Rozdział 11

4.4K 336 75
                                    

Znajdowałam w domu Sebastiana, wszędzie było ciemno. Powoli szłam przed siebie, uważając, żeby nie potknąć się o nic. Weszłam cicho do pokoju Seby.

   — Sebastian, jesteś tu? — zapytałam zaniepokojona, lecz nikt mi nie odpowiedział. 

Nagle zauważyłam brązowowłosego, siedzącego przed włączonym komputerem. Jego głowa przekrzywiona była w bok, a on sam się nie ruszał. Powoli do niego podeszłam, wpatrując się jednocześnie w ekran przed szatynem. Była na nim wyświetlona jakaś postać. Nie, to była statua. Przedstawiała ona jakiegoś elfa z zieloną bluzką i czapką, brązowymi butami oraz blond włosami. Szczerze, mówiąc statua ta wyglądała dosyć przerażająco. Najbardziej wystraszyła mnie jej martwa twarz. Wyginała swoje usta w lekkim, budzącym lęk uśmiechu, a swoimi oczami wpatrywała się nieobecnie wprost na Sebę. Nie wspomniałam jeszcze o tym, że pod statuą znajdował się napis – "Spotkał cię straszliwy los, czyż nie?"

   — Sebastian, wszystko z tobą w porządku? — Mój głos zadrżał. Złapałam go za ramię i odwróciłam krzesło w moją stronę tak, aby zobaczyć twarz chłopaka.

Doznałam szoku. Z oczu Sebastiana wypływały krwawe łzy, przecinając jego policzki czerwonymi stróżkami.  Skapywały one z jego brody, brudząc ubrania chłopaka.

Zauważyłam w lewej ręce nastolatka, nóż brudny od krwi. Spojrzałam na prawe przedramię Sebastiana. Kapała z niego szkarłatna ciecz. Dopiero po chwili zobaczyłam, że na podłodze znajdowała się wielka plama krwi, która z każdą sekundą powiększała się coraz bardziej. 

Podwinęłam Sebastianowi prawy rękaw. Na jego przegubie było mnóstwo nacięć, z których wypływał jeszcze świeży czerwony płyn. Puściłam rękę nastolatka, a jego ciało bezwładnie upadło na podłogę. Zauważam na biurku Sebastiana kartkę.

— Proszę nie graj w tą grę. Zniszcz ją. Szybko zanim ciebie też opęta — przeczytałam na głos. Upuściłam kartkę i spojrzałam na ekran. Nagle statui zaczęły spływać krwawe łzy po policzkach. Byłam tak przerażona, że nie mogłam ruszyć się z miejsca. Strach sparaliżował całe moje ciało. Mój oddech przyspieszył, a z czoła zaczęły skapywać kropelki potu.

Nagle ekran zaczął śnieżyć. Wpatrywałam się w niego przerażona. Minęło kilka sekund, po czym ekran zgasł i nastała ciemność, a ja wróciłam do rzeczywistości.

Dobiegam do włącznika i zapaliłam światło. Z ekranu zaczęła wyłaniać się ręka. Szybko odwróciłam się i wybiegłam z pokoju. Przebiegałam z pokoju do pokoju, ale nie mogłam znaleźć wyjścia. Pobiegłam przez kuchnię, salon i korytarz, po czym skręciłam w prawo, znowu kuchnia, salon, i korytarz, skręciłam w lewo, i... Po raz kolejny kuchnia, salon oraz korytarz. Czułam się jakbym była uwięziona w jakiejś pętli czasowej.

Nagle usłyszałam głośny śmiech. Serce podskoczyło mi do gardła. Przyspieszyłam. Znowu przebiegłam przez kuchnię i salon. Gwałtownie zatrzymałam się na korytarzu. Pod ścianą, w najciemniejszym rogu korytarza stała jakaś postać. Widziałam tylko jej czerwone źrenice, wpatrujące się we mnie. Raz jeszcze do moich uszu przybył psychiczny, mrożący krew w żyłach, przeraźliwy śmiech, który aż nasiąkał szaleństwem.

Ten śmiech należał do postaci w ciemności. Szybko rozejrzałam się dookoła. Jak najszybciej pobiegłam w stronę okna, wzięłam krzesło stojące obok mnie po czym rozbiłam szybę. Drobiny szkła rozsypały się wokół mnie, odbijając światło księżyca. Weszłam na parapet i wyskoczyłam. We włosach czułam zimny wiatr, a ziemia z każdą sekundą była coraz bliżej. Ostatnie co widziałam to ciemność.

   — Sebastian, nie! — krzyknęłam cała spocona. Na moje nieszczęście leżałam na skraju łóżka i straciłam równowagę, co poskutkowało kilkoma siniakami.

Moi najlepsi przyjaciele || Historia RosallieWhere stories live. Discover now