Rozdział 63 (maraton)

2.3K 211 18
                                    

Powoli otworzyłam oczy. Zamrugałam kilka razy, po czym wstałam z ziemi. Znajdowałam się w lesie. To miejsce chyba mnie prześladowało.

Drzewa były gwałtownie przechylane przez silny wiatr. Spojrzałam w tył. Z moich pleców wyrastała para czarno-czerwonych skrzydeł. Dotknęłam swoją głowę, z której wystawały rogi. Po chwili popatrzyłam na swe dłonie. Moje paznokcie były dłuższe niż zwykle, a ostre zęby raniły mi język. Nagle wokół mnie pojawił się ogień. Muskał on moje, gołe stopy, lecz co dziwne nie parzył ich. 

Zaczęłam iść przed siebie leśną ścieżką. Wszystko co znajdowało się za mną, zostawało spalane. Zobaczyłam na trawie plamy krwi, mimo to szłam dalej. Po kilku minutach zobaczyłam czyjeś zmasakrowane ciało, leżące pod drzewem w nienaturalnej pozycji. Jak się później okazało, zwłoki te należały do Clockwork, której zegarek został wyciągnięty z prawego oczodołu i rzucony gdzieś na bok. Ominęłam jej ciało, kontynuując swoją wędrówkę. 

Następne ciało należało do Bena. Miał on odciętą lewą rękę oraz wielką dziurę w brzuchu, z której wypływały skąpane we krwi wnętrzności. Jego truchło także pozostawiłam z tyłu, pozwalając, aby płomienie obróciły je w proch. 

Po jakimś czasie ujrzałam martwą Sally. Na jej ciele było o wiele więcej krwi niż zwykle, a jej głowa była w połowie zmiażdżona. W dłoni trzymała Stefcia, który w odróżnieniu od niej był w nienagannym stanie. Przeszłam obok brązowowłosej, a ogień pochłonął ją całą. Po chwili zauważyłam Roześmianego Jacka. Jego ciało bujane przez wiatr, powieszone było na grubej gałęzi. Gdy podeszłam do drzewa, ogień za mną sprawił, iż roślina przewróciła się, robiąc z ciała klauna krwawą miazgę, która po chwili została zasłonięta przez płomienie. 

Kolejne ciało należało do Niny. Ona była w lepszym stanie niż poprzednie ciała. Jedynie w jej głowie znajdowała się dziura po strzale z pistoletu. Gdy jej ciało zostało obrócone w pył, zobaczyłam dwa następne, należące do Masky'ego oraz Hoodiego. Leżeli oni obok siebie z opróżnionymi pudełkami po tabletkach w dłoniach. Ogień spopielił ich w kilka sekund. Później zobaczyłam Toby'ego, który miał jedną siekierę wbitą w pierś, drugą zaś w szyję. Jego głowa była odczepiona od reszty zmasakrowanego ciała. W jego goglach odbijało się moje odbicie, które prawie w całości było pochłonięte przez ogień. Moje stopy stały się brudne od krwi mych martwych przyjaciół. 

Następnym trupem okazał się Bezoki. Miał on poderżnięte gardło, a w dłoniach trzymał swoje nerki, które bynajmniej, nie były wycięte przez niego. Po tym jak został on spalony, spostrzegłam na środku ścieżki kolejne, a zarazem ostatnie ciało. Był to Jeff. Przykucnęłam przy nim, przyglądając mu się z ogromną dokładnością. Był on nienaruszony. Ujęłam jego twarz w dłonie. Nie mogłam stwierdzić, co czułam, gdy patrzyłam na niego. Nie odczuwałam smutku ani radości. Byłam wyprana ze wszelkich emocji. Pogładziłam go po policzku. Jedna krwawa łza skapnęła mu na twarz. Przyciągnęłam do siebie jego zimne ciało, oplatając je rękoma. Chciałam oddać mu jego dawne ciepło. Ogień otoczył nas, a gorący okrąg z każdą chwilą zacieśniał się. Gdy płomienie dosięgnęły nas, Jeff zaczął obracać się w proch, a ja nie mogłam nic zrobić, żeby go uratować. Przytuliłam go mocniej, lecz to nic nie dało. Z każdą sekundą miałam go coraz mniej. Po chwili z czarnowłosego nie pozostało nic, a moją jedyną towarzyszką pozostała samotność.

Otworzyłam oczy. W mojej głowie ukazywały się obrazy ze snu, z którego na moje nieszczęście zapamiętałam wszystko, każdy szczegół. Zmasakrowaną Clockwork, Bena z dziurą w brzuchu, w połowie zmiażdżoną Sally, powieszonego Laughing Jacka, postrzeloną Ninę, dwóch proxies z maskami na twarzach oraz pudełkami po tabletkach, Toby'ego z odciętą głową, Bezokiego Jacka ze swoimi nerkami w dłoniach oraz zimnego Jeffa, pogrążonego w wiecznym śnie. Przeszłam obok nich, pozwalając, by ogień spalił ich wszystkich.

   — Czy ja istnieję tylko po to, żeby niszczyć? — To pytanie bezustannie krążyło w mojej głowie. Dotknęłam swój policzka, który było lodowaty. Co dziwne nie było mi zimno, a moje ciało nie zaczęło się trząść. 

Wzięłam głęboki oddech, po czym wstałam z łóżka i przebrałam się w czarną bluzkę oraz pierwsze lepsze dżinsy z dziurami. Następnie poszłam do łazienki, w której szybko się ogarnęłam. Nadal byłam zimna, tak jak Jeff w moim śnie. Zeszłam na dół. Po kuchni krzątała się Clockwork. Usiadłam przy stole oraz nadal niezauważona przez brązowowłosą, z głową opartą na dłoni, zaczęłam stukać w stół paznokciami. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę.

   — Och, Rosallie... nie zauważyłam cię... sorka — powiedziała i nerwowo podrapała się po głowie. Nadal stukałam w stół, nie odzywając się. — Co chciałabyś zjeść dzisiaj na śniadanie? — zapytała, otwierając lodówkę wypchaną po brzegi jedzeniem.

   — Nie jestem głodna — mruknęłam w końcu. Brązowowłosa znowu na mnie spojrzała. Powiekę miała przymrużoną, jakby się nad czymś zastanawiała. Powoli podeszła do mnie i przyjrzała mi się jeszcze uważnej.

   — Jesteś blada — powiedziała po chwili, a ja odwróciłam od niej wzrok. — I strasznie chuda — dodała, przybliżając się do mnie jeszcze bardziej.

   — Zawsze taka byłam — odparłam obojętnie. Clockwork powoli zaczynała mnie denerwować. Nagle wyciągnęła dłonie w moją stronę, łapiąc mnie mocno za przedramiona.

   — Twoje ciało jest bardzo zimne — oznajmiła, po czym zjechała dłońmi na moje nadgarstki. Chciałam, żeby mnie puściła, więc lekko szarpnęłam rękoma, lecz dziewczyna była nieustępliwa i nadal mocno trzymała moje przeguby. — R-Rosallie — jąkała się, głośno przełykając ślinę, a ja spojrzałam na nią zdziwiona. — Nie czuję pulsu — szepnęła. Przez moment wydawało mi się, iż usłyszałam w jej głosie nutę przerażenia.

~~~~~~~~~~~~~~~~

Czwarta część maratonu zakończona i przepraszam, że taka krótka.

Moi najlepsi przyjaciele || Historia RosallieWhere stories live. Discover now