Rozdział 30

3.1K 299 48
                                    

Strach był w tej chwili częścią mnie. Przerażenie paraliżowało całe, moje ciało. Bałam się. Tak bardzo się bałam. Zalgo zbliżał się w moją stronę, kiedy ja stałam za Slenderem, a za mną wujek. Trzymam Henry'ego za rękę, ale nawet to nie pozwalało mi, pozbyć się strachu. Z każdym krokiem demona, bałam się jeszcze bardziej. Powoli zaczynało brakować mi powietrza. Kręciło mi się w głowie, ale nie straciłam przytomności. Pobudzające przerażenie trzymało mnie na nogach. Nagle do pokoju wbiegło kilku morderców, a byli to: Hoodie, Jeff, Jack, Ben, Toby oraz mała dziewczynka z brązowymi włosami i różową piżamą. Chłopak z czarną kominiarką na twarzy, podbiegł do nieprzytomnego Masky'ego, a nastolatek z goglami rzucił w Zalgo swoimi siekierami. Jedna wbiła się w ramię, a druga w głowę demona. Jednak on tylko się zaśmiał, po czym wyciągnął siekiery, a następnie rzucił nimi w moją stronę. Slender złapał obydwie bronie swoimi mackami.

   — Co tu się dzieje? — zapytał Jeff. Nasze spojrzenia się spotkały. On był zdziwiony, a ja przerażona.

   — Kto to jest? — spytał Ben, patrząc na Zalgo.

   — Uciekajcie stąd! — krzyknął Slender, ale nikt nie ruszył się z miejsca. Czerwonooki uśmiechnął się jeszcze szerzej. Nie miałam zielonego pojęcia, jak to zrobił, ale nagle znalazł się tuż za mną i wujkiem. Odepchnęłam Henry'ego na bok, a Zalgo w tym samym momencie skoczył na mnie. Po chwili szarpaliśmy się na podłodze. Demon był silniejszy. Usiadł na mnie i zaczął mnie dusić. Próbowałam się wyrwać, ale nie byłam wystarczająco silna. Slenderman próbował zrzucić go ze mnie, ale to także nic nie dawało. Nagle stała się najgorsza rzecz w całym moim życiu. Wujek skoczył na Zalgo, zrzucając go ze mnie. Chwilę szamotali się na podłodze. Nagle czarnowłosy uderzył wujka w twarz. Henry stracił przytomność i upadł na ziemię. Natomiast czerwonooki zaczął śmiać się jak szaleniec. Złapał wuja za włosy, po czym podniósł go do góry.

   — Rosallie, zawiodłem się. Myślałem, że jesteś w stanie zapewnić mi rozrywkę — zaśmiał się i... zrobił coś okropnego. Mocno się zamachnął, uderzając głową wujka o ścianę. Widok, który zobaczyłam, będzie nawiedzał mnie w koszmarach do końca życia. Głowa wuja była dosłownie rozłupana. W ścianie utworzyło się wgniecenie, z którego spływała szkarłatna ciecz. Krew była wszędzie. Na suficie, podłodze, a kilka plam nawet brudziło moje ubrania. Części czaszki oraz mózgu Henry'ego były porozrzucane na wszystkie strony. Demon puścił ciało wujka, które bezwładnie upadło na podłogę. — A myślałem, że będę miał z nim więcej zabawy, cóż, mówi się trudno — powiedział Zalgo. Stałam w bezruchu. Nie mogłam zrobić nawet jednego kroku. Upadłam na kolana. Zakryłam sobie oczy dłońmi, aby nie widzieć tego okropnego widoku. Zaczęłam płakać. Czerwonooki natomiast znowu się roześmiał. Moja głowa została zbombardowana takimi emocjami jak gniew, złość, smutek, żal czy rozpacz. W moim wnętrzu usłyszałam głosy. Mnóstwo głosów.

   — Zabij go — szepnął jeden z nich.

   — Zemszcz się — odezwał się drugi.

   — On zabił twojego wuja — dodał jeszcze inny. Nie miałam zamiaru się im opierać.

   — Zabiję — powiedziałam zachrypniętym, jakby nienależącym do mnie, głosem. Zalgo nadal był uśmiechnięty. — Zemszczę się. Zabiję, zabiję, zabiję — mówiłam cicho.

   — Możesz powtórzyć, Rosallie? — spytał demon, uśmiechając się szeroko.

   — Zabiję cię! — krzyknęłam, a wokół mnie pojawiło się mnóstwo płomieni. Łzy nadal skapywały mi po policzkach. Te, które poleciały na podłogę, robiły w niej dziury. Tak jak lawa, tylko z tą różnicą, że nie podpalały niczego. Ogień też niczego nie spalił. Wokół Zalgo także rozpaliły się płomienie. Sama nie wiedziałam czy było mi zimno czy ciepło. Miałam wtedy tylko jeden cel. Zabić istotę odpowiedzialną za śmierć najważniejszej dla mnie osoby. Skoczyłam w jego stronę, lecz on zrobił unik, po czym kopnął mnie w brzuch. Wyplułam trochę krwi i znowu wstałam. Ponownie na niego skoczyłam. Tym razem nie zdążył zrobić uniku.

   — I to jest rozrywka. Mogłem wcześniej zabić twojego wujka — zaśmiał się głośno, czym wkurzył mnie jeszcze bardziej. Usiadłam na nim i zaczęłam go bić pięściami. Uderzyłam go pięć razy, po czym on zrzucił mnie z siebie. Slender złapał go swoimi mackami i rzucił nim o ścianę. Zalgo wstał po kilku sekundach. — Miło było, Rosallie, ale muszę już wracać — powiedział. Zaczęłam biec w jego stronę, lecz, kiedy miałam go złapać za gardło, on rozpłynął się w powietrzu.

   — Gdzie jesteś tchórzu?! Zabiję cię! Słyszysz, zabiję! — krzyczałam na cały głos. Furia buzowała w moim sercu oraz umyśle.

   — Rosallie, jego już tutaj nie ma — powiedział Jeff.

   — Jaki on spostrzegawczy — przeszło mi przez myśl.

Ogień wokół mnie zniknął, a razem z nim znikła cała moja energia. Upadłam na podłogę z hukiem. Obraz przed oczami zaczął się rozmazywać. Mimo to, nadal płakałam. Łzy lały się z moich oczu potokami. Po chwili otaczała mnie jedynie ciemność i rozpacz.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jestem mordercą, zabiłam wujka Rosallie ;-;. Jeśli ktokolwiek lubił tą postać to przepraszam, ale musiałam go zabić na potrzeby książki :/. A tak w ogóle, to życzę Wam wesołych Świąt Wielkanocnych i mokrego dyngusa. To do następnego. :*

Moi najlepsi przyjaciele || Historia RosallieWhere stories live. Discover now