Rozdział 15

3.8K 317 74
                                    

   — To była najgorsza akcja, jaką kiedykolwiek przeżyłem — mruknął Jack, kopiąc jakiś kamień.

   — Ty się lepiej ciesz, że masz nerki, panie niebieski — powiedziałem złośliwie.

   — Nie mów tak do mnie! — krzyknął wkurzony nerko-żerca. 

   — No dobra... Panie niebieski — zaśmiałem się. Ostatkami sił powstrzymywałem się, żeby nie wybuchnąć śmiechem.

   — Spadaj, panie śmieszku — odgryzł się Jack. 

   — Jak on może mnie tak nazywać? Co on sobie wyobraża? To wszystko przez te bachory — pomyślałem oburzony.

Godzinę wcześniej

   — Otwieraj to okno. Wiesz, jaki jestem głodny? — Brązowowłosy zaczynał działać mi na nerwy.

   — Już, już, przecież otwieram — powiedziałem. Po kilku sekundach okno było otwarte na oścież. Niestety nie mogę zdradzić nikomu, jak to zrobiłem, gdyż musiałbym zabić osobę, która by się o tym dowiedziała. Chociaż kiedyś i tak to pewnie zrobię. 

Razem z Jackiem cicho weszliśmy do domu. Znaleźliśmy się w czyjejś sypialni, na środku której stało wielkie łoże małżeńskie. Pościel była w odcieniu jasnego błękitu. W domu słychać było śmiechy i piski.

   — Słyszę dzieci. Jest ich pięć. Dwie dziewczyny i trzech chłopaków. Wszyscy mają po jakieś osiem lat — powiedział szatyn. Zapomniałem wspomnieć, że Jack dzięki swojej ślepocie, miał o wiele lepsze inne zmysły, takie jak słuch. 

Powoli poszliśmy w stronę pisków. Tak jak mówił Jack, w pokoju była piątka dzieci. Jak się okazało, nie było z nimi rodziców.

   — Będziemy mogli się w spokoju pobawić — powiedziałem podekscytowany. Gdy weszliśmy do pokoju, nastała krępująca cisza. Dzieciaki patrzyły na nas nieco zdziwione.

   — Kim jesteście? — zapytał w końcu jakiś chłopak z brązowymi włosami. 

   — To pan śmieszek, a ten drugi to pan niebieski — palnęła nagle jakaś dziewczyna z dużymi, błekitnymi oczami. Wszystkie te bachory zaczęły się głośno śmiać. Nabrałem wielkiej chęci do wydłubania niebieskookiej tych jej gał.

   — Coś ty powiedziała?! — krzyknąłem w tym samym czasie co Jack. Dzieciaki chyba się wystraszyły, bo po chwili zaczęły ryczeć. Wyjąłem z kieszeni mój ukochany nóż i rzuciłem nim w dziewczynę z wielkimi gałami. Trafiłem w centralnie brzuch. Dziewczyna upadła na podłogę, po czym zaczęła drzeć się na cały głos.

   — Nie wrzeszcz tak, przecież nic takiego ci jeszcze nie zrobiłem — pomyślałem i szarpnąłem nożem. Wokół dziewczyny pojawiła się kałuża o kolorze szkarłatu. Podczas, gdy ona krzyczała z bólu, ja usiadłem na niej i złapałem ją za szyję.

   — Dzieciaki, macie teraz szanse zobaczyć, jak wygląda Jeff the Killer w akcji. — W końcu miałem okazję się wyżyć. Zacząłem powoli i boleśnie wydłubywać lewe oko dziewczyny, a kolejny, głośny krzyk rozległ się po całym pokoju. Otworzyłem usta ośmiolatki i szybko odciąłem jej język. Moja prawa dłoń była cała we krwi.

Odwróciłem się w stronę jedynego dzieciaka, który jeszcze stał na nogach. Był to blondyn z zielonymi oczami. Powoli do niego podszedłem i pokazałem mu gałkę oczną dziewczyny.

   — Widzisz to? Masz to zjeść. Jeśli tego nie zrobisz, to będzie cię bolało jeszcze bardziej niż ich — powiedziałem i wskazałem na resztę dzieciaków torturowanych przez Jacka. Chłopak ze łzami w oczach wziął ode mnie oko i wsadził je sobie do ust.

Moi najlepsi przyjaciele || Historia RosallieWhere stories live. Discover now