Rozdział 10

4.6K 350 113
                                    

Nerwowo chodziłam po pokoju. Nie wiedziałam co mogłam zrobić. 

   — Jak on wszedł do domu? Może nie zamknęłam drzwi? — zapytałam samą siebie. Byłam wystraszona i zestresowana. Nadal nie wiedziałam o co chodziło w słowach Jeffa – "będziesz piękna". Włączyłam telefon i wpisałam w Google'u "historia Jeffa the Killera". 

Po przeczytaniu jego historii zaczęłam rozmyślać.

   — Czyli Jeff chciał mnie oblać alkoholem i wybielaczem, po czym podpalić. Następnie miał wyciąć mi wielki, krwawy uśmiech tak jak u niego, a na koniec chciał mi wypalić powieki — powiedziałam na jednym wdechu. —  A Sebastiana chciał po prostu zabić — dodałam po chwili. Nie mogłam uwierzyć, że na świecie mógł istnieć ktoś tak okrutny i przerażający jak Jeff. Ten jego szeroki uśmiech, biała skóra, czarne, długie włosy i brak powiek. Na samą myśl dostawałam nieprzyjemnych dreszczy na całym ciele. Chociaż szczerze, mówiąc, zaciekawiła mnie historia Jeffa. Zabił swoich rodziców, brata, największego wroga Randy'ego i brutalnie pobił dwóch chłopaków z paczki swojego nieprzyjaciela, ponieważ ogarnęło go dziwne, mroczne uczucie. Co to mogło być za uczucie? Dlaczego Jeff poczuł je dopiero po przeprowadzce? Może była to po prostu jakaś choroba psychiczna? A może za tym kryło się coś większego?

   — Dlaczego Jeff zabił swojego brata? Przecież tak bardzo go kochał. — Nie mogłam zrozumieć tego, iż czarnowłosy zabił własnego brata. Przecież to było niewybaczalne.  

Z zamyślenia wyrwał mnie wujek, który wszedł nagle do pokoju, bez jakiejkolwiek zapowiedzi swojego pojawienia się, w postaci chociażby zapukania w drzwi.

   — Ubieraj się — powiedział, patrząc na mnie uważnie. W jego wzroku dostrzegłam zdziwienie i... Rozczarowanie?

   — Po co? — zapytałam, przechylając głowę w bok. Musiałam przyznać, że jego nagłe przyjście, zdziwiło mnie nieco. 

   — Idziemy na cmentarz. — Przez chwilę nie wiedziałam o co mu chodziło, lecz po kilku sekundach oprzytomniałam.

   — O kurcze, na śmierć zapomniałam — powiedziałam i zaczęłam się ubierać.
   Ja razem a z wujkiem, co miesiąc jeździmy na cmentarz pomodlić się za moich rodziców. 

   — Nic dziwnego, że zapomniałaś. — Tym razem w jego oczach zobaczyłam zrozumienie. Uśmiechnął się pokrzepiająco, lecz nie poczułam się usprawiedliwiona.

   — Właśnie to jest bardzo dziwne, że zapomniałam, nigdy o tym nie zapominam. — Ogarnął mnie wstyd. Jak mogłam zapomnieć o własnych rodzicach?

   — Miałaś prawo o tym zapomnieć w końcu chory psychicznie morderca prawie zabił ciebie i twojego przyjaciela — odparł.

   — I tak źle zrobiłam, zapominając — pomyślałam. Wzięłam torebkę, do której schowałam telefon i słuchawki, po czym wyszłam z domu. Szybko wsiadłam z wujkiem do samochodu, po czym. W drodze na cmentarz słuchałam muzyki, chociaż i tak słyszałam jedynie głośnie bicie mojego serca. Aby tam dojechać, trzeba niestety jechać przez las.

Modliłam się żeby wujek nie stracił kontroli na samochodem. Z całych sił próbowałam nie patrzeć za okno, ale nie mogłam się powstrzymać. Z sercem, bijącym szybciej, od galopującego konia, spojrzałam za szybę prawie krzyknęłam. Rozszerzyłam powieki w szoku. Moja broda zaczęła drżeć. W lesie, we mgle, unoszącej się między drzewami stał Slenderman z trzema postaciami u boku. Jak się domyślam, byli to Hoodie, Masky i Ticci-Toby. Każdy z nich miał ubrania we krwi. Mimo tego, iż widziałam ich tylko przez ułamek sekundy i tak ogromnie się bałam, a lęk przejął kontrolę nad moim wewnętrznym "ja".

Moi najlepsi przyjaciele || Historia RosallieWhere stories live. Discover now