XXXIV

1.2K 48 18
                                    

Camila pov

- Ma ogromną ranę postrzałową na udzie. - Upiłam łyk kawy.
- Jak do tego doszło?! - Harry wyrzucił ręce w powietrze.
- Nie wiem, wiem tyle, że stało się to w Brazylii. Nie mówiła zbyt wiele kiedy..- zasłoniłam usta dłonią.
- Kiedy co Camila? - Zmarszczył brwi. - Nie. nie zrobiłaś tego! Zrobiłaś to! Pieprzyłaś się z kryminalistką! - Wykrzyknął w środku kawiarni, a ja zasłoniłam twarz kartą napoi. Wszystkie oczy klientów skierowały się na nas.
- Możesz mówić ciszej?! - Krzyknęłam szeptem.
- Doigrasz się zobaczysz, nimfomanko. - Zarzucił szal na szyję i ułożył kolano na kolanie. - ale opowiedz jak było. - Odchrząknął, a ja pokręciłam głową i zaczęłam opowiadać wszystko ze szczegółami.

- Ma żonę?! - Oparł czoło o rękę i przymknął powieki.
- Miała.
- Nie wiesz w co się pakujesz. Co jak znajdę Cię na dnie jeziora, albo w rowie? - Skrzywił się.
- Co miałbyś robić na dnie jeziora? - Uniosłam brew i zachichotałam.
- Nieistotne! Co ze Shwanem? Nadal wysyła Ci kwiaty?
- Nie, ostatnio nie. Miałam się z nim spotkać,ale Lauren wróciła i wiesz..

Z kawiarni przenieśliśmy się do parku, aby zażyć  trochę świeżego powietrza. Rozmawialiśmy o tym, jak Lauren jest niebezpieczna, jak zabije mnie na pustyni, poćwiartuje i wyślę paczką do Harrego. Wiem, że się martwi, ale uważam, że przesądza. Jestem pewna, że to taki chwilowy wyskok Lauren i że na codzien prowadzi raczej spokojne i normalne życie. Przecież wystarczy spojrzeć na jej rodzinę, to taka miła rodzina.

- Uważaj na siebie i spotkamy się na imprezie jutro u Dinah, dobrze? - Cmoknął mnie w usta i poprawił torbę na ramieniu odchodząc wgłąb parku.

*

Zaprosiłam Shwana do siebie, zgodził się, bo akurat kończył trening. Ma tu być za godzinę, więc zdążę się wyszykować i jeszcze zadzwonić do matki. Ostatnio gadałyśmy ponad tydzień temu, więc na pewno się stęskniła.

Jest sygnał, ale nie odbiera.

Po 5 próbach dałam sobie spokój, najwyżej oddzwoni.

Chciałam też zobaczyć się z Lauren, ale skoro nie pisze, ani nie dzwoni to nie chce się narzucać. Ona jest specyficzna, więc jak będzie czegoś chciała to na pewno mnie znajdzie. To trochę przerażające.

Ubrałam się w krótkie szorty i białą bokserkę, na to narzuciłam beżowy kardigan i czekałam na Shwana, który miał pojawić się lada moment.

*

- Cześć piękna. - Uśmiechnął się szeroko i wyjął zza pleców bukiet żółtych tulipanów na co się skezywilam. Nienawidzę tulipanów.
- Hej, dziękuję. - Z grzeczności przyjęłam kwiaty i odłożyłam je na stolik.
- Nie dostanę całusa? - Uniósł brew i wskazał palcem swoje wargi.
Zmieszana podeszłam do niego i stając na palcach Cmoknęłam go w usta, ale przyciągnął mnie do głębszego pocałunku.

Nie czułam tej iskry, tego podniecenia, było miło, ale nie tak jak z Nią.

- Jak mecz? - Przetarłam usta dłonią i usiadłam na łóżku, a brązowooki obok mnie.

Shwan siedział u mnie jeszcze dwie godziny i jak zwykle opowiadał o sobie. O swojej drużynie, swoich stopniach, swoich sukcesach, nawet o swoich znajomych i imprezach.
Bardzo mnie nudził, więc udałam ból głowy tym samym sprawiając go.

Gdy wyszedł spojrzałam na telefon, który wskazywał godzinę 21:00, postanowiłam napisać do Lauren sms, po prostu..na dobranoc.

Do:Lauren:

Miłych snów, Lauren.

Poszłam do łazienki studenckiej, aby odbyć wieczorna toaletę. Po przebraniu się w piżamę wzięłam książkę i zatopiłam się w lekturze.

Nie potrafisz mi się oprzeć | CAMRENWhere stories live. Discover now