Rozdział 19

3.7K 312 110
                                    

Per. Jeffa

Właśnie wracałem do domu z Jackiem. Była noc, a bezchmurne niebo rozświetlały miliony gwiazd. Lekki, chłodny wiatr kołysał drzewami. Pewnie zapytacie, dlaczego wracaliśmy o tak późnej godzinie. To dlatego, że spotkaliśmy w lesie grupkę studentów. Raczej nie muszę tłumaczyć co z nimi zrobiliśmy.

   — Ale będzie wyżerka — powiedział podekscytowany Eyeless.

   — A ty znowu o tym — mruknąłem znudzony. Przez całą drogę gadał o tym, jak to on się nażre tymi nerkami. To było strasznie irytujące.

   — Stój. Słyszę czyjeś kroki — powiedział nagle. Stanąłem i zacząłem nasłuchiwać. Nagle z krzaków wyszedł Ben.

   — Co tu robicie? — spytał ze zdziwieniem, wymalowanym na twarzy.

   — Fałszywy alarm, to tylko ten krasnal — powiedział Eyeless i poszedł dalej.

   — Zamknij się, bezoki — warknął Ben. Szatyn zignorował go.

   — Wracamy do domu — powiedział Jack, odpowiadając na jego wcześniejsze pytanie.

   — Slender, już złożył cię do kupy? — Byłem dosyć zdziwiony widokiem blondyna. Myślałem, że "patyczak" nadal go operował.

   — Jak widać. Dosyć szybko się z tym uwinął — powiedział Ben.

   — Nie mogę uwierzyć, że jakaś baba cię tak urządziła — zaśmiał się Jack. Spojrzałem na minę Bena i wybuchłem śmiechem. Wyglądał, jakby jego głowa miała eksplodować ze wściekłości.

   — Następnym razem ją zabiję — powiedział wkurzony Ben. Chciałem go uderzyć, ale powstrzymałem się. Chwila, chwila... Czy ja chciałem zranić go za to, że powiedział, iż zabije Rosallie? Kurde co ze mną? Dlaczego mówię jej po imieniu? Przecież to tylko ofiara, która i tak prędzej czy później zginie.

Po chwili doszliśmy już do domu. Kiedyś był to szpital dla chorych psychicznie, ale Slender "przerobił" go na... Zaraz. jak on to nazwał? A tak, przerobił go na hotel dla Creepypast. Każdy morderca jaki istniał na ziemi, mógł przychodzić tutaj, kiedy chciał oraz na ile zapragnął. Było to jedyne bezpieczne miejsce, jakie znałem dla takich jak my.

Gdy weszliśmy do środka, zobaczyłem tylko Masky'ego. Była noc, więc wszyscy pewnie wyszli pozabijać.

   — Hej, Masky, jest Slender? — zapytałem, rozglądając się dookoła.

   — Nie ma go teraz. Wyszedł — powiedział.

   — Ale światło w jego pokoju było zapalone — powiedział nieco zdziwiony Ben.

   — Mówię, że go nie ma — mruknął brązowowłosy.

   — A kiedy wróci? — zapytałem.

   — Nie wiem — odpowiedział szybko.

   — Dobrym kłamcą to ty nie jesteś — pomyślałem. Nie trudno było się domyśleć, że Masky kłamał. On w najmniejszym stopniu nie potrafił kłamać.

   — Ech, no dobra — powiedziałem i poszedłem na pierwsze piętro, na którym znajdował się mój pokój, ale zamiast do swojego pokoju poszedłem do gabinetu Slendera. Powoli wszedłem do środka i rozejrzałem się. Slendermana rzeczywiście nie było.

   — Kurde, gdzie on polazł? — zapytałem samego siebie i poszedłem do swojego pokoju.

Per. Rosallie

Szeroko otworzyłam oczy. Zaczęłam walczyć o powietrze. Brałam coraz większe wdechy. 

   — Co to było? Dlaczego śnią mi się takie koszmary? Nigdy nie skrzywdzę wujka. Nigdy, nigdy, nigdy — mówiłam do siebie. Nie chciałam nawet dopuścić do siebie myśli, że mogłabym zrobić cokolwiek wujkowi.

Spojrzałam w stronę zegar. Była 7:20. Poszłam do łazienki, w której szybko się ogarnęłam, po czym wróciłam do pokoju i przebrałam się w jakieś ciuchy. Po chwili zeszłam na dół. Nie byłam w stanie przełknąć śniadania. Nie po tym koszmarze. Błyskawicznie założyłam trampki i kurtkę, wzięłam plecak po czym wyszłam na zewnątrz. Miałam jeszcze 20 minut do rozpoczęcia lekcji. Postanowiłam, że pójdę po Sebastiana.

Gdy podchodziłam do jego domu, on właśnie zamykał za sobą drzwi. Gdy mnie zobaczył, uśmiechnął się pogodnie. Zrobiłam to samo i podeszłam do niego.

   — Cześć.

   — Witaj.

   — Muszę cię o coś zapytać. Wiem, że to nie zbyt odpowiedni moment, ale tak właściwie to skąd wziąłeś te grę? No wiesz... Majora's Mask — powiedziałam. Sebastian spojrzał na mnie dziwnie i trochę smutno. Zapewne chciał o tym wszystkim zapomnieć, a ja mu przypomniałam. Mogłam go nie pytać.

   — Jeśli nie chcesz, to nie odpowiadaj, nie będę cię do niczego zmuszała — powiedziałam.

   — Nie. Powiem ci. Mój kolega, który obecnie nie żyje, dał mi ją kilka dni przed śmiercią — mruknął ze smutkiem w głosie.

   — Jak on umarł? — zapytałam. Nie przemyślałam tego pytania.

   — Och... Przepraszam. Ostatnio nie myślę, o tym co mówię. Lepiej będzie, jak już się zamknę — powiedziałam.

   — Nic się nie stało. Pogodziłem się już z jego śmiercią. Popełnił samobójstwo... Powiesił się — powiedział, każde jego słowo przesiąknięte było bólem i smutkiem.

   — Nie umiesz kłamać — pomyślałam. Złapałam go za ramię i uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił uśmiech. 

Po chwili byliśmy już w szkole. Szczerze mówiąc, to nie było tak źle. Tiffany ani razu do mnie nie podeszła i nie zaczęła mnie obrażać. To może dlatego, że Sebastian ciągle za mną łaził. Gdy pytałam się, dlaczego za mną chodził, on odpowiadał, że to dla mojego zdrowia psychicznego.

   — Jestem bardzo zdrowa psychicznie — pomyślałam obrażona. Tiffany serio do mnie nie podchodziła. Widziałam, jak na mnie patrzyła. Z nienawiścią. Wiedziałam, że kiedyś mnie dorwie. Gdyby to się wydarzyło, nawet Sebastian nie byłby mi w stanie pomóc. 

Po lekcjach poszliśmy jeszcze do spożywczaka, w którym Sebastian kupił sobie czipsy.

   — Chcesz? — zapytał i przystawił mi paczkę do twarzy.

   — Nie, dzięki — powiedziałam. Przez resztę drogi nie odzywaliśmy się do siebie.

   — To pa — powiedział, gdy byliśmy przed moim domem.

   — Narka — powiedziałam i weszłam do domu.
   Nie miałam najmniejszej ochoty na jedzenie obiadu. Poszłam, więc do pokoju i odrobiłam lekcje. Dopiero teraz zauważyłam małą kartkę na moim łóżku.

   — Chciałbym dokończyć naszą rozmowę. Przyjdź przed las o godzinie 17:00. Będę na ciebie czekał w pobliżu lasu - S — przeczytałam szeptem, łatwo było się domyśleć, kto napisał tę wiadomość. Popatrzyłam na zegar. Była godzina 16:55. Wybiegłam z domu i pognałam w stronę lasu. 

Tak jak napisane było na kartce, przed drzewami stał Slender.

   — O co chodzi? — zapytałam.

   — Chcesz wiedzieć, kim jest Zalgo? — spytał.

   — Tak — odpowiedziałam.

Moi najlepsi przyjaciele || Historia RosallieWhere stories live. Discover now