Rozdział 2

6.8K 453 135
                                    

Per. ???

Szybko przeszedłem przez ulicę. Dookoła panował mrok, a pojedyncze lampy oświetlały niewielkie odcinki chodnika. Musiałem jak najszybciej wykonać misję od szefa. Moim dzisiejszym zadaniem było zabicie, jak największej ilości ludzi, aby wywołać panikę wśród mieszkańców miasta.
  
Szef zawsze powtarzał, że ofiara musi się bać przed śmiercią, panicznie bać. Czy lubiłem zabijać? Jasne, że lubiłem, ale to robiło się powoli nudne. Ci ludzie nawet nie próbowali walczyć. Tylko płakali albo prosili o litość. To było naprawdę żałosne. Chyba wolałem już posiedzieć w domu i pospać.
  
Poprawiłem moją czarną maskę, która prawie spadła mi z twarzy i skręciłem w uliczkę bogaczy. Ujrzałem kilka ogromnych willi. Wybrałem okazałą, trzypiętrowy dom za ścianami pomalowanymi beżową farbą, po czym przeskoczyłem przez biały mur, obrośnięty trochę dzikim bluszczem. Nie czułem ekscytacji ani szczęścia. Szczerze mówiąc, to nudziłem się.
  
Otworzyłem uchylone okno na parterze i cicho wślizgnąłem się do środka. Zobaczyłem, że znalazłem się w wielkiej, nowoczesnej kuchni. Meble były czarno-białe, a ściany szare.
  
Dzisiaj nie wziąłem ze sobą żadnej broni, więc złapałem za nóż kuchenny, leżący na stole, po czym pomaszerowałem po szklanych, wypolerowanych oraz niezwykle czystych schodach, na górę.
  
Wszedłem do pierwszego lepszego pokoju. Należał on do małej dziewczynki, bo ściany oraz meble były różowe bądź białe. Mała lampka nocna oświetlała łóżko, na którym spała mała, około sześcioletnia, blondynka. Ostrożnie podszedłem do niej, uważając na to, żeby się nie obudziła.
  
Jednym ruchem ręki otworzyłem jej buzię i szybko odciąłem język. Krew trysnęła na wszystkie strony, jednocześnie plamiąc moją bluzę. Po chwili dziewczyna otworzyła szeroko oczy, a ja usiadłem na niej i przyłożyłem jej nóż do szyi. Jej policzki stały się mokre od łez. Chciała coś powiedzieć, lecz brak języka, który odrzuciłem na bok, skutecznie jej to uniemożliwiał. Potem powoli i boleśnie wydłubałem jej oczy.  
  
Dziewczyna zaczęła się szarpać. Wkurzyło mnie to, więc zrobiłem głębokie nacięcie na jej szyi. Sześciolatka wzięła ostatni oddech i umarła z grymasem bólu na twarzy.
Następnie narysowałem na ścianie, jej krwią znak proxies, tak jak zawsze to robiłem, gdy kogoś zabijałem.
  
Nagle do pokoju ktoś wszedł. Był to chyba ojciec dziewczyny.

   — Kim jesteś?! — krzyknął z furią w głosie. Nie odpowiedziałem mu, tylko zamachnąłem się mocno, a ostrze trafiło centralnie w serce mężczyzny, który zaczął kaszleć szkarłatną cieczą i upadł na podłogę. To morderstwo nie było ekscytujące.
  
Zszedłem na dół, po czym wyskoczyłem oknem i poszedłem na dalsze polowanie.

Per. Rosallie.

Byłam w lesie. Szłam wąską, leśną ścieżką. Bezustannie świeciłam przed siebie latarką.
  
Drzewa wyglądały jak żywe, a na dodatek dziwne uczucie niepokoju, sprawiało, że po moich plecach przeszły dreszcze. Czułam się, jakby ktoś mnie obserwował. Przeczucie to nie chciało zniknąć, nieważne gdzie poszłam, czy co zrobiłam i tak miałam ciarki na plecach.
  
W pewnym momencie zobaczyłam małą karteczkę przybitą do pnia drzewa. Podeszłam do niego i uważnie przyjrzałam się kawałku papieru. Narysowana na nim była dziwna postać, a obok napisane było słowo "follows" Zaczęłam się rozglądać się niespokojnie za osobą, która mogłaby wywiesić tą kartkę, ale nikogo nie dostrzegłam. Schowałam kartkę do kieszeni i ruszyłam dalej.
  
Uczucie obserwowania z każdą chwilą stawało się coraz bardziej uciążliwe. W końcu nie wytrzymałam tej presji i zaczęłam biec. Gnałam ile sił w nogach.
  
W pewnym momencie zauważyłam kolejną karteczkę. Na niej było natomiast "can't run". Po raz kolejny rozejrzałam się po okolicy i znowu nie zauważyłam niczego dziwnego.
Włożyłam kartkę do kieszeni w bluzie i ruszyłam dalej.
  
Ktoś nadal mnie obserwował, byłam tego pewna. Słyszałam jakieś dziwne odgłosy. Jakby szum, ale nie pochodzący z lasu tylko z... Telewizora.
  
Powoli odwróciłam się do tyłu, gdyż znowu do moich uszu dobiegł tajemniczy szum. Przez ułamek sekundy stała przede mną wysoka postać w czarnym garniturze z czerwonym krawatem. Niestety nie dostrzegłam jej twarzy, jedyną rzeczą, którą zauważyłam było to, że miała ona białą jak śnieg, skórę.
Szybko zerwałam się do ucieczki. Po kilkunastu minutach, a przynajmniej tak mi się wydawało, zauważyłam kolejną karteczkę.
  
Tym razem narysowane na niej było kilka drzew oraz postać podobna do tej na pierwszej kartce. Gdy głośny szum zaatakował moje uszy, powodując ostry ból głowy, odwróciłam się przerażona, lecz tym razem nie zobaczyłam żadnej postaci.
  
Schowałam kartkę i pobiegłam dalej, nie zwracając uwagi na szumy, które z każdą chwilą coraz głośniej dzwoniły mi w uszach.

Kiedy ja rozglądałam się w poszukiwaniu kolejnego kawałka papieru, las jakby żył własnym życiem. Silny wiatr sprawiał, że drzewa wyginały się, prawie sięgając gałęziami podłoża. Nigdzie nie dostrzegłam żadnego zwierzęcia. Nawet ptaków.
  
Po kilku minutach znalazłam czwartą kartkę. Na niej napisane było "help me".

   — Komu mam pomóc? O co w tym wszystkim chodzi? — zapytałam samą siebie. Niestety nie dostałam odpowiedzi na to pytanie. Wepchnęłam karteczkę do kieszeni, po czym kontynuowałam moją wędrówkę.
  
Postać w garniturze pojawiała się coraz częściej i za każdym razem była bliżej mnie. Zauważyłam, że nie miała ona twarzy. Spostrzegłam także, że narysowana była na niektórych kartkach.
  
Podeszłam do drzewa z piątą kartką, na której napisane było "don't look... Or it takes you".
  
Po raz setny wokół mnie rozbrzmiał szum, lecz był był o wiele głośniejszy niż wcześniejsze. Nagle pojawiła się przede mną postać, którą miałam okazję już zobaczyć. Wyciągnęła w moją stronę długie, czarne macki, które wyrastały jej z pleców. Moje nogi wrosły w podłoże, a ręce zastygły. Nie mogłam wykonać najmniejszego ruchu. Po prostu wpatrywałam się w białą przestrzeń, w miejscu, gdzie powinna znajdować się twarz tego człowieka. Jeśli dało się go w ogóle nazwać człowiekiem.
  
Po chwili usłyszałam dźwięk rozrywania mięsa oraz łamania kości. Potem oczy przesłoniły mi szkarłatne plamy i nie widziałam już nic, a jedynym uczuciem, które mi towarzyszyło, był wielki strach.

Moi najlepsi przyjaciele || Historia Rosallieحيث تعيش القصص. اكتشف الآن