Do pokoju wpadł wujek.

   — Co się dzieje?! — zapytał, lecz bardziej brzmiało to jak krzyk. Powoli wstałam z podłogi i zaczęłam głęboko oddychać. Gdy już się uspokoiłam, usiadłam na łóżku i wytarłam pot z czoła.

   — Możesz wyjaśnić mi w końcu, co tu się dzieje? — zapytał Henry.

   — Nic się nie stało. — Nie miałam wielkiej ochoty o tym rozmawiać.

   — Jak to nic, przecież krzyczałaś na cały głos, a na dodatek spadłaś z łóżka, jak mogło się nic nie stać? — zapytał zdenerwowany wuj. W sumie, to mu się nie dziwiłam. Miał ciężką pracę i musiał się mną zajmować, a ja co? Robiłam sobie za wroga Jeffa the Killera, jednego z najbardziej niebezpiecznych morderców w kraju.

   — Po prostu przyśnił mi się koszmar — powiedziałam smutno i spuściłam wzrok. Wujek głośno westchnął i usiadł obok mnie.

   — Jaki? — zapytał po chwili, tym razem spokojniej.

   — Że Sebastian popełnił samobójstwo — powiedziałam. W mojej głowie ukazał się obraz mojego przyjaciela z podciętymi żyłami. Zamknęłam oczy, lecz obraz nie znikał. Henry przysunął się bliżej mnie, po czym przytulił mnie czule. Nagła fala bezpieczeństwa sprawiła, że mój oddech uspokoił się odrobinę.

   — Już dobrze, to tylko zwykły koszmar. Przecież nic takiego się nie stanie — powiedział i zaczął mnie gładzić po policzku.

   — Tak wiem — odparłam, chociaż sama nie wierzyłam w swoje słowa. Już nie wiedziałam co miałam myśleć po ostatnich wydarzeniach. No wiecie, Slenderman mnie prześladował, Jeff chciał uczynić mnie "piękną" i jeszcze ten sen. Nie wiedziałam już w co wierzyć, a w co nie.

   — Która godzina? 

   — Czwarta trzydzieści — odpowiedział wuj, po czym wstał z łóżka.

   — Połóż się jeszcze spać, pójdę później do pracy, żebym mógł cię obudzić — powiedział.

   — Nie będziesz zaniedbywał pracy z mojego powodu, a zresztą i tak już nie zasnę. — Wyraz mojej twarzy mówił zapewne, że nie zmienię już zdania, wujek tylko przytaknął i wyszedł z pokoju. Chyba nie chciał się ze mną kłócić. Skoro miałam jeszcze dużo czasu do wyjścia z domu, postanowiłam wziąć długą odprężającą kąpiel, żeby się dobrze rozbudzić. 

Siedziałam w tej wannie chyba z godzinę. Po kąpieli poszłam do swojego pokoju i przebrałam się w czarną bluzkę z jakimś szarym nadrukiem i czarne getry. Spojrzałam na zegar, była 5:40.

   — Jejku, jeszcze tyle czasu, co ja mam robić? — zapytałam samą siebie. Nagle przez moją głowę przeszły okropne myśli. — A co jeśli Sebastian naprawdę popełni samobójstwo przez tą grę? Mówił coś, że chodzi za nim jakaś statua. W moim koszmarze na ekranie jego komputera też była statua — powiedziałam, po czym włączyłam telefon.

   — Chwila... Jak nazywa się ta gra? Majora's Mask? Chyba tak — mruknęłam i wpisałam w Google'u – "Majora's Mask - Creepypasta". Zobaczyłam napis "Ben Drowned".

   — Sebastian wspominał też, że w grze był jakiś poprzedni zapis o nazwie Ben — przeszło mi przez myśl. Bez zastanawiania się zaczęłam czytać Creepypaste. Opowiadała ona o trzynastoletnim chłopcu, nękanym przez trzech innych chłopaków tylko za to, że grał w gry video. Chłopiec ten nazywał się Benjamin Peters. Ben został związany i wrzucony do rzeki, gdzie umarł z braku powietrza. Było także napisane, że ostatnia gra w jaką grał Ben to właśnie Majora's Mask, do której się przeniósł i dzięki niej doprowadził swoich prześladowców do popełnienia samobójstwa, ale Benowi to nie wystarczyło, on chciał więcej, to już nie był Benjamin Peters, ten samotny i bezbronny chłopiec. Stał się mordercą o imieniu Ben Drowned.

   — Ben Drowned? Czy on naprawdę jest w grze Sebastiana? Skąd w ogóle Sebastian wziął te grę? To trochę mało prawdopodobne — mruknęłam.

Po raz setny odwróciłam wzrok w stronę zegara. Była już 6:30. Postanowiłam dowiedzieć się jak najwięcej o Benie. Przez czterdzieści minut szukałam o nim jakichkolwiek informacji.

   — Ktoś podobno też miał styczność z Benem. Nawet nagrał swój game play na Youtube —powiedziałam i włączyłam filmik. 

Nawet nie obejrzałam go do końca. Nie było na nim niczego, czego bym nie wiedziała.

   — Wcześniejszy zapis o nazwie Ben, dziwnie zachowujące się postacie i statua chodząca za graczem, nic nowego — jęknęłam niezadowolona z poszukiwań, którymi i tak nie nabyłam zbyt wielu nowych informacji.

Uznałam, że nie było najmniejszego sensu dalej szukać, więc wyłączyłam telefon i zeszłam na dół. Zjadłam śniadanie i... No dalej zagnijcie... Spojrzałam na zegar. Była 7:30. Posiedziałam jeszcze chwilę w domu, po czym założyłam trampki oraz kurtkę i wyszłam na zewnątrz.

Po drodze spotkałam Sebastiana.

   — Cześć, Rosallie, co tam u ciebie? — zapytał uśmiechnięty Seba.

   — Tak właściwie to nic. A jak tam z tą twoją grą? Majora's Mask, tak? — Obawiałam się jego odpowiedzi.

   — No cóż... Jakby to powiedzieć, żeby brzmiało to sensownie? — zapytał z twarzą myśliciela, a ja lekko się uśmiechnęłam. — Ta cała statua ciągle za mną chodzi i czasami, jak gram, to słyszę jakieś śmiechy. — Mój uśmiech przeobraził się w grymas przerażenia, a chłopak, stojący przede mną chyba go nie dostrzegł. — Trochę to straszne, ale bardzo wciągające i nie mogę przestać grać — zakończył swoją wypowiedź, a ja z całych sił próbowałam uspokoić bicie serca.

   — Co?! Jakie śmiechy do cholery?! Idioto, w co ty grasz i jak ta gra mogła cię wciągnąć?! — darłam się w myślach. — O-okej... Nie wnikam — powiedziałam na głos.

Po kilku minutach spaceru byliśmy już w szkole.

Moi najlepsi przyjaciele || Historia RosallieWhere stories live. Discover now