XLII

1.1K 52 18
                                    

Camila pov

Gdy Ją zobaczyłam byłam tak cholernie zła, ale z drugiej strony tak szczęśliwa, że nie wiedziałam co mam myśleć.

Chciałam Ją zabić i przytulić jednocześnie..

- To..dziwne..- Zabrała swoją duża dłoń z mojego brzucha, a ja poczułam pustkę.
- Ta, co Ty nie powiesz. - Syknęłam, podwinęła koszulkę i usiadłam po turecku.
- Co zamierzasz? - Spytała z poważna miną.
- Nie usune dziecka, jeśli Ci o to chodzi. - Spojrzała na mnie z dziwnym błyskiem w oku.
- Dlaczego? - W tym momencie przegięła. Wzięłam rozmach i z otwartej dłoni uderzyłam jej policzek z całej siły jaka posiadałam, Lauren wstała, spojrzała na mnie i wyszła ciężkim krokiem z „mojego" pokoju.
Z moich oczu popłynęły łzy rozpaczy, myślałam,że..Co ja głupia sobie myślałam, że będziemy szczęśliwa rodzina? Zapewne. - Schowałam głowę w poduszkę i pozwoliłam sobie na cichy szloch, nawet nie wiem kiedy znowu zasnęłam.

Lauren pov

Jaki ona ma tupet.

Nie chce tego dziecka, nawet nie lubię dzieci.

Na zamianę tylko spanie, żarcie i sranie.

Weszłam do swojego pokoju, po spotkaniu się mojej twarzy z dłonią Camili na pewno zostanie ślad, no cóż, może mi się należało.
Chciałam być miła, ale nie lubię kłamać.

Postanowiłam pójść pod normalny prysznic, więc otworzyłam swoją szafę i wyjęłam z niej czarne krótkie spodenki oraz stanik sportowy i długie skarpetki.

Po chwili znalazłam się pod gorącym strumieniem wody, już zapomniałam jak ciepła woda może być tak przyjemna. Stałam w kabinie chyba z 15 minut rozkoszując się każda kropla spadająca na moje nagie ciało.

Po prysznicu umyłam jeszcze zęby, założyłam czarne klapki nike i zeszłam na dół.

- Nie śpisz, córko? - Zapytał ojciec wychylając się zza gazety. Jaki on jest staromodny.
- Jak widać. - Podeszłam do lodówki i wyjęłam sok, który upiłam prosto z kartonu.
- Musimy porozmawiać. - Złożył gazetę na pół i odłożył na stolik obok fotela na którym siedział.
- O czym? - Westchnęłam i usiadłam na kanapie naprzeciwko ojca.
- Zostaniesz matką, córko. - Upił łyk bursztynowego trunku z literatki. - Musisz wziąć odpowiedzialność za dziecko i Camilę, zdajesz sobie z tego sprawę?
- Nie chce bachora, nie mam na to czasu i nerwów.
- Lauren! Cholera jasna! - Pochylił się i uderzył pięścią w stół. - Nie przyniesiesz mi wstydu, nie przyniesiesz wstydu rodzinie Jauregui! Masz zaakceptować dziecko i poślubić Camile! Zrozumiano?! - Spojrzał na mnie gniewnie.
Pochyliłam się do przodu opierając łokcie na kolanach i krzyżując ręce. - Czy Ty, kurwa myślisz, że masz prawo, tak, do, mnie, mówić? - Wstałam z miejsca i stanęłam nad mężczyzna zwanym moim ojcem.
- Przywołuje Cię do porządku, córko. - Wstał mierząc się ze mną wzrokiem, a ja splunęłam mu w twarz i wyszłam z salonu.
- To koniec! Rozumiesz? Skończyłem z Tobą, wrócisz do więzienia! - Słyszałam za plecami, ale nie odwracając się pokazałam mu środkowy palec i udałam się na górę.

Myślisz, ze zastraszy mnie powrotem do więzienia, stary zgred sam powinien tam gnić, a nie zasiadać za biurkiem w sądzie i wydawać wyroki niewinnym ludziom. Swoje za uszami miał, zreszta tak jak ja.

Weszłam do swojego pokoju i znalazłam walizkę, wrzuciłam do niej ubrania, bieliznę, buty, broń, noże i apteczkę. Dopięłam walizkę i przebrałam się szybko w czarne spodnie, koszulkę i czarna, skórzana kurtkę.

Wychodząc z pokoju biłam się z myślami, czy pożegnać się z Camila. Nie wiedziałam co mam zrobić teraz z tym wszystkim, ale pewne było to, ze nie chce dziecka i nadzoru ojca.

Nie potrafisz mi się oprzeć | CAMRENDonde viven las historias. Descúbrelo ahora