Rozdział 42

3.1K 251 57
                                    

   — Co się dzieje? — zapytałam się w myślach. Już od kilku minut krztusiłam się własną krwią. — Slender, ten twój eliksir chyba nie zadziałał zbyt dobrze — pomyślałam, wypluwając jeszcze więcej krwi. Z każdym kaszlnięciem siły opuszczały mnie coraz bardziej. — Cholera... jeszcze nigdy nie przytrafiło mi się coś takiego. Dlaczego akurat teraz? — spytałam. Po chwili atak kaszlu złagodniał, a ja mogłam oddychać spokojnie, nie martwiąc się o to, iż zostanę uduszona przez własną krew. 

Brałam ogromne oddechy. Byłam wycieńczona. Powoli wstałam przy czym prawie się wywaliłam, wzięłam piżamę, po czym chwiejnym krokiem skierowałam się w stronę łazienki. Oparłam dłonie o zlew, a następnie wypuściłam z kranu zimną wodę i przemyłam sobie nią twarz. Poczułam się odrobinę lepiej. Spojrzałam w lustro, a moje spojrzenie spoczęło na krwawym napisie "Śmierć pomoże mi wziąć Twą duszę". Stłumiłam krzyk, zakrywając sobie usta dłonią. Czym prędzej wskoczyłam do wanny i zaczęłam szorować gąbką swoje ciało, zostawiając na nim czerwone ślady, które po kilku sekundach znikały, a na ich miejscu pojawiały się nowe. Ani razu nie spojrzałam w kierunku lustra. Po kilku sekundach zaczęłam myć włosy. Chciałam jak najszybciej wyjść z tego pokoju. Nie minęło nawet kilka minut, a ja już byłam w piżamie. Wybiegłam z łazienki najszybciej jak tylko mogłam. Pod kołdrę wskoczyłam od razu po znalezieniu się w pokoju. Wyłoniłam spod niej głowę dopiero, kiedy zaczęło brakować mi powietrza. Byłam cała spocona oraz nie mogłam wykonać chociażby najmniejszego ruchu. Nawet oddychanie sprawiało mi trudności. Przez chwilę myślałam, że się uduszę.

   — Rosallie, uspokój się. Na tym lustrze niczego nie było, niczego nie było — powiedziałam szeptem. Powtarzałam to sobie kilka razy, aż w końcu mogłam wziąć głęboki oddech. — Cholera... gadać do siebie... znowu... — pomyślałam już odrobinę uspokojona. — Tak nie może być. — Wymawiając te słowa, mocno zacisnęłam pięść. Nie chciałam być słaba... nie mogłam być słaba... nie tutaj... nie w hotelu creepypast. W końcu wzięłam się w garść, wstałam z łóżka, a następnie szybkim krokiem pomaszerowałam w stronę łazienki. Gdy otwierałam drzwi moje serce zaczęło bić szybciej. Otworzyłam drzwi na oścież, włączyłam światło, po czym powoli podeszłam do lustra. Gdy na nie spojrzałam, nie było na nim niczego niepokojącego. Ani jeden krwawy napis go nie brudził. Jedynym co dostrzegłam w zwierciadle, była moja czerwona od potu twarz. Odetchnęłam z ulgą. Jednakże bardzo mała cząstka mnie nadal odczuwała strach. Tylko przed czym? Może przed czymś czego bym się nie spodziewała? Albo przed tym czego obawiałam się najbardziej? A obawiałam się, iż za sekundę zobaczę w tym lustrze jakąś postać za mną lub kolejne krwawe napisy. Chciałam przez chwilę poczekać przed zwierciadłem oraz zyskać pewność, że wszystko było w porządku. Serce łomotało mi w piersi, a każda sekunda wydawała się wiecznością, mimo to nadal stałam tam nieruchomo, patrząc na swoje odbicie. 

Po kilku minutach czekania na cokolwiek, nic się nie wydarzyło. Postanowiłam więc wyjść z łazienki. Gdy znalazłam się obok drzwi, jeszcze raz spojrzałam w stronę lustra. Tak jak przed chwilą, nic na nim nie było. 

Nie zauważyłam creepypasty przede mną, przez co zderzyłam się z nią w dość bolesny sposób. Obydwoje upadliśmy z hukiem na podłogę. 

Powoli wstałam, masując się po głowie. Mieszkańcem hotelu, z którym się zderzyłam, okazał się być Eyeless Jack.

   — Coś ci się stało? — zapytałam zaniepokojona.

   — Nie... po prostu tędy przechodziłem i nie zauważyłem jak wychodziłaś z łazienki... zresztą nie widziałem cię z wiadomych powodów — mruknął, pokazując na czarne otwory w masce.

   — Ale na pewno nic ci nie jest? — dopytywałam.

   — Spokojnie, jestem cały — mruknął prawie niesłyszalnie w odpowiedzi. — Mam pytanie... — dodał po chwili.

Moi najlepsi przyjaciele || Historia RosallieWhere stories live. Discover now