LXV

760 56 4
                                    

Lauren pov

Po sytuacji w Miami Camila i Cameron natychmiast wrócili do domu. Towarzyszył im oczywiście Tyron, który ewidentnie był mną zawiedziony, ale oczywiście nie mógł tego okazywać. Choć i tak naruszył zasady, za co powinnam strzelić mu z łeb to zgadzałam się z Nim w kwestii mojego zjebania i narażania Camili oraz Camerona na cały ten bałagan. Ja zostałam jeszcze pare dni żeby dopiąć ostatnie sprawy, po powrocie zastałam puste mieszkanie, nawet Hulka nie było.

Emma sugerowała, ze się do mnie wprowadzi, ale szczerze to miałam to kompletnie w dupie, nie obchodziła mnie na tyle żebym musiała się tym przejmować, w końcu była tylko striptizerka, z która byłam bo nie mogłam mieć tej, która chciałam mieć. I w końcu się do tego przyznałam. Ale tylko przed sobą.

Minął miesiąc, odkąd nie widziałam Camili i Camerona. Miesiąc rzeźni, która urządzałam gdy tylko mnie coś wkurwiło. Wyżywałam się na każdym bezbronnym człowieku, nawet na moich ludziach, bo czułam tak ogromna pustkę, że rozrywała mnie na strzępy.

Minęło pół roku, a zbliżające się urodziny Camerona wcale nie pomagały. Piąte urodziny.

Nie wiedziałam, że można tęsknić za kimś tak bardzo, nie wiedziałam, że w ogóle mogę posiadać takie uczucie. Powoli zaczęłam godzić się z sytuacją i zajmować tylko i wyłącznie praca. Odwróciłam się od wszyskich na tyle ile to było możliwe, stałam się wrakiem człowieka i musiałam w końcu się podnieść.

- Będziesz siedzieć i pić zamiast walczyć o swoją rodzine?! - Krzyczała moja mama zbierając butelki od whisky ze stołu w salonie.

- Daj mi spokój, łeb mi pęka. - Zaczęłam masować swoje skronie wstając z kanapy. - Po co tutaj w ogóle przyszłaś?

- Bo jesteś moim dzieckiem! Ojciec wariuje! Kasyno stanęło! Tyron nie wie co ma ze sobą zrobić, a Ty..- Wyrzuciła ręce w powietrze.

- Ogarnę to wszystko. - Wzruszyłam ramionami.

- Masz na to 15 minut, masz iść się umyć i być gotowa, bo nie ręczę za siebie! - Wycelowała we mnie palcem odzianym w długi, biały tips, jej liczne bransoletki na ręce przyprawiały mnie o ból głowy.

Cudem podniosłam się z kanapy i udałam na górę, szerokim łukiem omijałem pokój Camerona i Camili więc spałam na kanapie i korzystałam z łazienki dla gości na dole.

Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze i zrobiło mi się niedobrze. Wyglądam jak siedem nieszczęść.

Ogarnęłam się na tyle ile to było możliwe i zeszłam na dół, gdzie moja matka burcząc pod nosem narzekała na bałagan.

- Kokaina? Naprawdę? - Spojrzała na mnie. - Ty? Przeciwniczka narkotyków? - Ręce jej opadły.

- To nic takiego. - Przewróciłam oczami o otworzyłam pusta lodówkę. - Poza tym jestem dorosła. - Prychnęłam i chwyciłam za szklankę po czym napełniłam ją woda z kranu. Camila by ją przefiltrowała i krzyczała na mnie, że pije brudna.

Po tym jak moja własna matka zbeształa mnie na sto różnych sposobów wzięłam się w garść. Zaczęłam od sprawdzenia kasyna, którym do tej pory zajmował się Ty i Emma, wszystko było w jak najlepszym porządku.

- No proszę, proszę. Ktoś tu wrócił do żywych. - Emma stanęła obok mnie z założonymi przedramionami na piersi.

- Daj mi spokój. - Przetarłam oczy.

- Przestań, mam dla Ciebie coś specjalnego. - Zatrzepotała swoimi sztucznymi rzęsami sunąć palcem po moim ramieniu.

- Później. Gdzie Ty? - Zaczęłam rozglądać się po pomieszczeniu.

Nie potrafisz mi się oprzeć | CAMRENOnde as histórias ganham vida. Descobre agora