Rozdział 18

3.6K 323 42
                                    

Powoli weszłam do domu. Wiedziałam co mnie czekało i przygotowałam się na to psychicznie już przed wyjściem z domu.

   — Rosallie, gdzieś ty była?! — krzyknął wujek tuż za moimi plecami. Aż podskoczyłam ze strachu. Na takie coś to się nie przygotowałam. Szczerze, mówiąc bardziej w tamtej chwili bardziej bałam się wujka niż Slendermana. Tylko dlaczego? Chyba wiem. To dlatego, że dowiedziałam się, iż byłam okłamywana przez osobę, przy której zawsze czułam się bezpiecznie. Mowa tu oczywiście o Henry'm. Moje zaufanie do niego spadło. Chociaż mógł mieć jakiś powód, żeby mi nie mówić. 

   — Nie, nic go już nie usprawiedliwi — pomyślałam. Bałam się go, bo był nieprzewidywalny. Nigdy nie sądziłam, że mógłby mnie okłamać i to w taki sposób. Jak mógł mi nie powiedzieć o takiej rzeczy, przecież byliśmy rodziną!

   — Jak mogłeś mnie okłamać!? Ty przebrzydły kłamco! Dlaczego!? Dlaczego!? — darłam się w myślach. A łzy cisnęły mi się do oczu. Nie miałam odwagi wypowiedzieć tych słów na głos.

   — Rosallie, mówię do ciebie. Dlaczego wróciłaś tak późno? Wiesz ty która jest godzina? Pierwsza w nocy — powiedział wujek, lecz bardziej przypominało to krzyk. 

   — Nie obchodzi mnie to! Chcę wiedzieć, dlaczego mnie okłamałeś! — krzyczałam w myślach. 

W środku darłam się jak jakaś wariatka, a na zewnątrz wpatrywałam się w jakiś punkt na ścianie, żeby tylko nie patrzeć wujkowi w oczy. Chciałam to zrobić, chciałam, żeby zobaczył, jak wściekła jestem, ale nie mogłam, po prostu nie umiałam.

   — Martwiłem się o ciebie. Bardzo się martwiłem — powiedział z troską w oczach. Spojrzałam na niego. Był szczery. Widziałam to po wyrazie jego twarzy. Zły czar prysł, a ja zmiękłam.

Zaczęły mną targać wyrzuty sumienia. Czułam się winna. Winna za to, że wujek musiał się o mnie martwić. Przed chwilą byłam wściekła, ale teraz jakoś nie mogłam na niego krzyczeć, nawet w myślach.

   — Przepraszam — powiedziałam cicho, odwracając wzrok.

   — Już miałem dzwonić po policję — powiedział i przytulił mnie. Odwzajemniłam uścisk. Nie bałam się go już. Moje zaufanie do niego nigdy nie spadnie. Znowu poczułam się bezpiecznie. Poczułam, że mam osobę, której na mnie zależy. Miałam tylko wielką nadzieję, że to nie iluzja, za którą kryje się kolejne kłamstwo.

   — Myślałem, że porwał cię jakiś morderca. Nie zniósłbym tego. Jesteś jedyną osobą, której ufam. Nie mogę cię stracić — powiedział. 

Nie wytrzymałam, coś we mnie pękło. Zaczęłam płakać. Łez z każdą chwilą było coraz więcej. 

   — Wujku, proszę, nie zostawiaj mnie. Nie odchodź... Nigdy - zaszlochałam cicho i przytuliłam go jeszcze mocniej. Wiedziałam, że zachowywałam się żałośnie, ale nie obchodziło mnie to.

   — Obiecuję, że nigdy cię nie opuszczę — powiedział.

   — Dziękuję — wyszeptałam i pociągnęłam nosem.

   — Rosallie, już dobrze. Dlaczego nadal płaczesz?

   — To, takie smutne.

   — Co jest smutne?

   — Życie... No wiesz, zawsze się zastanawiałam, dlaczego to właśnie nas czekał taki los. Dlaczego akurat my straciliśmy bliskich? To takie... Smutne — powiedziałam. Użalanie się nad sobą – coś, co robiłam niezwykle często. Zawsze nienawidziłam tego, iż wychodziło mi to tak dobrze. Że tak wiele osób się na tym przełamywało. Nie cierpiałam siebie, za to, że w kłamliwy sposób przekonywałam ludzi do siebie, wywoływałam u nich współczucie, które przemieniało się w żal, a następnie chęć pomocy i pocieszenia.

Wzięłam głęboki wdech, po czym powoli wypuściłam powietrze z płuc. Policzki szczypały mnie od łez, które jeszcze nie wyschły.

   — Masz rację, życie jest smutne, ale musimy żyć dalej. Musimy żyć dla tych, których już nie ma — powiedział, gładząc mnie po włosach. Uśmiechnęłam się i przytaknęłam mu.

   — Tak. Będę żyła i będę cię chroniła — powiedziałam. Po jego policzku spłynęła łza, tylko jedna, szczera łza.

   — Wujku, dlaczego płaczesz? — zapytałam.

   — Jesteś taka podobna do Maddie — powiedział, na co uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. Pocałowałam go w policzek, po czym wolnym krokiem poszłam do łazienki. Odkręciłam ciepłą wodę. W tym samym czasie wypłukałam swoją czerwoną twarz i szybko umyłam zęby.

Gdy wanna była już napełniona wodą, rozebrałam się i weszłam do niej. Szybko umyłam się, po czym przebrana w piżamę, weszłam do swojego pokoju i wskoczyłam do łóżka. Kiedy zasnęłam, zapragnęłam tylko jednego, aby ktoś mnie jak najszybciej obudził.

Byłam w ciemnej izolatce. Nie miałam pojęcia, jak się w niej znalazłam, ale to nie było ważne. Słyszałam głosy, mnóstwo nieznanych głosów, które mówiły wprost do moich uszu okropne rzeczy.

   — Rosallie, on cię okłamał — szepnął jeden z głosów, chichocząc przy tym mrocznie.

   — Okłamał cię — powtórzył po chwili.

   — Zranił cię. Jak masz teraz komukolwiek zaufać? — zapytał inny.

   — On cię nienawidzi — powiedział kolejny.

   — Nie... To n-nie prawda, on mnie ko-kocha — mówiąc to, cała drżałam. 

Skuliłam się na podłodze i schowałam twarz między kolanami, przyciągniętymi do piersi. Bałam się przebywać w małym pomieszczeniu w towarzystwie jakiś głosów.

   — Nienawidzi cię, ponieważ jego siostra zginęła dla ciebie. Nienawidzi cię. Chciałby, aby Maddie była z nim. Nie chce cię znać — powiedziały, mrożąc mi krew w żyłach.

   — Nie to nie prawda. On nigdy mnie nie zostawi! Przyrzekł mi to! — wydarłam się na cały głos.

   — Okłamał cię... Znowu. On jest nieprzewidywalny — powiedział jeszcze inny.

   — On, sprawia ci tyle bólu. Zabij go. — Po usłyszeniu tego zdania, moje serce zamarło na chwilę, po czym znowu swoim tempem dorównało stadu koni.

   — Nie! Nigdy! — krzyknęłam przez łzy.

   — Jeśli tego nie zrobisz, on zabije ciebie. On cię nienawidzi. Zabiję cię, gdy będzie miał okazję — szepnął głos. Próbowałam zatkać sobie uszy, lecz nawet to nic nie dawało. Głosy stawały się coraz głośniejsze. Ciągle tkwiły w mojej głowie i nie chciały ucichnąć.

   — Zabij go. Zabij go. Zabij go. Zabij go — mówiły wszystkie naraz.

   — Odwalcie się ode mnie! Co wy o mnie wiecie?! Nic! Niczego o mnie nie wiecie! — darłam się. Nie wiedziałam już, co miałam zrobić.

   — Wiemy o tobie wszystko. Jesteśmy tobą — szepnęły. Straciłam równowagę i upadłam na podłogę. Próbowałam wstać, lecz mocne zawroty głowy uniemożliwiały mi to.

   — Nie, nie wierzę wam. Niech ten koszmar w końcu się skończy. Proszę... Niech ktoś mi pomoże — szepnęłam cicho. Z moich oczu wypływały łzy. 

Nagle zobaczyłam światło. 

   — Zabij go, zanim on zabiję ciebie. — To było ostatnie zdanie, wypowiedziane przez głosy, które słyszałam, przed moim wybudzeniem.

Moi najlepsi przyjaciele || Historia RosallieWhere stories live. Discover now