XXX

1.2K 42 2
                                    

Lauren pov

- I na cholere dzwoniłeś do ojca? - Uderzyłam pięścią w stół opadając na krzesło naprzeciwko jego biurka.
- Musi Cię zabrać do domu, nie jesteś obecnie zdolna do pracy, Lauren. - Spojrzał na dwie kule oparte o jego biurko.
- Pierdolenie, nigdzie nie wracam.
- Wracasz. Wrócisz na sam finisz, gdy dojdziesz do siebie. Potrzebuje kogoś skrupulatnego w Kaliforni. - Wstał i chwycił za moje kule.
- Sama sobie kurwa poradze. - Wyszarpnęłam kule z jego rąk i włożyłam pod ramiona, po czym wyszłam z Jego biura.

Jebany, kurwa Apito. Myśli, że może mną pomiatać. Nie cierpie tej roboty i tych ludzi.

*

Abel odwiózł mnie pod mój obecny dom, chciał pomóc mi wyjść, ale sporjzałam na niego morderczym wzrokiem, więc odpuścił i siedział cicho.

- Powodzenia, Jauregui. Wracaj do zdrowia. - Machnął do mnie ręką.
- Ta, spierdalaj. - Stanęłam o kulach i westchnęłam.

Okazało się, że ucierpiały 2 osoby, właściwie to nie żyją. Chłopak, który mi pomógł zniknął bez śladu, pewnie się gdzieś ukrywa. Ja oberwałam kulą, a Tylor na szczęście nic się nie stało.
W domu zrobiło się ciszej, o wiele ciszej, ale wiadomo, że na ich miejsce przyjdzie kolejna zgraja jakiś "żądnych przygód" nastolatków, ćpunów, czy pojebańców, którzy zrobią wszystko dla kasy.

Na kanapie w salonie siedziała brunetka, która na mój widok zerwała się z niej i podbiegła mocno przylegając do mojej klatki piersiowej.
- Ej, mała, żyje. Bez zbędnych czułości. - Wycofałam się, a ona strzeliła buraka.
- Lauren, tak się bałam.. - Łzy napłynęły jej do oczu.
- Przestań się mazać. - Ominęłam Ją i opadłam na kanapę rzucając kule na drewnianą podlogę.
- Abel mówił, że..musisz wracać. Nie poradzę sobię bez Ciebie..
- Wrócę, bardzo szybko. - Chwyciłam dłonią Jej żuchwę i obróciłam w swoim kierunku, zdezorientowana moim krokiem uchyliła wargi. - Miej jaja, jak tu wrócę chcę widzieć Cię żywą. - Puściłam jej oczko i sięgnęłam po kule.

*

Doczłapałam się na górę do swojego pokoju i skierowałam od razu pod prysznic. Skacząć na jednej nodze zdjęłam spodnie, nadal nie miałam na sobie koszulki, więc przerzuciłam stanik sportowy
przez głowę i bez kul weszłam pod prysznic. Gorąca woda stróżkami spływała z mojego ciała i włosów, przybrała czerwony kolor co mnie wcale nie zdziwiło.

Zdjęłam przemoczony opatrunek i usiadłam na sedesie, spojrzałam na szwy na moim udzie, które wyglądały jakby zaraz miały pęknąć, wygląda paskudnie. Wzięłam zwyczajny plaster z apteczki
i zakleiłam zakrwawione miejsce uwcześnie zalewając je wodą utlenioną. Szczypało jak cholera.

Ubrałam na siebie przylegające czarne dresy i czarną bluzę. Na lot idelanie. Nie mam kurwa pojęcia jak odnajdę się na lotnisku o kulach. Nienawidzę być zależna od kogokolwiek.
Choćbym miała się zesrać, dotrę do Kaliforni sama. Bez niczyjej pomocy.

Mój telefon zaczął wibrować w charakterystyczny sposób, spojrzałam na ekran. Chris. Kurwa, jeszcze tego brakowało.

- Czego? - Burknęłam do słuchawki.

- Widziałem Cię w wiadomościach! Czyś Ty do reszty oszalała?! - Krzyczał do słuchawki.

- Oglądasz zdecydowanie za dużo telewizji. - Zaśmiałam się.

- Nie Laurenm jeśli wpakujesz się do więzienia to ojciec kolejny raz Ci nie pomoże! - Wrzeszczy.

- Byłam zamaskowana, idioto.

- Camila nie będzie zadowolona jak to zobaczy.

- A co do tego ma Camila? - Uniosłam brew i usiadłam na skraju łóżka.

Nie potrafisz mi się oprzeć | CAMRENWhere stories live. Discover now