Rozdział 56

2.6K 233 85
                                    

Weszłam do hotelu wolnym krokiem. Za drzwiami ujrzałam Jeffa opartego o ścianę. Ominęłam go, spoglądając na niego przez chwilę. Dłonie miał schowane w kieszeniach, a bluzę całą w krwawych plamach.

   — Dlaczego to zrobiłaś? — zapytał nagle, a ja zatrzymałam się.

   — Co masz na myśli? — spytałam, nie odwracając się w jego stronę. — Cholera, czyli to widział — przeszło mi przez myśl.

   — Dobrze wiesz co. Dlaczego poszłaś za Sally? — warknął.

   — A dlaczego nie? — odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 

   — To było niebezpieczne — powiedział. Zaśmiałabym mu się w twarz, ale wolałam zachować spokój.

   — Jest dla mnie ważna. — Zacisnęłam pięści, próbując utrzymać emocje na wodzy, a było to dość trudne.

   — Mogła cie zabić. — Jego głos aż ociekał wściekłością.

   — Ale nie zrobiła tego — mruknęłam.

   — Bo Hoodie przyszedł na czas — powiedział tym razem głośniej. Wzdrygnęłam się, a następnie wzięłam głęboki wdech i odwróciłam się w stronę czarnowłosego. Ujrzałam w jego oczach frustrację. Przyglądając mu się nieco uważniej dostrzegłam także, że jego krwawy uśmiech wydawał się być jeszcze szerszy niż wcześniej. Przez chwilę wpatrywałam się w niego, nie mogąc wykrztusić chociażby jednego, cichego słowa.

   — Czy ty... śledziłeś mnie? — spytałam w końcu. Tym razem to on niczego nie powiedział, a do wściekłości w jego oczach dołączyło zakłopotanie. — Śledziłeś mnie?! Tak czy nie?! — zapytałam głośniej. Nadal nic nie mówił. — Czyli tak — odpowiedziałam samej sobie. Czarnowłosy nadal nie odzywał się, co niemiłosiernie mnie irytowało. — Możesz mi powiedzieć czego ty tak właściwie ode mnie chcesz?! — krzyknęłam. Chciałam wydrzeć się na niego jeszcze bardziej, lecz nie zdążyłam, bo chłopak złapał mnie za nadgarstek, po czym wybiegł z hotelu, ciągnąc mnie za sobą. Biegał jeszcze szybciej od Hoodiego, co wcale nie ułatwiało mi pozostania na nogach.

   — Puszczaj mnie! — darłam się na cały głos, lecz on mnie nie słuchał i biegł dalej. Próbowałam się zatrzymać, lecz na próżno. Jeff był ode mnie o wiele silniejszy. Minęło kilkanaście minut. Byłam wyczerpana. Potknęłam się o kamień. Gdy chłopak w bluzie zobaczył, iż nie byłam już w stanie biec dalej, zatrzymał się. W odróżnieniu ode mnie, po nim nie było widać nawet śladu zmęczenia.

   — Czego... czego ty ode mnie chcesz? — zapytałam, dysząc ze zmęczenia. Jeff popatrzył mi w oczy. Było w nich widać determinację.

   — Przepraszam... — mruknął. Moje serce na chwilę przestało bić, ale tylko na chwilę, bo nie minęła sekunda, a zaczęło walić w mojej piersi jak oszalałe. Po raz kolejny nie mogłam wykrztusić słowa. — Przepraszam, że powiedziałem ci wtedy, że cię nienawidzę, przepraszam, że zraniłem twojego wujka, przepraszam, że zraniłem ciebie, przepraszam za wszystko — dokończył. Nadal nic nie mówiłam. — Powiedz coś... cokolwiek. Nie zostawiaj mnie w niepewności — szepnął.

   — Ja... ja... nie wiem czy mogę ci wybaczyć — powiedziałam.

   — Rozumiem, ale pomyśl nad tym, dobrze? — Między nami zapadła głucha cisza. Wpatrywałam się w niego, a on we mnie. Staliśmy tak przez kilka minut.

   — Ja... ja chyba wrócę już do hotelu — oznajmiłam, po czym odwróciłam się napięcie. Rozejrzałam się dookoła. Szybko zorientowałam się, iż byłam w części lasu, której jeszcze nigdy nie widziałam na własne oczy. Spojrzałam w stronę czarnowłosego. Założył na głowę kaptur, przez co nie widziałam jego oczu.

   — Nigdy nie byłam w tej części lasu i... nie wiem, w którą stronę mam iść, aby dostać się do hotelu — powiedziałam.

   — Chodź — mruknął po nosem, a następnie zaczął iść przed siebie szybkim krokiem, omijając drzewa, które lekko kołysał chłodny wiatr. Podążałam za nim, nie mówiąc nic.

   — Przeprosiłeś mnie. Widziałam w twoich oczach szczerość. Nie kłamałeś, ale czy mogę ci wybaczyć? Po tym wszystkim co zrobiłeś. Czy mogę ci ufać? — zapytałam w myślach samą siebie. Byłam tak zajęta swoimi myślami, że nawet nie zauważyłam, kiedy Jeff się zatrzymał. Zderzyłam się z jego plecami.

   — Co się dzieje? — spytałam.

   — Ktoś nas obserwuje. Nie rozglądaj się. Nawet jeśli usłyszysz coś w krzakach, nie patrz na boki — szepnął.

   — Dobrze — szepnęłam równie cicho co on.

   — Idziemy dalej — dodał po chwili i znowu zaczął iść przed siebie, lecz tym razem jego krok był wolniejszy oraz bardziej wyluzowany. Szłam za nim, próbując się nieco uspokoić. Nie wychodziło mi to tak dobrze jak czarnowłosemu, jednak starałam się jak tylko mogłam.

W pewnym momencie ogarnęły mnie niepewność oraz ciekawość. Chciałam wiedzieć co lub kogo Jeff zobaczył. Tak jak mnie prosił, nie patrzyłam na pobliskie krzaki w poszukiwaniu osoby, która nas śledziła. Znowu usłyszałam szelest. Nagle poczułam czyjeś pazury przejeżdżające po mojej łydce Wstrzymałam oddech. Bałam się odwrócić.

   — Rosallie — mruknął czyiś zachrypnięty, mroczny głos. Zaczęłam się pocić. Jedna część mnie chciała się odwrócić i zobaczyć z czym miałam do czynienia, druga zaś pragnęła bym czym prędzej brała nogi za pas.

   — Wytrzymaj jeszcze chwilę — szepnął chłopak przede mną. Jego głos odrobinę mnie uspokoił.

   — Rosallie... zginiesz — mruknął ktoś znowu. Nagle usłyszałam szelest, jakby ktoś szykował się do skoku.

   — Nie pozwolę na to! — krzyknął Jeff, jednocześnie odsuwając mnie lewą ręką za siebie, prawą natomiast rzucił nożem w stronę istoty, która chciała na mnie przed chwilą skoczyć, był nią Rake. Stwór zrobił unik, a ostrze broni czarnowłosego wbiło się w ziemię.

   — Uciekaj! — krzyknął, po czym skoczył na potwora i zaczął się z nim szarpać. Nie chciałam go zostawiać, ale czy miałam wybór? Zamiast mu pomóc, pewnie byłabym dla niego tylko kulą u nogi.

   — Pobiegnę po pomoc! — Po chwili zaczęłam biec przed siebie najszybciej jak mogłam. Tym razem znałam drogę do hotelu. — Szybciej, szybciej, szybciej — mówiłam do siebie. Po kilkunastu minutach zobaczyłam budynek hotelu. Wbiegłam do środka i po sekundzie znalazłam się w salonie, w którym siedzieli Bezoki Jack, Ben, Roześmiany Jack oraz Clockwork.

   — Musicie mi pomóc — powiedziałam zdyszana.

   — Co się dzieje? — zapytała zdziwiona zegarkooka.

   — Jeff walczy z Rakem — odpowiedziałam.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Tak! Jeff w końcu przeprosił Rosallie i to kiedy była przytomna. Muszę mu przyznać, że robi postępy xD. To... do następnego. :*

Moi najlepsi przyjaciele || Historia RosallieWhere stories live. Discover now