LXVI

909 63 9
                                    

Camila pov

- Cameron! - Szukałam w panice kluczyków do auta. - Cameron zejdź na dół! - Chwyciłam pożądany przedmiot z uroczym, różowym pomponem i podeszłam do schodów. - Zaraz spóźnię się do pracy!

- Idę! - Zbiegł ze schodów i zaczął ubierać buty w roztargnieniu.

- Szybko, bo się spóźnimy. - Popędzałam mojego jedenastolatka.

Przez ten rok wiele się zmieniło. Zaręczyłam się, zrobiłam prawo jazdy, skończyłam trzydziestkę i jestem najszczęśliwsza osobą na świecie.

Nie zawsze jest dobrze..są małe problemy z Cameronem, czasem z rodzina Lauren, która ostatecznie wycofała się z mojego życia i konsultujemy się tylko w sprawach Naszego syna o ile w ogóle. Lauren dalej odsiaduje swój wyrok, czasem ciężko mi uwierzyć, że tyle minęło, ale cieszę się, że rozstałyśmy się na dobre. Tak jest lepiej.

Wszystko idzie w dobrym kierunku, zamierzamy z Jackie za jakiś czas zacząć planować Nasz ślub, myślimy tez o adopcji dziecka, ale to temat na za jakiś czas.

Postanowiłam tez, że nie będę kończyć studiów, zamierzam otworzyć swoją firmę, która zajmie się produkcja świeczek, na których punkcie mam ostatnio obsesje i ich tworzenie sprawia mi frajdę, ale póki co dalej pracuje w drukarni.

Ten dzień był dość wyczerpujący, nie dość, że zaspałam, zdążyłam pokłócić się z Cameronem, nie kupiłam połowy produktów spożywczych, które powinnam to jeszcze weszłam w ogromną kałuże błota przez domem, która ochlapała i zabrudziła moje białe spodnie.

Przeklinając pod nosem przekręciłam zamek w drzwiach i weszłam do domu. Zdjęłam z siebie płaszcz, buty i przywitałam się z psem odkładając kluczyki i torebkę na swoje miejsca.

- Jackie! - Krzyknęłam od progu, bo światło w salonie się świeciło. - Jesteś dziś wcześniej?! - O mało nie zemdlałam, gdy w salonie, na kanapie zastałam Ją.

Zamknęłam na moment oczy i ponownie je otworzyłam. Zaczęłam tez szukać ukrytych kamer, bo myślałam, że dostałam na głowę. - O Chryste.

- Cóż za miłe przywitanie. - Lauren w całej swojej okazałości bez kajdanek i uniformu, w swoim normalnym stroju i z tym głupim uśmiechem zaczęła iść w moim kierunku.

- Nie podchodź. - Zrobiłam krok w tył, ale ona szła dalej wypalając mi dziurę w czole. - Co Ty tu robisz?! - Za moimi plecami pojawiła się ściana.

- To tez mój dom, pamiętasz? - Stanęła zdecydowanie zbyt blisko, a ja czułam się jakbym zobaczyła ducha. Nie mogłam nawet mrugnąć, moje serce biło tak mocno, ze na pewno to słyszała.

- Nie było Cię tyle..- Usłyszałam otwieranie drzwi wejściowych i szybko wyminęłam Lauren biegnąc w tamtym kierunku. - Lauren tu jest! - Krzyknęłam szeptem i schowałam się za Jackie, która miała pytająca minę. - W naszym salonie! - Popchnęłam ją lekko w przód, żeby zobaczyła to na własne oczy na co przystała i weszła do pomieszczenia.

- Jest i pani detektyw. Po domu tez chodzisz w mundurku? Jeszcze będę miła PTSD - Zaśmiała się, a obok jej oczu pojawiły się delikatne zmarszczki. - Ale spokojnie, przekimam tutaj tylko jakiś czas. - Opadła na fotel i położyła nogę na łydkę.

- Co?! Nie! - Zaczęłam się gotować, bo Lauren oznacza problemy. Nie ma opcji, żeby tu została.

- Camila..osadzona..Lauren ma ustalone miejsce pobytu i musi tu zostać. - Jackie powiedziała wzdychając i odkładając swoją torbę.

- Żartujesz sobie?! - Teraz byłam zła jeszcze na Nią, na pewno wiedziała, na bank! - Pobawcie się w osadzona i policjantkę, idę się przebrać. - Machnęłam ręka i wkurzona do granic możliwości wyszłam z salonu zostawiajac tam je obie.

Nie potrafisz mi się oprzeć | CAMRENМесто, где живут истории. Откройте их для себя