — spytał.

   — Rosallie Morgan — odpowiedziałam, a mężczyzna wpuścił mnie do środka. Raczej musiał, w końcu to był mój dom. 

Po kilku minutach wszyscy policjanci wyszli. Zamknęłam za nimi drzwi, tak jak prosił wujek. Była godzina 19:30. Poszłam do swojego pokoju. Wszystko leżało na swoim miejscu. Nigdzie nie było żadnej krwi. W jednej chwili dobiegłam do małej szafki i otworzyłam ją szeroko. 

   — Uffff... Na szczęście na swoim miejscu — szepnęłam i wzięłam szkicownik z rysunkiem Jeffa i Hoodie'go. Przed oczami pojawił mi się obraz wujka siedzącego w szpitalu.

   — Jeff, jak mogłeś? Jak mogłeś go zranić? — zapytałam. Chciałam podrzeć ten rysunek jak najszybciej, ale jakaś dziwna siła mnie od tego powstrzymywała.

   — Co jest? Co się ze mną dzieje. Przecież on go zranił. Nie mogę mu tego wybaczyć — pomyślałam. Nadal nie mogłam podrzeć tego rysunku.

   — Ja... ja go nienawidzę — powiedziałam. Rysunek nadal był w całości. Moje ręce trzęsły się z frustracji. Byłam wściekła na siebie za to, że nie potrafiłam podrzeć głupiego rysunku. Schowałam go do szafki, którą zamknęłam na klucz. 

Poczłapałam do łazienki, w której umyłam zęby i wzięłam długą, odprężającą kąpiel. Następnie przebrałam się w piżamę i zeszłam na dół do kuchni. Zrobiłam sobie kolację składającą się z pięciu kanapek z szynką i pomidorem. Ostatnio bardzo mało jadłam. Zjadłam wszystko w dziesięć minut. Pozmywałam naczynia, po czym poszłam do swojego pokoju. 

Położyłam się na łóżku i po dosłownie kilku sekundach zasnęłam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

To chyba pierwsza notatka pod rozdziałem w tej książce xD. Więc zmieniłam trochę tytuł książki, nie wiem, czy ktokolwiek to zauważył, ale w każdym razie jest zmieniony. Zmieniłam też opis opowiadania, bo wcześniejszy mi się nie podobał. Chciałam jeszcze przeprosić za to, że rozdziały są nudne i rzadko się pojawiają, ale mam szkołę, a moja wena raz jest, a raz jej niema. Ech, co za wymówka, dobra już się nie tłumaczę. Mam nadzieję, że przynajmniej Wam się te rozdziały podobają. Kurde, jaka długa ta notatka xD. To do następnego :*.

Moi najlepsi przyjaciele || Historia Rosallieحيث تعيش القصص. اكتشف الآن